Doszła ostatecznie do wniosku, że w Tulipanowym Płatku nie ma nic nadzwyczajnego. Rozpieszczona kotka ze zbyt wysokim ego wychowywała dzieci na podobnych sobie. Rozwydrzony bachor sam się do niej przypałętał i rozpoczął serię wyzwisk, a ona postanowiła zakończyć ich dyskusję w najprostszy sposób, jaki mogła.
Nie wiedziała, że niebieski ma ze sobą aż tak wielki problem, by polecieć na skargę do swej matki. Ona nie biegała do Bławatek z każdą irytującą ją sprawą i to, że była starsza, nie miało dla niej żadnego znaczenia. Strzepnęła ogonem i po raz ostatni spojrzała na kocura.
Kto się urodził porażką życiową, ten nią będzie już na zawsze.
Nie wiedziała, że niebieski ma ze sobą aż tak wielki problem, by polecieć na skargę do swej matki. Ona nie biegała do Bławatek z każdą irytującą ją sprawą i to, że była starsza, nie miało dla niej żadnego znaczenia. Strzepnęła ogonem i po raz ostatni spojrzała na kocura.
Kto się urodził porażką życiową, ten nią będzie już na zawsze.
***
W końcu powiodło jej się. Pierwsze polowanie zakończone sukcesem, dzięki czemu mogła z dumą iść przez obóz, trzymając w pysku drobną myszkę. Najwidoczniej głód panował i w tych rejonach, bo stworzonko było chude, jakby samo nie miało co włożyć do gardła.
Zadarła wysoko łeb, kierując się w stronę aktualnego miejsca pobytu kociąt. Los był dla niej na tyle miły, że zarówno Mgiełka jak i Tulipan były zajęte sobą i to daleko od tego, kto w tym momencie najbardziej ją interesował.
Rzuciła mysz pod łapy kocięcia, spoglądając na niego wyniośle.
— Wżeraj pasożycie. Chyba że wciąż ssiesz suta matki, to dam to twojej siostrze. Ona się chociaż prawidłowo rozwija — rzekła z powagą. Nawet nie kłamała ze wspomnianym stwierdzeniem. Nie było między nimi aż tak dużej różnicy wieku, co w przypadku tego tutaj nie było akurat odczuwalne. Przy nim miała wrażenie być dorosłą wojowniczką, wciśnięta do opieki nad małym smrodem.
Spojrzał na nią spod byka, a jego sierść sprawiała wrażenie bardziej spiczastej niż zwykle.
— Nie jestem małą dzidzią! Nie piję już mleka! Jestem duży! — syknął niezadowolony. — Sam to zjem. Dzięki, że przyniosłaś. Dobrze, że zrozumiałaś, że lepszym się usługuje — posłał jej dominujący uśmieszek, przyciągając do siebie mysz.
— Lepsi sami potrafią się obsłużyć. To, że jesteś nieporadny nawet w najprostszych czynnościach to inna sprawa — odparła niewzruszona.
Zauważyła już, że niebieski miał w zwyczaju rzucać szczeniackimi odzywkami, a opinia kogoś bezwartościowego nie była jej do niczego potrzebna, więc nie musiała się nim przejmować.
Za to widok rozzłoszczonego kurdupla sprawiał jej ogromną satysfakcję i był warty nawet usłyszenia kilku obelg pod swój adres.
— Sama jesteś nieporadna! Ja jestem samodzielny! Mama pozwala mi wychodzić z siostrą ze żłobka bez opieki! Robię, co chcę i kiedy chcę — nafukał na nią, wgryzając się w mysz dość nieumiejętnie, co poznała po sposobie odrywania mięsa. To tak, jakby jadł taki posiłek po raz pierwszy.
— Ja nieporadna? Potrafię sama załatwić sobie jedzenie, a ty nie — prychnęła. Ignorowała fakt, że to porównanie było absurdalne. Swój honor miała i nie splami jej go żaden gówniarz.
Wystawił jej język, przeżuwając mięso.
— Też będę to potrafił. Nie jesteś niezwykła, Zajączusiu — zadrwił. — Zobaczysz, że jeszcze ci pokaże, gdzie twoje miejsce — zagroził, zabierając się dalej za jedzenie.
— Zajączusiu? — Uniosła brew, przekrzywiając głowę. — Nie muszę być niezwykła, ważne, że sobie radzę, Niechciany. Myślisz, że byłbyś w stanie się obronić, gdyby ktoś cię zaatakował? — spytała. — Nie jesteśmy w domu, dobrze o tym wiesz. To nie jest obóz z bezpiecznym schronem dla ciebie, tylko prawdziwa, nikomu nieznana dzicz.
— Tak, Zajączuś to ty — miauknął z zadowoleniem, jednak zaraz na nowo ogarnęła go wściekłość. — NASTROSZONY! Zaraz ja ci wleję za mylenie mojego imienia, obrzydliwa pleśnio! — Zjeżył się do granic możliwości. — Nie boję się nikogo i niczego! Możesz mi podskoczyć! Sprawie ci taki ból, że się nie pozbierasz przez tydzień!
— Ah tak? — Wyszczerzyła się z lekka. Rozejrzała się. Ta podróż miała o dziwo wiele plusów, bo każdy co rusz był czymś zajętym i nie zwracali uwagi na to, co działo się z boku. — Proszę, pokaż, na co się stać. — To mówiąc, wzięła porządny zamach łapą i przywaliła mu w pysk z całych sił. Zaraz po tym cofnęła się o kilka kroków, w stronę głębi lasu. — Proszę, oddaj mi Niechciany, pokaż swoją wielkość.
Pisnął, a po policzkach spłynęły mu łzy. Nie spodziewała tego, ale skłamałaby, gdyby powiedziała, że było jej go żal. Zasłużył na to, aby dostać choć raz i to porządnie.
— Zabiję cię! — ogłosił, wysuwając pazurki i naparł w jej kierunku.
Zaśmiała się, biegnąc dalej. Zgrabnie przeskoczyła przez rozrosły krzak na jej drodze, zatrzymując się kawałek za nim i odwracając wzrok, w oczekiwaniu na to, aż niebieska kupa futra wychyli się spomiędzy liści.
Nie stało się tak. Zamiast tego usłyszała niezrozumiałe dla niej dźwięki. Musiała się cofnąć, żeby pojąć, iż kocię utknęło pomiędzy gałęziami. Bezwładnie poruszał łapami w powietrzu, powodując u niej coraz to większy ubaw.
— Czyżbyś miał jakiś problem? — zapytała z niewinnym uśmiechem. — Lecieć po twoją mamusię? Bo widzę, że jak zawsze sam sobie z niczym nie radzisz — westchnęła, kręcąc głową z niedowierzaniem.
<Nastroszony?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz