Słysząc pytanie kocięcia, miał ochotę zaśmiać się i rozpłakać jednocześnie. Mała była taka niewinna. Nie miała pojęcia o tym, co jej matka wyprawiała przed jej narodzeniem. Zawsze uważał, że z Tulipan nic dobrego nie wyjdzie. Była zepsuta do cna i nie miała żadnych zahamowań. Więc fakt, że okazała się być w ciąży zaskakiwał. Kto normalny by ją tknął? Chyba tylko jakiś szaleniec. Słyszał plotki o tym, że niby to są kolejne magiczne kocięta, które zesłał im Klan Gwiazdy, ale szczerze? Nie wierzył w to. Już Krucza Gwiazda się upokorzyła przed klanem, mianując tym tytułem swoje dzieci. Tulipan nieumiejętnie to naśladowała. Obie były siebie warte.
- Tak. Moje istnienie to dla niej problem. - westchnął cierpiętniczo. - A raczej... Nie chciała mnie pilnować. Tak się odpłaca za mentorowanie... Była moją uczennicą. Wszystkiego ją nauczyłem, a ona... Tak się odpłaca. - dopiero po chwili skojarzył, że powtórzył ponownie to samo zdanie. Nie było z nim dobrze. Już mu się wszystką plątało. Z każdym dniem, czuł się tak, jakby jego mózg stawał się wodnistą breją. Może rzeczywiście tak było? Ciągłe zmęczenie jakie go dopadało, pewnie na to wskazywało.
- Naprawdę?! Mama była mentorką? Ciekawe kogo ja dostanę!
Nie zrozumiał tej odpowiedzi. Przecież nie mówił nic o Tulipan i jej doświadczeniu z uczniami. A może mówił? Znów napadły go urojenia? O ile wiedział, to jej matka nie wyszkoliła żadnego ucznia. Wcześniej miała pod swoimi skrzydłami jakiegoś dzieciaka, ale przez jej poród, zmuszona była przerwać ich trening. Ha! Czyli coś jej w życiu nie wyszło. Jak bardzo było mu z tego powodu przykro.
- Eh... ja byłem jej mentorem. Ja. Ona w sumie też nim była, ale dla jakiegoś kocięcia, nie znam jego imienia. Nie skończyła go szkolić, bo urodziliście się wy - wytłumaczył to jej na spokojnie. - To wie tylko Klan Gwiazdy. - mruknął na ostatnie zdanie, kładąc się na ziemi.
Siedzenie go męczyło. Gdyby nie fakt, że miał pod nosem to niebieskie pisklę, to poszedłby spać. Dla niej zmuszał swój umysł do myślenia, ale było to naprawdę ciężkie.
- Klan Gwiazdy wie wiele rzeczy! - przyznała.
- Prawda... Teraz dzięki ich słowom, które wymówili na zgromadzeniu, jesteśmy w podróży. Znajdziemy lepszy dom z masą zwierzyny. - starał się brzmieć pogodnie, by nie wystraszyć kociaka. Kosztowało go to naprawdę dużo sił, bo powoli nic mu się już nie chciało. Na dodatek jego wygląd... był i tak już dość szpetny i mógł budzić niepokój. A ostatnie czego chciał, to ryczące dziecko na głowie, za które Tulipan go zabiję.
- I pomyśleć że to się stało po narodzinach moich i Stroszka, musimy być wyjątkowi. - miauknęła z dumą, na co Orzechowe Serce tylko przewrócił oczami.
- Tak... Tyle złego się działo. Teraz czas na coś... dobrego - Uśmiechnął się krzywo, jakby nie wierząc w to co mówił. - Jesteś bardzo miła... - zawahał się, bo nie znał imienia kocięcia. - Jak masz na imię?
- Jestem Mgiełka, miło cię poznać Rybko. - Uśmiechnęła się szeroko do kocura.
Miło... Tak było miło. Do czasu. Jak zawsze coś musiało zniszczyć taką spokojną chwilę. Nie mógł liczyć na dzień bez afer. A właśnie taka się zbliżała, gdyż zza Mgiełki, jakby spod ziemi, wyrosła Tulipan karcąca go wzrokiem.
- Co ty myślisz, że robisz? - syknęła ostro.
Kocię było zdziwione zachowaniem matki, a on? Nie za bardzo. Jego ciało jednak zareagowało odruchowo; kuląc się i cofając od małej. Musiał wykrakać! Musiał! No i czego się tak darła? Przecież nic złego nie zrobił! To, że uderzył swoją córkę, czego kocica była świadkiem, nie znaczy, że chcę mu się bić i jej Mgiełkę!
- Nic nie robię. Przecież mnie pilnują - Położył po sobie uszy.
- Tak? A ktoś pozwolił ci rozmawiać z moją córką?
- Mamusiu, Rybka nie kłamie. Jest bardzo miły i fajny! - Tupnęła łapką, kierując swój morderczy wzrok na niebieską.
Spojrzał zaskoczony na tego bąbelka. Broniła go? Najwidoczniej nie została jeszcze do końca zepsuta. Ile to miało? Dwa? Trzy księżyce?
- Nie wiem co ci przyszło do głowy, by się z nim spoufalać. - rzuciła jego dawna uczennica.
Nie miał pojęcia czemu, ale czuł się okropnie winny, jakby przyłapała go na spiskowaniu z Burzakiem. Może rzeczywiście popełnił błąd, że nawiązał z Mgiełką rozmowę? Trzeba było ją zignorować...
- S-sama do mnie podeszła - wytłumaczył, czując powoli jak zaczyna panikować. Orzech go pilnował, Wzburzony Potok również. Nie miał chęci na krzywdzenie młodych Tulipan! Przecież przez to skończyłby u liderów!
Młoda matka cicho westchnęła w stronę córki, lecz gdy kierowała spojrzenie na niego, czuć aż było nieprzyjemny dreszcz.
- Przepraszam mamo... - mruknęła cicho.
Patrzył na nie cały spięty. Nie krzyczała, tyle dobrego. Był już na granicy. Czuł ją i był pewien, że poryczy się, gdy ta nagle do niego się zbliży, chcąc go zatłuc. Może jednak nie zrobi tego przy dziecku? Jednak Tulipan, to Tulipan. Z nią nigdy nie było nic wiadomo. Nie miał pojęcia jak udało mu się zgrywać pozory silniejszego niż był naprawdę, ale się udało. Siedział cicho, z nadzieją, że obie odejdą i dadzą mu spokój.
<Mgiełko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz