Dwójka kocurów szła spokojnym krokiem przez las. Barwinkowy Podmuch co chwila zatrzymywał się, wszystko bacznie oglądając i obwąchując z takim podekscytowaniem, jakby był świeżo mianowanym uczniem. Point absolutnie mu się nie dziwił. Znał przecież doskonale żywiołowy temperament czarnucha, więc rozumiał, że pierwsze zwiedzanie nowego terytorium, podczas gdy reszta klanu już dobrze je znała wywoływało u niego tyle emocji.
— Lubię porę spadających liści — odezwał się Barwinek, korzystając z okazji, gdy Łabędzi Plusk przerwał na chwilę opowieść o nowym terytorium. — Jest trochę wilgotno, ale nadal ciepło. Przynajmniej ja mam grube futro.
Starszy kiwnął łbem, prowadząc go dalej.
— J-jesteśmy n-nie-niedaleko g-granicy z K-Klanem W-Wilka — wyjaśnił, pozwalając byłemu uczniowi na wyczucie zapachu Wilczaków. Wiedział, że ten go zna, ale chcąc nie chcąc podczas podróży zapachy klanów trochę wymieszały się między sobą. Wtedy jednak czarnuch zastygł, poruszając wąsami. Woń drugiego klanu była aż tak intrygująca?
— Czuję coś jeszcze — mruknął i natychmiast ruszył przed siebie.
Łabędzi Plusk zaciągnął się powietrza, starając się rozróżnić zapachy i… zamarł. Do nozdrzy doleciał odór lisa. Kocur przełknął i szybko podążył za Barwinkowym Podmuchem, chcąc go od razu zatrzymać. Nie był on przecież jeszcze do końca sprawny, więc spotkanie twarzą twarz z silnym i wygłodniałym rudzielcem z pewnością nie skończyłoby się dla niego dobrze.
— Łabędzi Plusku? Wszystko z porządku? — Gdy pointowi udało się już dogonić towarzysza, ten odwrócił się w jego stronę i zadał łagodnie pytanie.
Nim jednak Łabądek zdołał cokolwiek odpowiedzieć, w krzakach przed nimi rozległ się trzask łamanych gałązek.
— B-biegnij! — Zdążył jedynie wrzasnąć i rzucił sie do ucieczki, naprawdę nie mając najmniejszej ochoty na walkę z tą kreaturą.
Był cały spanikowany, jednak słysząc nagle świszczący i przyśpieszony oddech Barwinka tuż obok siebie, uspokoił się nieco. Drugi kocur był cały i zdrowy. Na ich szczęście, lis wystartował wystarczająco późno, by mogli zostawić ich w tyle. Mimo to nie mogli przecież uciekać w nieskończoność, więc kocur zaczął nerwowo rozglądać się za jakimś wyjściem z sytuacji. Gdy tylko przed nimi pojawiło się drzewo i sporej wielkości krzew, rzucił się w tamtą stronę, manewrując między konarami. Wtopił się w krzew, a Barwinkowy Podmuch wpadł tuż za nim. Point szybko zakrył mu pysk ogonem, dając znać, żeby siedział cicho, a sam zaczął nerwowo nasłuchiwać. Znajdowali się pod wiatr, więc nie było szans, aby napastnik ich wyczuł. Siedzieli więc przez dłuższy czas w bezruchu, a lisa jak nie było, tak nie ma. Łabędzi Plusk w końcu odetchnął z ulgą, wyściubiając nos na zewnątrz.
— N-nie ma g-go — stwierdził, ostrożnie wychodząc z kryjówki. Czarnuch podążył za nim. — N-na p-przy-yszłość b-bądź ba-bardziej o-ostrożny, p-proszę — dodał, zwracając się do towarzysza. — N-nie j-jesteś jeszcze w p-pe-pełni s-sił, on m-mógł cię n-nawet za-zabić
— Nic by mi się nie stało, to tylko lis — parsknął w odpowiedzi, a point jedynie pokręcił bezradnie łbem.
— M-może l-lepiej w-wra-acajmy j-już d-do o-obo-obozu? R-resztę te-terenów p-pokażę ci j-jutro — zaproponował z rezygnacją i mimo lekkich protestów młodszego, ruszył w stronę domu.
Naprawdę nie miał ochoty na wysłuchiwanie jego jęków, ale jednocześnie nie mógł go dalej narażać. Bądź co bądź, Barwinkowy Podmuch był dla niego naprawdę ważny, cóż, tak właściwie był jedynym przyjacielem wojownika. Nie chciał go stracić.
<Barwinku? Aaaa, przepraszam, że takie to krótkie i gniotowate>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz