Oh, doprawdy? Frustracja rosła w młodej uczennicy Klanu Nocy i nieuchronnie zmierzała do zadania Śledziowemu Futru siarczystej lepy. Co ona sobie myślała, na Klan Gwiazdy? Że na tych krótkich nóżkach Brzoskwiniowa Łapa będzie biła rekordy w skokach wzwyż? Od samego rana ta pożal się Klanie Gwiazdy mentorka męczyła ją treningiem skoków. Po co? Czyżby ryby, na które polował Klan Nocy latały w powietrzu, że trzeba było po nie skakać?
W akcie desperacji i chęci uchronienia resztek honoru Brzoskwiniowa Łapa spięła mięśnie i skoczyła. Udało jej się doskoczyć jedynie do znudzonego oblicza wymagającej mentorki. Ta zaś przewróciła ze znużeniem ślepiami.
– Nadal nie rozumiem, dlaczego tak się okropnie wysilasz, Brzoskwiniowa Łapo. Może lepiej wróć tam, skąd przyszłaś, skoro nie chcesz żyć w Klanie Nocy?
Zdyszana koteczka spojrzała bykiem na Śledziowe Futro.
– Kto powiedział, że nie chcę?
– W takim razie musisz się bardziej wysilić – stwierdziła pointka, kładąc łapę na jej barku w geście udawanego pocieszenia. Brzoskwiniowa Łapa prychnęła cichutko i strąciła puchatym ogonem łapę Śledzia.
– Staram się. Tylko co ty o tym możesz wiedzieć? Nie rosnę normalnie, przewyższa mnie chyba każdy uczeń. A ty, zamiast dostosować swoje wymogi do moich możliwości, dajesz mi coraz bardziej upokarzające zadania. To, że ty potrafisz doskoczyć wysoko, nie znaczy, że ja też potrafię. – Śledzik rzuciła jej zaskoczone spojrzenie, ale Brzoskwiniowa Łapa nie przerywała – Deszczowa Gwiazda dał mi chyba najgorszą mentorkę w całym klanie.
Po chwili dotarło do niej to, co powiedziała. Łezki wezbrały się w brązowym oczach Brzoskwiniowej Łapy i koteczka z cichym szlochem zawróciła w stronę obozu. Nie miała ochoty przebywać w towarzystwie tej piekielnie ambitnej istoty, która obwiniała ją samym spojrzeniem za wszystkie niepowodzenia. Resztę dnia spędziła w cieniu legowiska uczniów. Zresztą, Śledziowe Futro nawet jej nie szukała.
*** *jakiś czas później*
Przebywanie w obozie, które miało trwać księżyc, było chyba najmilej spędzonym czasem w Klanie Nocy nie licząc przebywania w kociarni za młodu. Obowiązki Brzoskwiniowej Łapy ograniczały się do wysprzątania u Ognistego Kroku (fuj) i, okazyjnie, w żłobku (fuj fuj). Chociaż Brzoskwiniowa Łapa bała się ubrudzić sobie pazurki, to jednak wizja poznania kociaków Oszronionego Płatka była trochę kusząca. Zebrała się w sobie i podeszła do kociarni, witając królową przyjaznym spojrzeniem.
– W-witaj B-brzoskwiniowa Ł-łapo – wyjąkała szylkretka. Brzoskwiniowa Łapa miała wrażenie, że rozmawia z kilkadziesiąt księżyców młodszym kotem; jąkanie się pasowało bardziej do kociaka niż do dorosłej samicy. Odgoniła te myśli i wetknęła głowę do kociarni.
– Hej, maluchy.
<Wieczorniku, Zawilcu, Jaskrze?>
A, co mi tam. Wieczornik klepie!
OdpowiedzUsuń