Mama zawsze mówiła, że jestem bardzo mądrą i dużą koteczką. To znaczy mogę sobie sama pójść do tych dziwnych, dużych drapaków z zielonym dywanem na czubkach. Nie potrzebuje żeby ktoś mi mówił co mam robić, a czego nie. Słucham się tylko mamy, a jej tutaj nie ma, więc będę robić co mi się podoba. Ten tata na pewno nie ma na to pozwolenia mamusi, bo jest niemiły i łysy. Jakby mu zależało to zacząłby mnie szukać, albo nawet nie pozwolił się tak oddalać. Tuptałam sobie spokojnie przez szare ulice. Przyglądałam się ludziom i ich dużym zwierzakom, które prowadzili. Niektóre szczekały i wyrywały się w moją stronę, a inne przeciwnie, radośnie podskakiwały i merdały ogonami. Jednak co to za zabawa skoro ich właściciele karcili je za takie zachowanie, co w tym złego? Nagle do mojego noska dobiegł zapach innego kota. Nie pachniał jak mamusia czy braciszkowie, nawet tatuś nie pachniał w ten sposób. Zaciekawiona skręciłam w boczną, ciemną uliczkę i mrużąc oczka starałam się usłyszeć każdy najmniejszy szmer. Nagle zza jakiegoś pudła wyskoczył duży, burawy kocur. Miał krótkie, wybrakowane w niektórych miejscach futro, a jego żółte ślepia lustrowały mnie. Uśmiechnęłam się uroczo i cicho mruknęłam.
- Dzen dobly - powiedziałam grzecznie, mama zawsze mówiła, że trzeba być miłym dla innych i pokazać się od najlepszej strony. Podobno pierwsze wrażenie jest bardzo ważne. Ten pan nie wydawał się być kotem jak mamusia, ale może mi pomóc dostać się do lasu nie przechodząc przez bagna o których mówił tatuś. Buras mimo swojego strasznego wyglądu nie wydawał sie być niemiły. - Cy moze mi pan pomóc? Sukam takich duzych dlapaków z zelonymi cubkami? Baldzo bym ciała się tam dostać, ale mój tatuś ne chcał mnie zaplowadzic.
Kocur zmrużył oczy i z dziwnym wyrazem pyska dalej patrzył na mnie. Pewnie myślał nad moją prośbą.
- W lesie takie małe kotki jak ty nie poradzą sobie. Są tam lisy i borsuki, która mogą jednym pacnięciem łapy zrobic z ciebie swój następny posiłek. Lepiej wracaj do domu i połóż sie obok mamy. Tak będzie dla ciebie najlepiej - rzekł kocur spokojnym i miłym dla ucha tonem. Zrobiłam naburmuszoną minę. Znaczy, niby nie miałam pojęcia czym są borsuki i lisy, ale nie brzmiały strasznie. Może ten kot miał na myśli te duże stwory, które prowadzą ludzie. Przecież one są nieszkodliwe. Nawet jeśli jakiś na mnie warczał, nie mógł się urwać i pobiec za mną, bo był mocno trzymany.
- Ale ja jestem juś duzia! Poladze sobie sama! Ne boje sie tych stfolów! - krzyknęłam, a kocur siadając na ziemi zaśmiał się cicho - Cio pana tak śmiesi?! A w siumie mnie to nie obchodzi. Plosie mi pokazać dloge. Blagam. Jeśli cioś mi się stanie, niech pan sie za to nie wini, to był mój pomysł.
Kocur zrezygnowany otrzepał się z kurzy i innego świństwa i machnął ogonkiem. Utykając na jedną łapę wyszedł z uliczki, a ja podbiegłam do jego łap ocierając się o nie. Lubiłam inne koty, nawet bardzo, kiedy jestem sama wszędzie jest dziwnie cicho i smutno, wtedy gadam do siebie, ale to jest mniej zabawne niż kiedy ktoś cie słucha. Kocur szedł na tyle szybko żeby sprawnie i na czas mógł wrócić do swojego pudełka, ale i na tyle wolno żebym umiała dotrzymać mu kroku. Nawet jeśli musiałam co chwilę podbiegać co było bardzo męczące. W pewnym momencie wyszliśmy z dużego skupiska ludzi. Coraz więcej dookoła nas było trawy i innych krzaczków. Do mojego noska docierało bardzo dużo zapachów, których nie znałam. Poczułam się bardzo pobudzona i miałam ochotę skakać po wszystkich pagórkach. W oddali widziałam juz te duże drapaki! Jesteśmy już blisko! Polna ścieżka zaczęła być bardziej widoczna, jakby tutaj była częściej używana. Przed sobą miała coś płaskiego, dużego i szarego. Nie pachniało ładnie, a pan kot nie wydawał się być zadowolony tym, że tutaj jest. Odwrócił się w moją stronę, marszcząc nos i mrużąc oczy. Chciał mi coś powiedzieć, ale jego głos zagłuszył bardzo głośny i groźny dźwięk. Przed pyskami przejechała nam ta maszyna, którą mój właściciel jeździł z nami do innego pana, który mieszkał w białym pokoju, gdzie dziwnie pachniało. Byłam przyzwyczajona do tego widoku, ale buras zjeżył się widocznie i wygiął grzbiet. Zasyczał głośno marszcząc nos od smrodu. Spojrzał na mnie z troska w oczach, ale milczał. Przez chwile panowała cisza, ale kiedy zaczęłam przebierać zniecierpliwiona łapkami ten zaczął.
- Jeśli pójdziesz wzdłuż tej szarej drogi dojdziesz do lasu. Uważaj na siebie maluchu, szkoda by ciebie było. Jesteś młoda i bardzo urodziwa, jeśli przeżyjesz podróż możesz znaleźć zdziczałe koty, które mieszkają w lesie. - pochylił się i polizał mnie po łepku, zamruczałam głośno i otarłam się o jego klatkę piersiową. Kocur popchnął mnie lekko w stronę drogi, a ja szybkim truchtem zaczęłam kierować się do lasu. Moje oczka były zmrużone, wszystko tutaj brzydko pachniało, a pył drażnił moje oczka. Kilka razy chciałam zawrócić i poszukać pana kota, który odprowadziłby mnie do domu. Ale przecież zaszłam już tak daleko, nie mogę się poddać tak szybko. Pokaże wszystkim, że jestem samodzielna i poradzę sobie sama. Tata bardzo się zdziwi, bo przecież to on powiedział, że nie możemy iść do lasu, a koty, które tam mieszkają są złe. ja tak wcale nie myślę, może są troszkę inne, ale to przecież zwyczajne koty. Na pewno mają się fajnie, bo nikt nie mówi im co mają robić. Są przecież DZIKIE. Przeskakując z łapki na łapkę rozmyślałam jak to może u nich wyglądać. Może są magiczne i potrafią rzucać uroki na innych, i przez to mama nie pozwalała mi chodzić do lasu. Czy to znaczy, ze ja potem też będę umiała czarować? Byłoby świetnie! Słońce za horyzontem zaczęło już się chować. Niebo stało się bardzo kolorowe i ładne. Chmurki były różowe i wyglądały prześlicznie. Nagle ogarnęło mnie duże zmęczenia. Chciałabym być teraz obok mamy i przytulać się do jej ciepłego futerka. Ziewnęłam przeciągle i zamrugałam kilka razy. Nie mogę zasnąć, moja podróż by trwała dłużej. Jeśli tatuś by mnie szukał, pewnie łatwiej byłoby mnie dogonić. Jeśli mnie znajdzie, pewnie będzie krzyczeć, a ja tego bardzo nie lubie. To takie nieprzyjemne. Nie! Nie pójdę spać! Będę dzielna i silna! Dotrę tam przed następnym dniem i prześpię się wśród pachnących kwiatów leśnych. Tak. To będzie wspaniały sen. Znów ruszyłam. Niesiona jakby nową siłą szybko kroczyłam przed siebie. Teraz znacznie rzadziej jeździły tutaj maszyny ludzi, było bardzo cicho. Gdzieś w oddali szczekały stwory ludzi, a na pojedynczych drapakach ćwierkały ptaki. Droga bardzo się przez tą cisze dłużyła. Łapki zaczynały mnie boleć. Usiadłam na chwilę i wlepiłam oczka w księżyc. Dyszałam cicho i uderzałam ogonkiem o beton. Chciałabym już być na miejscu, pośród pachnących kwiatków. Wstałam i znów ruszyłam przed siebie.
Łapy miałam jak z waty, uginały się pod moim ciężarem. Słoneczko już wyłaniało się znad drapaków. Nagle odwróciłam łepek, po mojej lewej zobaczyłam swój cel. Oczka mi rozbłysły z podekscytowania. Zamrugałam z niedowierzaniem. Bez namysłu przebiegłam przez drogę, na szczęście nic po niej nie jechało. Wskoczyłam wgłąb krzaków, ale nie zdawałam sobie sprawy, że zaraz za nimi była ostra górka. Sturlałam się z niej i w pewnym momencie uderzyłam tyłem główki o wystające coś. Bardzo bolało, zapiszczałam i upadłam na ziemie. Nie umiałam się podnieść, czułam jak pod uszami spływa mi cienka strużka krwi. Przynajmniej moje marzenie o śnie wśród kwiatów się spełniło. Słodka woń ukoiła ból i utuliła mnie do snu.
Obudziłam się w dziwnym miejscu. Z trudem otworzyłam oczy. Nie miałam siły poruszyć żadną z łap, wszystko wydawało mi się zbyt trudne i skomplikowane. Koniuszek mojego ogona zadrgał niespokojnie, kiedy poczułam czyjąś obecność dość blisko mnie. Zmarszczyłam nosek, wciągając powietrze. Był to kot, ale nie znałam go. Zamrugałam żeby odgonić mroczki sprzed pola widzenia. Wszędzie były posłania z mchu, a w zagłębieniach leżały dziwne zielska. Ciężko było mi oddychać, dlatego robiłam to z dużym wysiłkiem i bardzo nagle. Obróciłam główkę i zobaczyłam długowłosego kocura, miał bardzo... specyficzną urodę. Chciałam się podnieść, ale łapy wciąż odmawiały mi posłuszeństwa, od razu upadłam na bok, uderzając się leciutko główką o mech, zapiszczałam z bólu i do legowiska weszła rudo-czarna, wysoka kotka z złotymi ślepiami. Kiedy się otrząsnęłam lekko przestraszona i zmieszana w końcu przerwałam ciszę.
- Kim jesteście? Co chcecie mi zrobić? Jak ja się tu znalazłam? Dlaczego mnie boli? - zapiszczałam chowając pysk w łapkach. Cała moja ciekawość i upartość gdzieś uciekły, zostawiły mnie samą - Proszę, nie róbcie mi krzywdy.
<Rdzawa? Grad? Wiem, że Luc odpisze szybciej, więc>
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.W Klanie Wilka
Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.W Owocowym Lesie
Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz