— Uspokój się, malutka, nic ci nie zrobimy. Uratowaliśmy cię — miauknął, lustrując ją wzrokiem i delikatnie dotykając jej zabandażowanych łap.
Koteczka pisnęła, z przerażeniem zabierając swoje łapki. Oczy wyglądały jak dwa księżyce, kiedy bacznie przyglądała się medykowi i szylkretowej. Zatrzymała się dłużej na Rdzawej Łapie, po czym ziewnęła rozdzierająco i spróbowała się ułożyć do snu.
— Muszę z nią porozmawiać... — zaczęła Rdzawa Łapa, podchodząc do kocura, który wrócił do układania ziół.
Gradowa Mordka popatrzył się na nią, jakby pająki zasnuły jej mózg i warknął:
— Nie widzisz, że musi odpocząć?
Jego spokój i subtelność natychmiastowo uleciały, dając wyraźny obraz zgorzkniałego medyka, który potrzebuje ciszy. Rdzawa Łapa zmrużyła swe żółte ślepia w szparki, machając gęstym ogonem w geście zdenerwowania. Wysunęła pazury i wpiła je w glebę.
— Muszę z nią porozmawiać — wycedziła, a jej źrenice zmniejszyły się.
Medyk udał, że jej tutaj nie ma. Bez jakiegokolwiek słowa wyjaśnienia porządkował aromatyczne zioła, układał je w kupki albo kładł na prowizoryczną półkę. W końcu wziął się za ugniatanie jakiejś maści i podał ją w paczuszce Rdzawej Łapie.
— Zanieś to Blademu Świtowi, ostatnio coś się skarżyła, że ją łamie w kościach — powiedział obojętnie, nawet nie zaszczycając jej spojrzeniem — Rozsmaruj w bolącym miejscu i przyłóż te liście.
Również je wzięła, a paczuszka i kupka liści skutecznie uniemożliwiały jej dalszą konwersację. Czuła rosnący gniew, ale zdusiła go w zarodku i wyszła bez miauknięcia pożegnania. Za sobą słyszała tylko nerwową krzątaninę Gradowej Mordki i nierówny, chaotyczny oddech kociaka.
- - -
— Czy mogłabym ją już odwiedzić, Kwiecisty Wietrze? — spytała niepewnie Rdzawa Łapa, przebierając smukłymi łapami w miejscu.
Szylkretowa kocica odwróciła ku niej łeb, kiwając nim powolnie na zgodę.
— Owszem, czuje się o niebo lepiej.
Rdzawa Łapa skinęła jej łbem i weszła przez zwisające bluszcze do oddzielnego legowiska, gdzie zazwyczaj leżały chore lub ranne koty. Teraz, na środkowym leżu, siedział tylko ten mały kociak. Jej łapki dalej były opuchnięte, ale zostały zdjęte z nich bandaże.
— Cześć, jestem Rdzawa — przywitała się z nią kotka, siadając naprzeciwko niej.
Było w niej coś, co pamiętała. Jej zapach mieszał się ze słodkim aromatem kolorowych kwiatów, smrodem Drogi Grzmotu i... kotami Dwunożnych. Automatycznie pomyślała o Albercie, więc skuliła się, jakby przed niewidzialnym uderzeniem.
— Polewka — jej pyszczek rozszerzył uśmiech, którym życzliwie obdarzała każdego napotkanego kota.
— Skąd jesteś, mała? — spytała Rdzawa Łapa, nadal w pamięci mając obraz sfinksa. Ciekawe co u niego...
<< Polewko? >>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz