Uszka Ciernika opadły. Niejednokrotnie opuszczała obóz, jednak prawie nigdy nikt jej na tym nie złapał, a nawet jeśli - nie było większych konsekwencji. Jak się jednak okazuje, nic nie trwa wiecznie, a ona przecież już dawno zdawała sobie z tego sprawę. Srogi wzrok Lamparciej Gwiazdy jasno wyrażał jego zdanie. Czeka ją dwadzieścia wschodów ciemności.
— Rozumiem — powiedziała cichutko, odchodząc z podkulonym ogonem w stronę kociarni. Nie spojrzała w stronę Brzoskwiniowej Łapy — nie chciała, aby ta zobaczyła smutek w jej oczach. Po prostu szybko się zmyła, chowając się w tym głośnym, nie lubianym miejscu.
~*~
Rdzawy Ogon bacznie obserwowała poczynania kotki. Ciernista Łapa, jakby w ogóle zapominając o obecności mentorki, czaiła się blisko ziemi, obserwując swoją zdobycz. Tym razem m u s i a ł o jej się udać. To tylko durna mysz, na ostry i ciernie! Ile może trwać upolowanie pierwszej zdobyczy? Wpięła pazurki w ziemię, uśmiechając się pod nosem. Wiatr wiał w jej stronę, więc mysz nie mogła jej wyczuć. Czuła, że polubi Porę Opadających Liści. Dużo wiało i padało, jednak było to całkiem sprzyjające. Zabiegane zwierzęta nawet nie zauważały młodej terminatorki i jej mentorki, co było ogromnym błędem. Kotka dostrzegła okazję i rzuciła się, chwytając w pysk wciąż żywe stworzonko. Moment. Stój. Ma ją! Ma mysz w pyszczku! Przerażone stworzenie poczęło popiskiwać, miotając się gwałtownie. Zszokowana Ciernista wypuściła zwierzątko z pyszczka, na co to szybko uciekło w swoją stronę. Koteczka zamrugała dwa razy, patrząc w ślad po maleństwie. Gdyby teraz widziała własną minę, zapewne wybuchłaby śmiechem. Rdzawy Ogon westchnęła lekko rozbawiona, patrząc na swoją uczennicę. Trafił jej się wybitnie niepełnosprytny przypadek. Pomachała łapą przed nosem uczennicy, probując ją ocucić.
— U-udało się — wydukała. Nadal czuła w pyszczku poruszającą się mysz, chociaż wcale jej tam nie było. Szyllretowa poczuła ukłucie w sercu rozumiejąc, że musi wyprowadzić ją z błędu.
— Niezupełnie — powiedziała, trzaskając jej światopogląd na kawałeczki — jednak mimo wszystko zrobiłaś jakiś postęp — dodała po chwili. Ciernik pokiwała głową. Prawda, była ciamajdą, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. Musi po prostu wziąć się za siebie. — Nie spodziewałam się, że będę Cię także musiała uczyć utrzymać ofiarę w pyszczku.
Kotka zaśmiała się krótko, po czym spojrzała na Rdzawy Ogon.
— Następnym razem bardziej się postaram — powiedziała hardo. Jeże zaczną latać, jeśli po raz kolejny zrobi takie głupstwo.
— Masz okazję. — Szylkrteka wskazała głową na pozornie puste pole. Źdźbła trawy poruszały się jednak nieznacznie i na pewno nie był to wiatr. Ciernista uśmiechnęła się do siebie i przystąpiła do ataku. W tym samym jednak momencie dostrzegła Kwiecisty Wiatr, oraz kilka kotów, niosących znaną uczennicy sylwetkę.
— Brzoskwiniowa Łapo? — Zdziwiona kotka niemal od razu podbiegłaa do kotek, przeganiając potencjalną zwierzynę. Rdzawy Ogon nie zdążyła nawet otworzyć ust. Kwiecista zmierzyła ją wzrokiem.
— Żyje — oznajmiła — wracaj do mentorki, terminatorko. Poradzę sobie z nim.
— A-ale... — kotka była gotowa do dyskusji, nie było jej to jednak dane.
— Jesteś zbyt drobna, aby się przysłużyć. Lepiej poświęć tę chwilę na doskonalenie swoich umiejętności na rzecz przyszłości klanu — Młoda parsknęła poiryrowana, obarczając starszą kotkę mało przyjemnym spojrzeniem. Gdyby nie stan Brzoskwini, wykłócałaby się zapalczywie, o to, do czego się przyda, a do czego nie. Teraz jednak jedynie odwróciła się, prawie uderzając medyczkę ogonem i ruszyła w stronę Rdzawej, która najwidoczniej już miała zaingerować, gdyż także obrała kierunek kotó. Zaabsorbowana uczennica nawet nie zauważyła, że wśród całej tej obstawy był jej ojciec. Lekko wyprowaszona z równowagi bura podeszła do niej, dumnie unosząc ogon.
— Co jak co, ale robienie sobie sporów z medyczką to najgłupsze, na co mogłaś wpaść — skomentowała hardo mentorka.
— Kogo to obchodzi? — miauknęła Ciernista, trochę donośniej, niż zamierzała. Rdzawy Ogon zmierzyła ją poważnym wzrokiem.
— Skoro jesteś tak nabuzowana, to może przebiegniesz jakiś dystans, hmm? — zapytała chłodno. Ciernistej zrobiło się trochę głupio, w końcu wiedziała, że mentorki w ogóle nie trzymał humor po zebraniu. Kotka wyprostowała się, powoli kiwając głową. W porządku. Nawet przyda jej się przebiec.
~*~
Była zmęczona, jednak i tak nie odpuściła sobie wizyty w legowisku medyków. Musiała się dowiedzieć, w jakim stanie jest Brzoskwiniowa Łapa. Właściwie, dość dawno się nie widziały. Na zgromadzeniu co prawda rozmawiała z nią, była jednak tak zestresowana, że nawet jej się nie przyjrzała. Wpadła kilka razy do kociarni, gdy odbywała swoją karę, wtedy jednak Ciernik była dość gderliwa. Przy wejściu do jaskini terminatorka dojrzała Burzową Łapę. Weszła do środka i przytuliła buraska na przywitanie.
— Śmierdzisz potem — rzucił ten, lekko rozbawiony.
— Oj, zamknij się — powiedziała pogodnie kotka, a następnie odsunęła się od kocura. Nadal dziwnie było jej z tym, że był uczniem medyka. Myślała, że będą razem wchodzić na nową drogę i dzielić się doświadczeniami, szanowała jednak tę decyzję.
— Jakbyś czasem była milsza, korona by Ci z głowy nie spadła — burknął. Ciernista przewróciła oczami.
— Nie bierz wszystkiego do siebie, bo przestanę Cię odwiedzać — zagroziła, chociaż nadal brzmiała dość wesoło, przez co kocur uśmiechnął się lekko. Jej chwilowa radość minęła jednak, gdy dojrzała leżącą, osłabioną Broskwinię. Nie zwróciła nawet uwagi na Kwiecisty Wiatr. Od razu podeszła do cętkowanej.
— Jak się czujesz? — zapytała, patrząc na kotkę. Jej policzek przecinała rana, wydawała się drobniejsza, prócz tego jednak - nie zmieniła się niemal w ogóle.
<Brzoskwiniowa Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz