-W takim razie masz naprawdę niski poziom cierpliwości - Odpowiedziała, nie widząc sensu w tłumaczeniu czegoś Hiacyntowi, czego i tak nie zrozumie.
- Ta konwersacja do niczego nas teraz nie doprowadzi - Miauknęła, wyraźnie tonem i swoją postawą sugerując chęć odejścia - Zobaczymy w przyszłości, czy jesteś bardziej godny zaufania niż twój mentor - Po tych słowach odwróciła się na pięcie, odchodząc w stronę w którą miała kierować się z początku. Już dość zmarnowała czasu na bezsensowną rozmowę o niczym i słuchaniu żali jakiegoś młodzika.
- Ta konwersacja do niczego nas teraz nie doprowadzi - Miauknęła, wyraźnie tonem i swoją postawą sugerując chęć odejścia - Zobaczymy w przyszłości, czy jesteś bardziej godny zaufania niż twój mentor - Po tych słowach odwróciła się na pięcie, odchodząc w stronę w którą miała kierować się z początku. Już dość zmarnowała czasu na bezsensowną rozmowę o niczym i słuchaniu żali jakiegoś młodzika.
‧▪꙳◈◃♦――♜――♦▹◈꙳▪‧
Czasy się zmieniły. Na niekorzyść. Róża została wpakowana na rolę zastępcy zaraz przed tym, kiedy pożal się gwiezdni wilczacy postanowili zająć ich tereny. Świetny początek, prawda? Śmierdzący kundle wkroczyli na ich ziemię, a irytację potęgowało kilka faktów. Pierwszy był taki, że jeden z ich wojowników pozbawił życia Wietrzną Melodię. Mentorkę, z którą Różana do tej pory miała dobre relacje, która rozumiała jej niechęć do otwartej walki i nawet czasem ćwiczyli to, na co akurat Róża miała ochotę. Dokładnie pamiętała rysy, wygląd i smród kocura, który pozbawił ją życia, nie mając zamiaru pozostawić tego bez odzewu. Może nie teraz, może nie za rok, może nawet nie za życia, ale miała zamiar sprawić, by za to zapłacił. Podobnie jak każdy wilczak, który położy chodźby palec na nieodpowiedniej osobie. Nienawidziła tej bezsilności. Każda więź rodzinna zdawała się być w tej sytuacji czystym przekleństwem. Coś, od czego starała się uciec ostatnimi czasy znów ją splątało, tym razem już bez możliwości opuszczenia nie tylko terenów klanu, ale również obozu. Czuła się… duszona. Teraz jedynie mogła obserwować swoich klanowiczów, pilnować, by nic się nie stało i obserwować potencjalnych zdrajców, którzy zamiast dotrzymać lojalności swoim, być może postanowią przejść na stronę okupantów. No i dodatkowo- oni zrobili to samo, kiedy przejmowali tereny Klanu Nocy. Karta się odwróciła, ale w nie tą stronę w którą powinna. Ale nie sami Burzacy ją interesowali. Przede wszystkim w spokoju i ciszy obserwowała Wilczaków. Każdego, który postanowił się pokazać, porozkazywać, coś rzucić. Informacje które przekazywali między sobą, chociażby wydające się nie mieć żadnej wartości, były na wagę złota. Tym właśnie była zajęta przez większość czasu, niby obojętnie siedząc na jednej z gałęzi starego drzewa, obserwując terenu dookoła, kiedy jednak dostrzegła jak jeden z patroli znika z jej oczu, westchnęła nieco zmęczona, zeskakując znów w dół. Lekko wylądowała na ziemi rozglądając się po czymś, co miało przypominać obóz, by dostrzec znajome, rude futro. W tej sytuacji nie ufała mu bardziej niż z początku. Powinna trzymać go w tej sytuacji blisko, czy daleko? Zmrużyła na chwilę oczy, by po chwili skierować swoje kroki w stronę Hiacyntu.
- Więc? - usiadła obok, zerkając nań z góry (nie, nie z wywyższeniem, po prostu z góry bo babka jest wysoka) kątem oka - Wydawałeś się nie być zbytnio szczęśliwy pod panowaniem Kamiennej Gwiazdy, żyjąc w Klanie Burzy. Jestem bardzo ciekawa… ciekawi mnie co myślisz, o zaistniałej sytuacji - Mówiła jakoś ostrożnie, z jakąś tajemniczą nutką, nie spuszczając z rudzielca brązowych ślepi.
<Hiacynt?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz