— Miło mi cię poznać, Malinku — uśmiechnął się przyjaźnie, po czym odrobinę odwrócił łebek w przeciwną stronę; na jego pyszczku malowało się kilka różnych emocji, których wychowanek Aronii nie był w stanie rozgryźć. Buras, nadal oszołomiony spotkaniem syna Gęsiego Pióra, przez pierwsze chwile nie odezwał się ani słowem, co ogromnie speszyło starszego. Dopiero, gdy zawstydzony klasyk miał zamiar odwrócić się w stronę swojego terytorium, kierowany nieznaną siłą niebieskooki wykrzyknął.
— Za-zaczekaj! — miauknął pospiesznie, nie do końca wiedząc co chce powiedzieć. Niezbyt potrafił rozmawiać z innymi osobnikami oprócz swojego kochanego brata, którego akurat przy nim nie było, więc z całych sił starał się coś wymyślić. Przeszukiwał ostatnie wydarzenia zakodowane w pamięci, lecz w miarę odkopywania wspomnień, w błękitnych ślipiach zaczęły pojawiać się gorzkie łzy spowodowane widmem wojny. Szybko ocierając je łapką, zerknął ukradkiem na zmartwiony pyszczek wilczaka i zażenowany wydukał.
— W-was t-też na-napadł K-Klan K-Klifu? — zapytał z nutą żałości w głosie, nie przejmując się zdradzaniem słabości prawie obcemu kotu, gdyż mentor nie wpoił mu jeszcze tej wiedzy.
— C-co? Nie! — zaprzeczył rudasek, któremu momentalnie zrzedła mina. Wlepił swe piękne oczęta w roztrzęsionego burasa i niepewnie podszedł bliżej, by ciszej dodać. — W-was zaatakowali, t-tak?
— Yhm — mruknął smutno, opuszczając wzrok zaszklonych ślipi na białe łapki, obecnie mokrych od przesiadywania w śniegu i ocierania łez. Przez natłok czarnych myśli zapomniał o dzielącej ich bariery nieznajomości i po raz pierwszy raz od okropnych wydarzeń, zaczął próbować mówić o dręczących go koszmarach. — Mo-moja m-mama z-zginęła, oj-ojciec też — załkał, zaciskając mocno powieki i starał się opanować nieregularny oddech. Dopiero po wypowiedzeniu przez siebie słów, dotarło do niego, że powierzył swoje zmartwienia totalnie obcemu uczniowi wrogiego klanu, więc rzucił mu pełne obawy spojrzenie. Odczuł ogromne zdziwienie, gdy zamiast szyderczego uśmiechu czy prześmiewczego wzroku spotkał się z pewnego rodzaju zrozumieniem na płomiennej mordce, tak jakby syn Igły miał podobne doświadczenia w krótkim życiu.
— Malinowa Łapo?! — dobiegło do nich pełne wściekłości warknięcie Aroniowego Podmuchu, który najwyraźniej szukał swojego ucznia. Na sam dźwięk głosu mentora, szarawe futro Malinka znacznie się uniosło, a z jego gardła wydobył się cichy pisk. Poprzez rozmowę z Leszczynkiem zupełnie zapomniał o treningu! — Przysięgam, obedrę cię ze skóry, parszywa mysia strawo!
— T-to twój mentor? —wydukał oszołomiony kocurek, sam wysuwając pazurki w geście ewentualnej samoobrony. Zrozpaczony sytuacją w której się znalazł, wnuk Żwirowej Gwiazdy nerwowo strzepnął końcówką ogona na zgodę.
— O-on n-nie żartuje — wyszeptał strwożony, bojąc się wykonać jakikolwiek ruch. Wiedział, że Aronia darzył go tak wielką nienawiścią, że bez zawahania spełniłby swoje obietnice, a następnie zakopał martwe ciało wychowanka daleko od obozu. Rzucił błagalne spojrzenie kocurkowi, przed którym nie wiadomo jakim cudem zdołał się tak otworzyć, mając nadzieję na jakiś ratunek ze strony rudzielca.
<Leszczynku? Wybacz za gniota>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz