W pierwszej kolejności należało znaleźć ofiarę. Przy użyciu trzech zmysłów potrafiła wywęszyć, usłyszeć i dostrzec swój przyszły posiłek. Tego dnia jej ofiarą stała się niewielka mysz, która w jej oczach wyglądała tak żałośnie, że aż żal było jej tracić na coś takiego sił. Przecież kocię ledwo co się tym naje, czy to nie będzie wstyd, jeśli przyniesie do klanu coś takiego?
— Nie myśl za długo — wymamrotała Krucza Gwiazda, przypominając jej o swojej obecności. Przez cały ten czas bacznie obserwowała ją z boku. — Nastawiasz się za bardzo pod wiatr, to wyczuje prędzej twoją obecność, nim ty zdecydujesz się ruszyć — dodała, a w jej głosie dało wyczuć się lekko pogardę.
Zając skuliła uszy. To był zawód?
Miała udowodnić, że jest o wiele lepsza od Zdradzieckiej Rybki i tak naprawdę nie łączą ich żadne więzy krwi. Przecież matka mogła zawsze zrobić to z innym, tylko zachowała to w tajemnicy dla siebie.
Przesunęła się, co rusz przeskakując wzrokiem z gryzonia na swoje łapy. Patrzyła na teren, czy na jej drodze nie ma niczego, co mogłoby spowodować zbędny hałas. Już raz zdradziła swą pozycję złamaniem małej gałązki i wolała tego nie powtarzać. Nie mogła dać się wykryć, miała być w końcu idealna w tym, co robi.
Ruszyła do przodu. Wydawało jej się, że wszystko robi dobrze, więc skok na zwierzynę to już czysta formalność. Odbiła się tylnymi łapami i już miała zdobycz na pazurze, gdy ta wydawała z siebie pełen przerażenia, cichy skowyt i popędziła w przeciwną od liliowej stronę, pozostawiając ją ze zdezorientowaną miną.
Miała się rzucić w pogoń, ale do gryzonia doskoczył już ktoś inny. Czarne futro było w centrum jej widoku, a żałośnie piszczące stworzenie traciło życie pod naporem wątłej łapy.
— Oczekiwałam po tobie czegoś więcej — rzuciła z zawodem.
Vanka wyprostowała się dumnie, choć niepowodzenie przygniatało ją do ziemi. Ogarnęły ją wyrzuty sumienia, że zbyt wielka pewność siebie zgubiła ją. Nigdy nie podejdzie do treningów już tak nierozważnie, skoro nie chce skończyć jak jej ojciec.
— Wiem — odparła. — Przepraszam Krucza Gwiazdo, nie powtórzę już swoich błędów. Dopiero się uczę — dodała na swoje usprawiedliwienie, choć nie potrafiła przekonać samej siebie, że w tym nie było jej winy. Bywała głupia, najwyraźniej odziedziczyła tę wadę po czekoladowym.
— Nie przepraszaj mnie, tylko zacznij się starać. Pokładam w tobie spore nadzieje — przyznała, co momentalnie wybudziło Zajęczą Łapę z zamysłu. Spojrzała z nadzieją na pysk czarnej.
— To motywujące, słyszeć takie słowa od ciebie — odparła, a koniuszek jej ogona zadrżał z ekscytacji.
Nic więcej jej nie powiedziała. Po samych gestach biała zrozumiała, że to koniec na dzisiaj. Zadarła wysoko pysk i ruszyła za liderką, patrząc z determinacją na przelatujące na niebie ptaki. Pewnego dnia złapie największego z nich i zawlecze go pod sam nos kotki, pokazując jej raz a dobrze, ile jest tak naprawdę warta.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz