- Wiesz aniołku... niestety moja mamusia odeszła, gdy byłam w podobnym wieku co ty - poprawiła łapką kwiatuszek, który o mało co nie zsunął się z łebka Bluszczyku - Jednak jestem pewna, że gdyby mogła, to również dawałaby mi kwiatki - uśmiechnęła się promiennie.
- Oh... a nie jest ci smutno, mamusiu? - spytała ostrożnie, przechylając główkę w bok tak, że końcówki uszek kotki, delikatnie opadły, nadając jej jeszcze bardziej uroczy wygląd, niż wcześniej, o ile było to możliwe.
- Troszkę tak, jednak nie mam po co smucić się aż tak długo, skoro mam was, wy moje cudowne szkraby - zaśmiała się cicho, dotykając nosem czoła córki. Tak, zdecydowanie kochała całą czwórkę nad życie.
* * *
Potrząsnęła łapką, zrzucając z przyklejonej doń śnieg. Już zdążyła zapomnieć jaka to pora nagich drzew była piękna, aczkolwiek i niebezpieczna. Żyjąc w klanie dostrzegła właśnie jej mroczną stronę. Niewielkie ilości pożywienie, zimno hulające i odmrażające nawet kości, chore koty... Koniczynka miała wrażenie, że przez nadejście tejże pory cały czas prysł. Ciepłe dni odeszły w zapomnienie, ustępując miejsca tym piekielnie lodowatym.- Mamo, dlaczego nie możemy wyjść na zewnątrz? Przecież tylko Słonik ma szlaban - poskarżyła się Mniszek, nawiązując przy okazji do tego, co jej syn ostatnio zrobił. Już pomijając fakt, że złamał święte prawo, wchodząc na skałę liderów, to wybrał się sam, wciągając w to Melodyjkę! Nadal była zła na syna, jednakże nie tak wściekła, jak wtedy.
- Jest za zimno, aniołku, pobawcie się w środku. Nie chcę, żebyście złapali przeziębienie - odparła, wracając do mycia futerka.
< Bluszczyku? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz