— Na własne oczy mieliście okazję się przekonać się do czego są zdolni nierudzi. O tym wam mówiłam od pierwszych chwil waszego życia!
Miała nadzieję, że jej kocięta wyciągną cenną lekcję, z tego czego byli świadkami. Jawnej niesprawiedliwości i hipokryzji Różanej Przełęczy, która wady potrafiła dostrzec tylko u jej bliskich. Szkoda, że względem Tropiącego Szlaku była aż nadto wyrozumiała, jak i również wobec swojego syna.
Czy Płomienna Łapa zabił jakiegoś kota, bądź omal nie doprowadził do upadku sojuszu? Nie. Zamiast tego najzwyczajniej w świecie dbał jedynie o dobro swoich bliskich i przyszłość klanu, w przeciwieństwie do reszty pustych wojowników, którym jedynie zależało na przeżyciu w spokoju życia bez zbędnego zamartwiania się przyszłością.
Spoglądała na czwórkę z piątki swoich kociąt, będąc zawiedziona ich postawą. Zamiast się za nią wstawić i bronić swojego brata, przyglądali się sytuacji, tak jak reszta kotów. Zawiodła się na nich. Myślała, że nauki którymi ich raczyła od narodzin miały jakieś znaczenie. Że rodzina jest najważniejsza i powinni zawsze się wspierać, nawet jeśli nie zawsze żyją w zgodzie. Tak w końcu było z nią i Piaszczystą Zamiecią, który ją co prawda zawodził na każdym kroku, ale był jej bratem.
— Ale Płomiennej Łapie nic nie będzie, w końcu Obserwująca Żmija to nasza babcia… — podjęła w pewnej chwili niepewnym tonem uczennica medyka
Wojowniczka zrobiła krok na przód, zbliżając się do Margaretkowej Łapy, która nie mogąc utrzymać kontaktu wzrokowego z matką, niepewnie opuściła głowę w dół. Ledwo potrafiła się utrzymać na trzęsących się łapach.
— Jeśli jeszcze raz nazwiesz tę przybłędę “waszą babcią” w mojej obecności to zadbam o to, aby już żaden dźwięk nie wydobył się z twojego pyska. Tyczy się to również waszej trójki. — zwróciła się do Nagietkowego Wschodu, Liliowej Łapy i Stokrotkowej Łapy — Obserwująca Żmija nie jest waszą babcią, nigdy nie była i nigdy nie będzie. W szczególności po tym czego się dopuściła. Jedyną kotką, którą macie prawo nazywać babcią jest Ziębi Trel. To ona była przy mnie, gdy byłam w ciąży i pilnowała, aby nikt nie zagroził mojemu, jak i waszemu życiu, gdy reszta wojowników nieudolnie poszukiwała mordercy waszej ciotki. Z resztą do tej pory nie został odnaleziony… — rzuciła z przekąsem, w końcu o tym, że to martwy bury wojownik okazał się być mordercą wiedzieli tylko ona, Piaszczysta Zamieć, Różana Przełęcz i Sójczy Szczyt. — To może być większy spisek niż zakładałam. — miauknęła sama do siebie, niż do uczniów, w których i tak udało jej się zasiać ziarno niepewności. — Macie kategoryczny zakaz zbliżania się do Obserwującej Żmii, czy to jasne? To dla waszego bezpieczeństwa. — Ostatnie zdanie powiedziała łagodniejszym tonem, przyglądającym się z troską swoim głupim, naiwnym kociakom, które kochała nad życie (Margaretki nie). Miała nadzieję, że kiedyś zrozumieją jej zachowanie. Być może, jak sami założą rodziny.
***
— Ciekawe jak będziesz się czuć, jak twoje kocięta zostaną ci zabrane. Może przestaniesz się tak głupio uśmiechać, udawać słodką idiotkę i wreszcie przejrzysz na oczy… — prychnęła, po tym jak wygarnęła cętkowanej kotce, że zamiast na zachodzeniu w ciążę, powinna się skupić na doprowadzeniu treningu jej ukochanej Stokrotkowej Łapy do końca. Jednak Brzęczkowy Trel była nieruda, cóż się dziwić, że zamiast skupić się na swoich obowiązkach, wolała iść na łatwiznę i zaszyć się w kociarni na osiem księżyców, gdzie będzie miała wszystko podawane pod nos. Wątpiła nawet w to, że była samotniczka była w stanie czegokolwiek nauczyć jej kociaka. Gdyby nie Lew, jej córka skończyłaby najpewniej tak jak cynamonowa - bez podstawowej wiedzy, jak powinna o siebie zadbać.
Właściwie, ruda z przyjemnością obserwowała by rozpacz cynamonowej kotki, gdyby musiała doświadczyć tego co ona, gdy została zmuszona do oddania dziecka pod opiekę tej zdradzieckiej Żmii.
— Ale naprawdę Brzęczko? — zagadnęła ignorując puste słowa, w których cynamonowa ją przepraszała. — Ze wszystkich kotów zdecydowałaś się założyć rodzinę z Malwowym Rozkwitem? — Wykrzywiła pysk, dając kotce jasno do zrozumienia co myśli o jej związku z kocurem, który mógłby być na dobrą sprawę jej ojcem, gdyby zdecydował się założyć rodzinę o wiele wcześniej w młodości. Co innego gdyby była w nim zauroczona, podziwiała go jakimś cudem, ale żeby od razu decydować się na kocięta? Najwidoczniej zależało jej na urodzeniu słabych i chorych kociąt, które zamiast wzmocnić to osłabią jeszcze bardziej Klan Burzy. — Pewnie zaraz umrze, taki stary jest, a ty zostaniesz całkowicie sama… Pusty Łeb o wiele lepiej by do ciebie pasował, bo obojgu z was pająki zasnuły umysł już dawno temu. Wstyd mi, że uważałam cię za przyjaciółkę…
Niemiłe słowa padające z pyska potomkini Piaskowej Gwiazdy doprowadziły ciężarną kotkę do płaczu, które na trzęsących się łapach wróciła z powrotem do kociarni. A Lew? Nie nabrała się na wymuszoną chęć wzbudzenia u niej współczucia. Nie obchodziły jej obce koty, które pośrednio i bezpośrednio przyczyniły się do krzywdzenia jej bliskich. Wciąż czuła złość, że żadna inna kotka, a przede wszystkim kotka, która sama była matką, bądź w niedługim czasie miała nią zostać, nie stanęła w jej obronie i jej syna. Czuła złość i gorycz sercu, która z każdym kolejnym dniem jeszcze bardziej przybierała na sile. Z trudem powstrzymała przed wysłaniem na tamten świat liderki, której rządy zamiast wzmocnić klan to go jeszcze bardziej osłabiały.
Walki w tunelach i kopanie tuneli? Na co to Burzakom, którzy powinni trenować na otwartym terenie, w końcu ich budowa ciała była przede wszystkim do tego stworzona, aby polować na zajęczaki na zielonych łąkach, a nie do przeciskania się w ciasnych tunelach, gdzie czekała na nich rychła śmierć. Widać, jak Różana Przełęcz ceniła sobie historię i kulturę ich społeczności, jednak czego można było się spodziewać po Przeklętym Kocięciu.
— Obiecałeś mi, że zawsze będziesz przy mnie dziadku, więc… dlaczego pozwalasz na krzywdzenie swoich bliskich? — Ledwo słyszalne pytanie zostało porwane przez wiatr, pozostawiając wojowniczkę bez odpowiedzi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz