Nie mógł odmówić. Nie miał powodu, by to robić. Zresztą… miał miękkie serce i Szczawiowy Liść zdążył to zauważyć. Dlatego stali teraz, mierząc się wzrokiem, a bury coraz bardziej żałował swojego braku asertywności. Wbił pazury w ziemię, starając się powstrzymać drżenie łap. Liliowy coś wiedział. I Brzask koniecznie musiał dowiedzieć się co.
– Mamy do porozmawiania, Pierwszy Brzasku. I wolałbym żeby to była męska rozmowa, bez interwencji twojej ukochanej. Dość puszczalskiej biorąc pod uwagę, że nie jesteś jedynym kotem w jej życiu. Klan Klifu to spokojne miejsce i nie potrzebuje kogoś, kto skrywa tajemnice. Także chcesz mi coś powiedzieć, żebym przejdziemy do konkretów?
Na moment jego serce stanęło. Nie jest…? Co to w ogóle miało znaczyć? Odetchnął głębiej. Nie. Klifiak próbował go sprowokować. Za dobrze znał Iskierkę. Nie było między nimi żadnych tajemnic.
Uśmiechnął się do kocura, choć wyszło to raczej jak skrzywienie pyska.
– Tajemnice to zdecydowanie za duże słowo – odparł, próbując się zaśmiać. – Po prostu nie miałeś okazji mnie lepiej poznać, to wszystko.
Liliowy nie odpowiadał. Nie odrywał wzroku od jego oczu. Bury odchrząknął i kontynuował.
– Ja też jestem spokojnym kotem. To całkiem dobrze się składa. Pasuję tutaj – zażartował.
Klifiak strzepnął ogonem.
– To się okaże – miauknął pod nosem, choć na tyle głośno, że jego rozmówca to usłyszał. – Ech, a miałem nadzieję, że nie będę musiał tracić swojego cennego czasu na głupie gierki. Rozumiem, że muszę sam to z ciebie wyciągnąć. Kto cię tu przysłał?
Oczy Brzasku zrobiły się dwa razy większe. Gdy wyszedł z pierwszego szoku, odetchnął w duchu z ulgą. Czyżby kocur jednak go nie rozpoznał?
– Nikt – miauknął zgodnie z prawdą. – Byłem wcześniej samotnikiem. Szwędałem się tu i tam, próbowałem przeżyć. Tylko że od momentu, gdy poznałem Iskierkę, takie życie przestało mi wystarczać. Tęskniłem… – Zadumał się na moment. Jego rozmówca teatralnie prychnął. – Dlatego zdecydowałem się porzucić dotychczasowe życie i dołączyć do Klanu Klifu.
Pomarańczowe ślepia śledziły go bacznie. Liliowy bez wątpienia próbował wyczytać ile prawdy mają w sobie jego słowa. Brzask był spokojny. Nie kłamał. Nie musiał. Co najwyżej odrobinę naginał prawdę. I prawdę mówiąc, nie miał skrupułów. Informacja o tym, kim był kiedyś, nic by Klifiakowi nie dała. A mogłaby narobić mnóstwa problemów buremu.
Szczawiowy Liść widocznie doszedł do jakiś wniosków, bo coś w jego spojrzeniu się zmieniło. Otworzył pysk.
– I zaślepiona miłością Lisiczka przyjęła przybłędę do naszego wspaniałego klanu. Ciekawe… – Zrobił krok naprzód. Brzask momentalnie się spiął. – Jakoś ci nie wierzę.
Bury zaczynał mieć tego dość. Podświadomie zjeżył sierść na karku.
– To już nie mój problem – wycedził. – Skoro Klan Klifu jest taki wspaniały, nic dziwnego, że włóczęga, który nic nie miał, chce do niego dołączyć, prawda? Szczególnie jeśli znalazł w nim miłość.
Jeśli kocur próbował go sprowokować, mógł być z siebie dumny, udało mu się. Brzask coraz mniej nad sobą panował. Liliowy przewrócił teatralnie oczami. Mięśnie miał spięte, gotowe do ataku.
– Nie zasługujesz na tytuł wojownika mojego klanu – miauknął. – Jeśli zaszkodzisz mu w jakikolwiek sposób… – Nie musiał kończyć. Brzask bez problemu odczytał wymalowaną w jego spojrzeniu groźbę.
– Nie mam najmniejszego zamiaru – warknął, obnażając kły. Na końcu języka miał słowa “A nawet jeśli bym chciał, nie dasz rady mnie powstrzymać”, ale ugryzł się w niego w ostatniej chwili. – To mój dom. Tak samo jak twój.
Szczawiowy Liść skrzywił się, jakby ktoś wsunął mu kępę szczawiu do pyska.
– Mój dom, przybłędo. Nie zapominaj o tym.
Nie pozwolił Brzaskowi odpowiedzieć. Odwrócił się i dumnie ruszył w stronę obozu.
– Nie pozwolę ci zapomnieć – dotarło jeszcze do uszu burego.
Długo stał, patrząc w stronę, gdzie zniknęła sylwetka Klifiaka. Wygładzał sierść. Chował pazury. W końcu odetchnął głęboko i ruszył w stronę swojego nowego domu.
– Gdzie zniknąłeś, Chmurko?
Jej uśmiech był ciepły i szczery, a oczy wypełnione ufnością. Spróbował go odwzajemnić i poczuł się fatalnie.
– Któryś z wojowników prosił, żebym mu pomógł. Już jestem cały twój.
Zamruczała, przytulając się do jego futra.
Zamknął ślepia. Nienawidził oszukiwać.
Obiecał sobie nigdy do tego nie wracać.
***
Pierwszy Brzask miał poczucie, jakby kogoś brakowało. Rozejrzał się po legowisku. Obok trzykolorowej sylwetki Iskierki siedział ktoś jeszcze, uczeń, który ich odwiedził. Wesoła rozmowa dolatywała do niego jak zza ściany.
Strzęp ledwo wyczuwalnej woni, może wspomnienie po niej, pośród ich zapachów. Mieli całe legowisko dla siebie. Choć jeszcze jakiś czas temu…
Jakiś czas temu co?
Nie wiedział. Myśl rozpłynęła się wśród niejasnych przeczuć, urywków emocji, rozmytych obrazów i dźwięków. Nauczył się, że nie było sensu ich gonić. Odpuścił.
Uśmiechnął się, wyrzucając dziwne uczucie z pamięci.
Drzewa zaszumiały nad grobem Szczawiowego Liścia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz