Minęło już trochę od ich powrotu, a jej brzuch cały czas rósł i rósł. Z początku okłamywała samą siebie, że za dużo je i musi przestać tyle zabierać ze stosu. Zabierała mniej, zdarzało się nawet, że na cały dzień jadła ledwo wychudzonego królika, ale to nic nie dawało. Jej oczy szkliły się, kiedy w samotności leżała wśród siana, a od środka buzowała ze złości. Nagle zobaczyła jak pazury Jasia wbijają się w spróchniałe deski, a później cały zwinnie podsadza się do góry. Piratka zgromiła go wzrokiem, kiedy ten podszedł do niej bliżej. Uśmiechnął się do niej ciepło, a jego oczy zabłysły troską, kiedy usiadł i nachylił się ku jej wielkiemu brzuchowi. Minęło kilka bić serca ciszy, zanim odezwał się:
- Cześć, Sarenko. Mam bażanta dla ciebie.
- Co, teraz będziesz rzucać mi jakąś ciepłą gadkę, głupku? Odebrało ci już rozum to całe rodzicielstwo czy jak je nazywasz.
Kocur przygryzł wargę i spojrzał na swoje łapy. Wyglądał na zamyślanego, z resztą w głowie Sarenki też kłębiło się mnóstwo myśli. Nie była na to przygotowana, z resztą nigdy nie marzyła, aby wychowywać kilka małych kulek. Miała ochotę rzucić to wszystko, ale wiedziała, że już tego nie cofnie. Szczerze mówiąc w głębi liczyła, aby urodziły się martwe, ale... nie była zła, więc sama nie wiedziała czego oczekuje. Właściwie, nadal chciała, aby to nigdy się nie zdarzyło. Wtedy najpewniej nadal włóczyłaby się z Jasiem po lesie, a teraz musiała sterczeć w tej zamglonej dziurze.
- Słuchaj, jeśli faktycznie urodzisz moje dzieci to chcę, aby miały szczęśliwe dzieciństwo.
- Bierzesz to zbyt na poważnie - Prychnęła łaciata prawie od razu, praktycznie nie analizując słów przyjaciela - Chcesz wywrócić całe swoje życie do góry nogami, dla bachorów, który powiedzmy sobie szczerze. Były wpadką.
- Dokładnie, to właśnie mam zamiar zrobić. Myślałaś, że zawsze będziemy zachowywać się jak dzieciaki i ganiać za własnym ogonem?
Sarenka zmrużyła oczy i podniosła się na równe łapy mierząc ostrym spojrzeniem Jasia. Wysunęła pazury, ale wsunęła je z powrotem pod wpływem nagłego bólu, który przeszył jej ciało. Upadła na siano i zacisnęła mocniej powieki, a następnie jęknęła z bólu. Otworzyła powoli oczy dopiero wtedy, kiedy usłyszała krzyki Jasia. Przygryzła mocniej język, aż poczuła jak mała struga metalicznej krwi spływa jej po pyszczku. Oddech miała przyśpieszony, a ból nie ustawał. Po chwili obok niej pojawiła się Trujący Bluszcz z ziarenkami maku na liściu dębu.
- Chy-chyba, żartujesz! Nie-nie, będziesz mar-marnować maku na mnie.
- Zlizuj! - rozkazała medyczka ostrzejszym tonem, a przywódczyni już miała się sprzeciwić, kiedy poczuła kolejny, tym razem jeszcze mocniejszy ból. Szybko zlizała ziarenka i położyła się ponownie.
***
Lizała delikatnie swoje kociaki. Wszystkie były podobne do niej, dlatego szczerzyła do Jasia kły w drwiącym uśmieszku.
- A taki z ciebie miał być tatuś idealny, a nawet dzieci wolały wyglądać jak skromna szaro-biały kot, niż walić bielą i dziwnymi prążkami po oczach każdego drapieżnika w lesie. - Parsknęła prosto w jego pysk, ale ten jedynie gapił się na jednego z kociaków. Wyszeptał liżąc go po łebku.
- Mój synek...
- No wiesz, masz jeszcze drugiego synka. I cudną córeczkę, o! Jak dobrze, że jakaś kotka w tym towarzystwie się znalazła. Jak na moje, to ten będzie nazywał się Srebrny, bo jest prawie cały srebrny, - Wskazała na kocurka, wtulającego się w jej szorstkie futerko, a później skierowała wzrok w stronę łaciatej kotki - a ta Miętus, bo jest jak błyszcząca rybka w wodzie.
- A ten będzie Synkiem.
- On już jest synkiem, durniu.
- Czyli może się tak nazywać? - Spytał z nadzieją w oczach samiec, a Sarenka parsknęła gromkim śmiechem. Jasio zmarszczył brwi w wyrazie urażenia.
- Jakiś dziwny jesteś, przecież to najgłupsze imię, o jakim słyszałam. I co, jak go później nazwę? No chyba nie Słodki Synek czy coś takiego. Idealnie będzie pasowało do niego imię Mały, no bo nie jest mały. Otóż to!
- Mały? To głupie imię, przecież jest duży. Lepiej dać Synek.
- Mały!
- Synek!
Kocica warknęła w stronę Jasia i zaczęła lizać dokładnie jej Małego. Nagle przyszła do nich Jagódka z bananem na pyski i nachyliła się nad kociakami każdego z nich liżąc po główce. Świeżo upieczona matka patrzyła na nią spod przymrużonych oczu.
- Macie takiego słodkiego małego synka, piękną córeczkę i jeszcze tego przystojnego młodzieńca. - Zachichotała wesoło, a zaraz równie wesołym tonem Jasiek zaćwierkał:
- Mały Synek, tak! To idealne imię.
- Wypchałeś sobie chyba głowę sianem, to brzmi jak imię terminatora. - Stwierdziła od razu łaciata i przygarnęła do siebie bardziej kociaki, jak gdyby bojąc się, że reszcie również nada najgłupsze imiona świata.
- Pfff, a ja jestem Jaś, a jakoś nadal mam takie imię.
- Nie jesteś Jaś, tylko Urwane Skrzydło Gęsi, durniu. Tak po prostu na ciebie mówią i tak samo obojętnie jak będziesz mówić na MAŁEGO to i tak będzie miał na imię MAŁY.
- Macie takiego słodkiego małego synka, piękną córeczkę i jeszcze tego przystojnego młodzieńca. - Zachichotała wesoło, a zaraz równie wesołym tonem Jasiek zaćwierkał:
- Mały Synek, tak! To idealne imię.
- Wypchałeś sobie chyba głowę sianem, to brzmi jak imię terminatora. - Stwierdziła od razu łaciata i przygarnęła do siebie bardziej kociaki, jak gdyby bojąc się, że reszcie również nada najgłupsze imiona świata.
- Pfff, a ja jestem Jaś, a jakoś nadal mam takie imię.
- Nie jesteś Jaś, tylko Urwane Skrzydło Gęsi, durniu. Tak po prostu na ciebie mówią i tak samo obojętnie jak będziesz mówić na MAŁEGO to i tak będzie miał na imię MAŁY.
<Rodzinka? Jagódka? Ogólnie nie poruszajcie tematów podróży i wgl, bo wtedy czasoprzestrzeń odejdzie w niepamięć>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz