Zmęczenie dawało mu się we znaki, gdy razem z Pylistym Czołem wracali do obozu po treningu. Bycie uczniem jest jednak cięższe, niż jako kociak sobie wyobrażał. Jedyne, o czym w tamtej chwili marzył, to odpoczynek. I święty spokój. Właściwie uczniowie ciągle musieli być na łapach. Tu wyczerpujące treningi walki i polowania, tam zajmowanie się starszymi, królowymi, pomaganie medykowi, dalej ciągłe uczestniczenie w patrolach. Dodatkowym bonusem u Makowej Łapy były problemy ze snem, o których prawdopodobnie wiedział tylko on sam. Na odpoczynek było naprawdę mało czasu.
Nim się obejrzał, dotarli do obozu. Rudy uczeń, powłócząc łapami, udał się w jego kąt, by stamtąd go obserwować. Nie zorientował się jednak, że podążyła za nim pewna szylkretowa kocica i gdy zajął swe miejsce, ta również to zrobiła.
- Cześć Maczku – wesołe miauknięcie Wschodzącej Fali sprawiło, że kocurek wzdrygnął się z zaskoczenia. - Jak tam? Dowiedziałeś się dziś czegoś ciekawego?
Szmaragdowe oczy mrugały w wyrazie zaskoczenia, gdy uczeń powoli orientował się, o co go zapytano.
- Właściwie... Przekonałem się, że polowanie na myszy raczej... Nie jest dla mnie... - odpowiedział niepewnie i powoli dobierając słowa. Westchnął i pokręcił ze zrezygnowaniem głową. - Nie umiem „przenieść właściwie swojego ciężaru”, cokolwiek to znaczy. Przynajmniej polowanie na ptaki jakoś mi wychodzi...
- Nie martw się, jestem pewna, ze w końcu się tego nauczysz. No i widzisz, nikt nie jest dobry we wszystkim, a twoją mocną stroną najwidoczniej jest łapanie ptaków - Wschodząca Fala miauknęła pocieszająco na smętny ton Makowej Łapy.
- Może masz rację... Chociaż chciałbym wszystko umieć od razu. - Spojrzał na szylkretową, a ta zaśmiała się krótko. Oboje wiedzieli, że niestety tak się nie da. Uczeń ponownie westchnął i tęsknie zerknął na żłobek. - Czasem naprawdę mam ochotę tam wrócić i znów być tym kociakiem, który jedyne co robi, to śpi, je i się bawi.
- No nie wiem, czy bym to przeżyła, wasza trójka potrafiła dać w kość, ale byliście tacy uroczy – ostatnie dwa słowa kotka wypowiedziała nieco wyższym tonem, przeciągając je lekko, a następnie wzdychając tęsknie, na co rudy przekręcił powoli głowę w jej stronę, marszcząc zabawnie nos. Wschodząca Fala, widząc to, ponownie się zaśmiała i z namysłem oraz lekkim przekąsem stwierdziła: - Chociaż... Dalej jesteście.
- Mamo... - jękną z zażenowaniem, na co ta tylko się wyszczerzyła. Kocurek tupnął łapą w wyrazie sprzeciwu, niczym mały kociak i miaukną stanowczo: - Przestań.
- Toż to sama prawda kochanie. - Uczeń prychną na te słowa. - No już się tak nie dąsaj, tylko się z tobą droczę.
Makowa Łapa przewrócił oczami, zwracając przy okazji wzrok z powrotem przed siebie, jednak w głębi duszy się śmiejąc. Kto jak kto, ale ta szylkretka potrafiła poprawić kotu humor.
~*~
Z biegiem czasu i pod wpływem pewnych wydarzeń, Makowa Łapa zwątpił w wielkość Klanu Gwiazdy i Kodeksu Wojownika nad innymi wartościami. Dodatkowo stał się oschły i nie rozmawiał z innymi kotami tak często, jak kiedyś. Właściwie odzywał się tylko, kiedy musiał. Odsunął od siebie na pewien dystans każdego kota i spędzał czas raczej samotnie, na uboczu. Mimo to znaleźli się tacy, którzy starali się utrzymać relację z kocurem. Takimi kotami były Pyliste Czoło, Potokowa Gwiazda, Liliowa Łapa, a w szczególności Wschodząca Fala. W ich rodzinie ostatnio miały miejsce dwa wydarzenia. Jedno bardzo przykre, drugie o wiele przyjemniejsze. Tym przykrym było zniknięcie Pszczelego Żądła. Kotko-kocur jakby rozpłynął się w powietrzu, a patrole poszukiwawcze wysłane i prowadzone przez ojca nie przyniosły żadnych dobrych wieści. Nie było po nim śladu. Druga sytuacja natomiast zdarzyła się bardzo niedawno i zapaliła w sercu Makowej Łapy światełko szczęścia. Jego matka urodziła trzy córeczki, które razem z ojcem nazwali Cyprys, Jodła i Wiatr. Jak wszystkie uczucia i te z tym wydarzeniem związane, rudy uczeń próbował ukryć przed innymi kotami, jednak z marnym skutkiem, gdyż jego oczy go zdradziły. Dotychczas zimny blask w szmaragdowych ślepiach, zastąpiły iskierki szczęścia. Tuż po narodzinach uczeń odwiedził Wschodzącą Falę i wzruszył się do tego stopnia, że aby nie pokazać tej, jego zdaniem, słabości, szybko się stamtąd ulotnił. Niedawno dowiedział się jednak, że jego siostrzyczki zaczęły już nawet mówić, więc postanowił ponownie odwiedzić żłobek. I tak któregoś dnia chwycił w zęby królika i udał się do kociarni, by oficjalnie poznać te szylkretowe kulki futra.
<Wschodzik? Wybacz, że musiałaś tyle czekać, teraz będę się starała odpisywać szybciej. O i jak któryś z dzieciaków chce, to może również odpisać na to opko. Tak dodatkowo>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz