*akcja dzieje się jeszcze przed zgro i zaciążeniem Migacza*
Uśmiechnęła się jeszcze raz, teraz trochę wyraźniej i wyciągnęła łapę, by polizać ją od niechcenia. Przez chwilę siedziały w milczeniu, co było aż dziwne, obserwując powoli wstający do życia obóz. Zawiał lekki podmuch chłodnego wiatru zapowiadającego zbliżające się jeszcze większe mrozy. Kocica zadrżała.
- No dobrze, a teraz nasza wojowniczka pójdzie spać. Ledwo tu siedzisz, jesteś zmęczona po tej nocy, a odpoczynek ci się należy - stwierdziła, mierząc od stóp do głów towarzyszkę.
- Ale ja wcaaaaale nie jestem zmęczona! - prychnęła, zamieniając słowa w przeciągłe ziewnięcie. Zastępczyni przewróciła oczami, lecz z jej pyszczka wydobył się cichy chichot.
- Tak, już widzę, jak rwiesz się na polowanie - zamruczała. - Słuchaj Fiołeczku, naprawdę nie masz ochoty zobaczyć nowego legowiska? Proszę się, nie jesteś już kociakiem ani nawet uczniem, zaraz mi tu padniesz.
Calico westchnęła, mrużąc senne oko. Pokręciła łbem, jednak zaczęła iść w stronę posłań. Migoczące Niebo mrugnęła, wstała i poszła za nią, jakoś nie chcąc, by młoda poczuła, źle zastępczyni chce się jej pozbyć. Zatrzymała się w wejściu, następnie schyliła się przy młodszej szperającej wśród mchu.
- Tamto jest wolne - miauknęła, wskazując jej jedno z leży bliżej zewnątrz. - To też - dodała, tym razem pokazując to nieco bardziej przy środku. Fiołkowa Bryza uśmiechnęła się zawadiacko, siadając na nim i umaszczając łapami po swojemu. Potem ułożyła się, opierając głowę o przednie kończyny.
- A tyyyyyy ciociu, co teeeeeeeraz robisz? - spytała, znów przyciągając wyrazy ziewnięciami.
- Muszę sprawdzić, czy poranny patrol wyruszył, a potem pewnie idę z kimś na polowanie.
- A ja? - zapytała ponownie z lekkim błyskiem w pozostałym zdrowym, lecz zmęczonym ślepiu.
- Jeśli chcesz, mogę cię później zabrać na wieczorny - odparła, leniwie kładąc się na swoim mchu.
- O, tak, tak, taaaaaaak! - pisnęła, o wiele bardziej żywo. Obydwie wiedziały, że to będzie jej pierwszy, prawdziwy obowiązek na nowym stanowisku.
- No dobra - mruknęła. - Muszę iść ogarnąć parę spraw. Jak się obudzisz, zaczep do mnie, a jak mnie nie będzie, to spytaj się kogoś. Cóż... nowa zastępczyni będzia miała pracowity dzień. Dobranoc, Fiołeczku.
- Dobranoc, ciociu Migacz! - odpowiedziała, jeszcze raz ziewając.
Znowu zaśmiała się cichutko, pod nosem i wyszła, rozglądając się za kotami, które wczoraj wyznaczała do sprawdzenia granic.
***
- Czyli naprawdę życie jako zastępca jest aż tak ciężkie? - spytał z zainteresowaniem szary.
- Och tak, nawet nie wiesz jak bardzo. Już mam dość - zamruczała z rozbawieniem. - Cóż, jakoś sobie radzę.
Wtedy, niespodziewanie i z nikąd, jak to miała w zwyczaju, pojawiła się córka Ciernistej Łody... to znaczy Gwiazdy.
- Ciooooociu, mówiłaś, że weźmiesz mnie na ten patrol! - miauknęła, z ekscytacją ugniatając ziemię łapkami. To co, wyznaczysz wojowników? Proooooszę, weź mnie!
- Oczywiście, obiecałam, to wezmę - odparła z lekkim uśmiechem. - Twojego brata też bierzemy?
- O tak, Orzełek się ucieszy! - zawołała radośnie i popędziła, prawdopodobnie podzielić się z nim wieściami.
- Po kim ona ma tyle energii... - mruknął, kręcąc łbem.
- Nie było nas wtedy na świecie, lecz wiele słyszałam o tym, jak strasznie niesfornym, energicznym i upierdliwym kociakiem była jej matka. Widzisz, masz odpowiedź - stwierdziła, a wąsy jej zadrgały. - Dobra, czas wyznaczyć te koty. Chcesz iść? - dodała, podnosząc się.
- Nie, ja dzisiaj już podziękuję obowiązkom. Do zobaczenia, Migotko - odpowiedział, liżąc siostrę po uchu.
- Do zobaczenia. - Odwzajemniła gest i poszła w stronę grupki klanowiczów przy krzewach.
- Witajcie. Błękitna Cętko, Kaczeńcowy Pazurze, pójdziecie na wieczorny patrol ze mną, Orlim Trzepotem i Fiołkową Bryzą - oznajmiła, spoglądając na najstarszego wojownika i cętkowaną córkę Białej Sadzawki.
Obydwoje odpowiedzieli niemym skinieniem głów. Długołapa zrobiła to samo.
***
Wokół zapadł zmrok, gdy zebrała wybranych przy wyjściu z obozu. Brakowało tylko jednej. Córka Rdzawego Ogona krążyła, niecierpliwie tupiąc łapą. Gdzie ta mała spryciara znowu się podziewała? Nawet jej bury braciszek nie miał pojęcia. Po chwili, gdy przewodnicząca grupą miała już szukać jej w legowisku, ta przybiegła, machając ogonem.
- No wreszcie Fiołku, ile można czekać - prychnęła, chociaż obydwie doskonale wiedziały, że uraza była tutaj jak najbardziej udawana. - No dalej, nie marnujmy więcej czasu - dodała, ruszając.
Fiołek?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz