Wtem jednak zaprzestała tym miłym rozmyślaniom. To nie było możliwe. Czapli Potok nigdy nie był i nie będzie jej biologicznym ojcem. Pyłek nie miała ojca, jedyną połączoną z nią więzami krwi była jej matka, która zniknęła wiele księżyców temu - tak przynajmniej sobie wmawiała. Po prostu czuła się źle myśląc o rozpieszczonej przez jej dawnych pobratymców siostrze, która z czasem przestała zwracać uwagę na biedną, młodszą o kilka chwil siostrzyczkę. Z drugiej strony czuła się jeszcze bardziej źle, zdając sobie sprawę, jakie to z jej strony samolubne. Chciałaby mieć dobrą rodzinę i z nią zostać. Po prostu.
Po tej chwili ciszy wyszeptała w stronę kociaka:
- Dziękuję.
- He? - Wymamrotał Lisek, odwracając wzrok od swoich rodziców i kierując spojrzenie na łaciatą. Z początku wpatrywał się w nią niemrawo, ale zaraz się otrząsnął i zrobił zdziwioną minkę, widząc jak łzy zbierają się w oczach. Wiedziała, że był na tyle mały, że nie rozumiał dlaczego płaczę. Swoją drogą, ona sama nie mogła tego wytłumaczyć. Z jednej strony czuła rozbrzmiewający smutek z głębi serca, ale z drugiej czuła się niezwykle spełniona przez poprzednie słowa syna Czaplego Potoku. - Czemu płaczesz?
Jego poważny ton korygował z niezbyt wyraźnym głosem, który porównać można było do seplenienia, przez co w oczach Pyłek zaiskrzyły jak gdyby jakieś iskierki. Z jej punktu widzenia Lisek był naprawdę świetny. Przynajmniej na ten moment, kiedy wpatrywała się w jego orzechowe oczy. Jednocześnie zaczęła mówić, lekko trzęsącym się tonem:
- Nie wiem. Po prostu dobrze mi w Klanie Burzy. Tutaj mam rodzinę, która mnie nie ignoruje. - Kocurek przekrzywił głowę, jak gdyby nie zrozumiał sensu jej słów - i najpewniej tak było, ale nie zważając na to terminatorka ciągnęła dalej, przy okazji przecierając łzy, które w końcu przestały płynąć. - Czasem nie każdy powinien zostać w miejscu, w którym się urodzi, wiesz? Ale więzy krwi nie słabną...
- A ty?
- Hmy?
Poczuła się nieco niemrawo widząc jakiś cień zainteresowania w oczach kocurka. Nie spodziewała, się, że ją zrozumie. Może po prostu nie doceniła kociąt? Dla niej czas kiedy była w jego wieku zdawał się być bardzo daleko, a więc nie do końca wiedziała jak dostosować swój styl mówienia do kogoś o wiele młodszego. Z resztą rzadko kiedy miała okazję czuć się mądrzejsza od innych.
- No wiesz, masz inną rodzinę oprócz taty?
- ...kh. - Wydała z siebie bliżej niezidentyfikowany dźwięk, a następnie spojrzała się na Konwaliową Rzekę i Czaplę. Leżeli obok siebie dzieląc się językami, a ich wzajemna bliskość nieco przytłaczała pręgowaną. Nie była pewna co o tym sądzić. Ona tak robiła tylko z matką, której nie było. Znajdowała się w Plemieniu Wiecznych Łowów, niezwykle daleko od tego miejsca. Uczennica wiedząc to, zdała sobie sprawę, że najpewniej nigdy się już nie zobaczą. Jej ostatni skrawek rodziny był daleko. Bardzo daleko. - J-już nie...
Jej głos był niepewny, a w dodatku na tyle nieprzekonujący, że sama by sobie nie uwierzyła. Ale mimo to, nie czując sensu ciągnięcia tej rozmowy, kiedy miała taki natłok myśli, wtem nagle wstała i rzucając ciche "do zobaczenia", wyszła ze żłobka, odprowadzona zdziwionym spojrzeniem całej dziatwy.
W przeciągu kilku dni Pora Nagich Drzew stawała się coraz bardziej widoczna, jak gdyby była zła, że nikt nie raczy jej zauważyć. Z początku treningi przebiegały normalnie, ale w pewien dzień, kiedy z nocy zdążyła utrzymać się już mała warstewka śniegu, Pylista Łapa zauważyła, że większość ptaków odleciała. Kiedy szli tak przez praktycznie oklapniętą, żółtawą trawę wokół panowała cisza. Większość kałuż zamarzła, dlatego faktyczne zbiorniki z wodą były jedynie w wyszukanych miejscach. To był pierwszy taki sezon w jej życiu, który pamięta. Mimo wszystko jednak, na ten moment wszystko wydawało się strasznie interesujące. Biały puch wzlatywał w powietrze, kiedy go pacała, a w dodatku ślady myszy i zająców zostawały na nim "zapisane", kiedy po nim szły.
Mimo wszystko jednak nie potrafiła polować w takich warunkach.
Naprawdę.
- Trzeba delikatnie stąpać, Pylista Łapo - Tłumaczył po raz kolejny już raz tego dnia, Czapli Potok. Jego ton głosu był łagodny, a on sam cierpliwie przyglądał się poczynaniom kotki, ale pewnym było, że nie miał ochoty marznąć cały dzień na dworze z tyłkiem w śniegu. Starał się nawet pokazywać jej jak to dokładnie robić i o dziwo nie było go słychać, ale mimo to Pyłek nie była jak prawdziwy pyłek - cicha i niewidoczna. Chociaż starała się jak mogła. Postawiała łapę powoli, pod kątem, który teoretycznie był prawidłowy, ale praktycznie od razu słyszała skrzypnięcie. Zdawała sobie sprawę, że robi tym zawód Czapli.
Mijał czas, a cienie coraz bardziej się wydłużały. Nadal zostało im mnóstwo czasu do zachodu, ale dla Pyłek czas biegł o wiele za szybko. Szło jej coraz lepiej, ale koniec końców spłoszyła całe dwa zające, które na szczęście zdążył złapać brązowooki.
- Na tym skończymy - Powiedział mentor, odkładając jedną ze zdobyczy - Ja pójdę już do obozu, a ty możesz pozbierać to co upolowaliśmy, dobrze, Pyłek? Będę u Konwalii.
Terminatorka kiwnęła głową i odprowadziła wzrokiem cicho sunącego do obozu mentora, a kiedy straciła go z zasięgu wzroku, ruszyła w przeciwnym kierunku. Trzask śniegu odbijał się głucho w kompletnej ciszy otaczającej te tereny, kiedy wykopywała znalezione zające. Łącznie było ich trzy, a także dwie myszy. Wydawało się to zasadniczo dużo jak na te zimno, ale mimo to nie wyglądały na tłuste. Chociaż każdą z nich pewnie można było się dużo najeść.
Kiedy była sama czuła się o wiele bardziej pewna siebie o czym świadczyły jej szybkie ruchy, kiedy przemierzała tereny w tę i z powrotem. Kiedy wreszcie zebrała wszystko i z ostatnim zającem sunęła przez śnieg, nieco zaróżowiało, chociaż niezbyt było coś widać spomiędzy chmur. Delikatne śnieżynki zaczęły opadać na ziemię, niesione przez wiatr. Odbijały światło zachodzącego słońca, tworząc ładny widok. Mimo, że nie mogła tego przyznać przed swoim mentorem i innymi, którzy tak ciężko polowali, aby zdobyć coś w ten ziąb, to była szczęśliwa widząc ten widok. Po prostu.
- Uwielbiam Porę Nagich Drzew! - Powiedziała stłumionym krzykiem, a jej głos odbił się echem po pustej przestrzeni. - Uwielbiam śnieg, te delikatne trzeszczenie, uwielbiam ten gryzący w nos wiatr i tą piękną ciszę... mam wtedy wrażenie, jakbym nie mieszkała w Klanie Burzy, tylko z pięknym puchem, który nikomu nie zdradzi moich słabości.
Śnieżynka spadła na jej łaciaty nos, przez co kotka kichnęła, ale nie zważając na to ruszyła dalej. Wtem dotarła do obozu, w którym również nie było zbyt głośno. Większość kotów dzieliła się językami w swoich legowiskach, a starsi poszli pewnie spać. Tylko ze żłobka słychać było radosne rozmowy. Pylista Łapa odłożyła zająca rozglądając się jeszcze parokrotnie po obozie, nie wiadomo do końca dlaczego, a następnie niepewnie ruszyła ku legowisku królowych i kociąt. Zanim jednak tam doszła, zobaczyła jakąś brązową kulkę siedzącą na zewnątrz. Podeszła do niej powoli i wtedy zauważyła, że siedzi tam tak naprawdę Lisek, który widząc Pyłek szybko wyprostował się. Mimo tego, że teraz wyglądał niezwykle dumnie (swoją drogą o wiele dumniej niż przeciętny kociak), to jednak nie umknęło jej uwadze, że przed chwilą wyglądał jakby był czymś nieźle zirytowany. Nie chcąc jednak zbytnio ingerować w to co robił, po prostu usiadła nieopodal. Była spięta, bo przez te kilka dni nadal nie nauczyła się jak zaczynać rozmowy z kimś tak małym, dumnym i szybko zmieniającym nastrój kociakiem.
Zdawał się walczyć sam ze sobą, raz po raz zerkając na Pyłek jakby chciał coś jej powiedzieć, ale z drugiej strony jego duma mu na to nie pozwalała. Terminatorka czekała więc w ciszy, patrząc na swoje łapy.
- Ja wiem, że... - Zaczęła niepewnie, ale zaraz poprawiła się i zaczęła ponownie. - Jeśli coś jest nie tak... to właściwie... to możesz powiedzieć.
Zauważyła błysk w oku kocurka, ale ten praktycznie od razu pokręcił głową. Nie chciał być skarżypytą? Sama Pyłek zbytnio nie wdawała się w rozmowy z kociakami w jej wieku, a więc nie wiedziała do końca o co mogło mu chodzić. Równie dobrze mogłaby stwierdzić, że po prostu to jakaś drobnostka jak na kociaka i go zostawić, ale coś ją tutaj trzymało. Swoją drogą czuła się o wiele lepiej na dworze, w ciszy i spokoju, a więc jeżeli o to chodziło Liskowi, to równie dobrze też mogła sobie tu posiedzieć.
<Lisek? Pyłek raczej zrozumie Liska ;)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz