Tego dnia liliowy kociak jak zawsze siedział w kącie żłobka. Lubił tam przesiadywać, miał tam przynajmniej trochę spokoju od hałaśliwego rodzeństwa. Blady nie rozumiał, jak można być tak głośnym, cały czas krzyczeć i piszczeć. Niebieskooki naprawdę nie lubił swojej rodziny. Miał jej dość. Od zawsze był inny. Nie tylko dlatego, że był słabszy i sporo mniejszy od innych. Różnił się też z charakteru. Zwykle kociaki są zwykle radosne, energiczne. Lubią bawić się, zwracać na siebie uwagę, mieć kontakt z innymi. Jednak Blady nigdy taki nie był. Zawsze odstawał od grupy, wolał być sam. Nie lubił hałasu, sam zwykle był cichy. I odkąd jego charakter zaczął się kształtować, nie okazywał zwykle emocji. Oczywiście gdy był młodszy, gdy ktoś rodzeństwa mocno go uderzył, potrafił się rozpłakać. Jednak im straszy kocurek się robił, tym mniej emocji pokazywał. Co nie znaczy oczywiście, że ich nie czuł. Po prostu tłumił wszystko w sobie, maskując to obojętną miną. Tak, obojętność, to ona najczęściej maluje się na pysku pręgowanego kociaka. Często siedzi po prostu wpatrując się obojętnie w ścianę, tak jak teraz. Siedział w swoim kącie i patrzył się skulony w ścianę. Nagle poczuł, jak coś dotyka go w bok. Gdy Blady oderwał wzrok od ściany i spojrzał w tamtym kierunku, zobaczył swojego brata, Szałwię.
- Bawisz się? – zapytał kremowy kocur.
Blady wiedział, że chodzi o siłowanie się. Kiwnął głową. Zawsze starał się udowodnić, że nie jest taki słaby na jakiego wygląda. Niestety, był. Dlatego też zwykle przegrywał. Wtedy się wściekał, ale po pewnym czasie znowu próbował. Wstał i odszedł z bratem trochę od ściany. Po chwili Blady skoczył na kremowego, ten jednak z łatwością zrzucił z siebie brata i przygniótł go do ziemi. Liliowy wyrwał się i ponownie spróbował zaatakować, co ponownie zakończyło się porażką. Tym razem jednak silniejszy kociak przyciskał go do ziemi na tyle mocno, że słabszy, niebieskooki kocurek nie dał rady się wyrwać. Po chwili usłyszał śmiech Szałwii.
- Jak zwykle wygrałem. – zaśmiał się. – Naprawdę trudno z tobą przegrać! – kociak ponownie się roześmiał, i zeskoczył z brata.
Blady wstał i syknął, zdenerwowany kolejną porażką. Bijąc chudym ogonem na boki odszedł od tego śmiejącego się idioty i usiadł w swoim kącie patrząc się w ścianę, nadal machając lekko ogonem.
Po pewnym czasie podeszła do niego jego siostra, Rozkwit. Kolejna irytująca istota. Spojrzał na nią wyczekująco. Ta rzuciła mu wredny uśmieszek, po czym sama się przewróciła i zaczęła piszczeć.
- Mamo! MAMO! – Znowu się zaczyna.
Konwaliowa Rzeka natychmiast pojawiła się obok.
- Co się stało kochanie? – zapytała z troską i przygarnęła do siebie drącą się kotkę.
- B-bo... BLADY MNIE UDERZYŁ! – ponownie zaczęła się wydzierać.
- Cii… - szylkretowa kotka przytuliła do siebie przybraną córkę. Po chwili odwróciła się do liliowego kocurka. – Blady, dlaczego uderzyłeś siostrzyczkę? – zapytała, zmieszana.
Niebieskooki jednak nie odpowiedział. Miał dosyć wymysłów tej idiotki. Jeśli myśli, że za każdym razem wyjdzie na kochanego aniołka mamusi to jest w błędzie. W końcu, jak Konwaliowa Rzeka dowie się o tych jej wszystkich teatrzykach, to się doigra. Ale dlaczego zielonooka kocica nadal się nie zorientowała? Naiwna. Po chwili jednak ponownie usłyszał głos matki.
- Blady, mówię do ciebie… - chyba miało zabrzmieć to ostro, ale cóż, coś nie poszło.
- Nic nie zrobiłem, ona znowu wymyśla jakieś głupie scenki. – mruknął, dalej zwrócony w stronę ściany. Nie miał zamiaru się odwracać, tylko dlatego, że ta głupia koteczka, która niestety była jego siostrą znowu robi afery. Chciał mieć tylko spokój, to jedyne czego pragnął, ale musiała się przyplątać, jakby nie mogła dręczyć kogoś innego.
<Rozkwit, Szałwia lub Konwalia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz