Że niby jego skandaliczne zachowanie na zgromadzeniu powstrzymają go od podobnych akcji, przynajmniej w najbliższym czasie?
Ha, dobre sobie.
Dokładnie dwa dni wystarczyły, żeby Czapli Potok postanowił wyrwać się z obozu w samym środku nocy. Musiał to wszystko przemyśleć, ale w całkowitej samotności. Bez Pylistej Łapy u boku podczas treningów, bez Błękitnej Cętki co chwila rzucającej jakimś niezbyt wyszukanym żartem i bez towarzyszy z legowiska, których głośne oddechy uniemożliwiały skupienie nawet w nocy. A przede wszystkim bez Księżycowego Płatka, która chyba planowała coś, co nie do końca było przyjemne dla jej ukochanego wujka. W głębi serca wiedział, że tak naprawdę chciał się komuś wyżalić, ale komu? Błękitna Cętka i Fiołkowa Bryza zapewne nie wzięłyby tego na poważnie, Ciernista Łodyga kazałaby poddać brata całodobowej obserwacji, a Pylista Łapa zaczęłaby obawiać się o swoje życie lub zdrowie.
Co prawda, pozostała mu Konwaliowa Rzeka, jednak nie wiedział, czy chce dokładać zmartwień na barki partnerki. Z pozoru trzymała się lepiej od niego, jednak zdawał sobie sprawę, że w środku przeżywa utratę dziecka jeszcze gorzej od Czaplego Potoku, wszakże była jego matką.
I nawet jeśli wmawiał sobie, że nie ma nikogo, kto wysłuchałby go i zrozumiał, jego podświadomość szeptała mu do ucha pewne imię. Prawda była taka, że przez ten cały nawał emocji Czapli Potok się zwyczajnie rozleniwił i nie chciało mu się szukać rozwiązania dalej niż poza granicami obozu.
Jednak wszystkie te bezradne przemyślenia znajdowały się tylko w powierzchownej części jego umysłu. Cała reszta wojownika wiedziała, gdzie i do kogo powinien się skierować, w związku z tym gdy przemierzał zakwitające tereny Klanu Burzy, pogrążony w sobie tylko znanych refleksjach, jego ciało kierowało go w stronę rzeki szumiącej w oddali.
Zorientował się o swoim położeniu dopiero, gdy łapy zanurzyły mu się w grząskim gruncie, a ryk wody słyszał dokładnie dwie, może trzy długości lisa przed sobą. Zamrugał parę razy, ale uznał, że skoro już się tutaj znalazł, to chętnie skorzysta z tej okazji do relaksu. Bowiem od dłuższego czasu płynąca woda wywoływała u niego przyjemne odczucia. Dalej nie znosił uczucia mokrego futra i panicznie bał się utonięcia, lecz jednocześnie zapach wilgotnej ziemi, odgłos pędzącej wody oraz ogólna aura otaczająca rzekę bądź strumień zawsze skutecznie go rozluźniały. Nie wiedział skąd u niego taka nagła zmiana, jednak nie narzekał. Szczególnie ostatnimi czasy potrzebował w swoim życiu czegoś takiego.
Wyłonił się z zarośli i już miał zamiar położyć się na wilgotnym brzegu, gdy kątem oka ujrzał po drugiej stronie rzeki coś nietypowego. Podniósł głowę, bardziej zdezorientowany niż przestraszony czy podejrzliwy. A gdy zobaczył, kto siedzi na przeciwnym brzegu, jego serce zabiło mocniej, natomiast policzki zapiekły.
– Dzicza Łapo – zamruczał z delikatnym uśmiechem na pyszczku, po czym o wiele zgrabniej niż ostatnio przedostał się do przyjaciela, przeskakując po Wodnych Głazach.
<Dzik?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz