Zaśmiał się krótko na jego słowa.
— Nikt młody stąd nie uciekł, mój drogi. Uciekli starsi, którzy nie mogą pogodzić się ze zmianą ustroju. I zazwyczaj to ci najmniej potrzebni. Łasica była pierwsza. Widać, że zdradziectwo ma po matce. Reszta - zwykli dezerterzy. Nie chcą walczyć za klan, stchórzyli. Nie byli mi potrzebni. — miauknął. — Zasilą szeregi wroga? Banda źle wyszkolonych starców? Nie sądzę. Po to przystosowuję młode pokolenie do sprawności fizycznej, by przystosowały się do utrudnień i ciężkiej pracy. Nie pozwalam im zapomnieć o tym, czego uczyli się za czasów uczniowskich. — rzucił. — Posłuchać głosu młodych, mówisz? Słuchałem już wielu ich głosów. Gęsi Wrzask, Chłód, Krzak czy Aster... Silnym kotom nie przeszkadza możliwość rozwijania się. — zmarszczył brwi. — Koty popełniają błędy przez całe życie. Ja się tylko świetnie bawię.
— Te koty które wymieniłeś, to twoi najwierniejsi wyznawcy, co powiedzą wszystko, by wkupić się w twoje łaski. Każdy wie, że twoja grupka ma przywileje, których innych nie dotyczą. Zwykły, szary wojownik nie ma perspektyw, no chyba że wejdzie ci w tyłek. Tak wygląda twój świat. Ta zabawa. Nie dostrzegasz innych, zdolnych, którzy nie wybrali żadnej ze stron. Oni robią swoje, ale nie widzisz tego, bo jesteś zaślepiony swoimi "pupilkami". Ale skoro masz gdzieś resztę, która jest silna, młoda i wyszkolona, to nie wróżę nam siły, której pragniesz. Prawda, że uciekli słabi, ale co zrobisz, gdy zaczną znikać i silni? Obudzisz się, gdy będzie już za późno. Zostaniesz sam z kilkoma lizusami, którzy odwrócą się od ciebie, widząc jak to co im obiecałeś, wali się.
Uśmiech nie zniknął z jego pyska aż do momentu, w którym Łasica skończył mówić.
— Tak wiele nie wiesz... — westchnął. — W moim klanie jest miejsce dla każdego. Każdy ma perspektywy i równą szansę na dobrą przyszłość, mój drogi. Może będzie ci łatwiej, gdy podam przykład... Różana Łapa? Córeczka zdrajcy i pasożyta, wiernie za nim podążająca. A jednak daję jej szansę. Szansę na bycie przyszłością klanu. Bo widzę w niej siłę, bez względu na to, jaką ma w sobie krew i kogo popiera. Twoje myślenie jest powierzchowne... Widzisz we mnie zło, bo chcesz, żebym był zły — zamruczał. — Liczysz na to. Nie martw się, to nic nowego. — miauknął. — Dla silnych - bez względu na płeć, wiek i to, czy mnie popierają - gotuję świetlaną przyszłość i wyróżnienie spośród tłumu. Odwracanie się w takim wypadku nie byłoby im na łapę. A nawet jeśli... Życie jest ponoć, by z niego korzystać. To, z czym będą się mierzyć moi następcy, nie będzie już moim problemem. Klan Wilka rośnie w siłę, chociaż nie chcesz tego zauważać. Nie bez powodu trzymaliśmy się najlepiej w najgorszych czasach. Świat nie jest kolorowy. Życie poza klanem jest brutalne i bezlitosne, a wojownicy zachowują się jak kocięta, chcąc wierzyć w wieczną miłość i dobrobyt w klanie. Lepiej żyć w strasznej prawdzie, niż słodkiej obłudzie, nie sądzisz?
— Skoro jest tak jak mówisz, że nawet Różana Łapa dostała szansę pomimo swoich przekonań względem ciebie i krwi, która ją łączy z Bezzębnym Robalem, to czemu ja jestem traktowany gorzej? Mówisz, że dajesz szansę, nie patrzysz na pokrewieństwo z twoimi przeciwnikami, a mimo to oszpeciłeś mnie, kazałeś pobić Sosnowej Igle praktycznie za nic, popchnąłeś mnie, chociaż jest tu dużo miejsca, patrzysz na mnie jak na śmiecia, dałeś mi piętnujące imię — wyliczał. — Na dodatek uważasz mnie za balast, co powiedziałeś mi w pysk. Już sam fakt, że nasyłasz na mnie swoich pupilków, dodatkowo grożąc mi śmiercią, przeczy twoim słowom. Mówisz, że robię z ciebie kogoś złego? Nie. Sam mi pokazujesz swoim zachowaniem, że ta rola do ciebie pasuje. Jednak... — Uniósł łeb, patrząc mu w oczy. — Nie zamierzam cię obrażać i zniżać się do tego samego poziomu. Mam szacunek do swojego lidera i klanu, w którym żyje. Więc tak. Uważam, że życie w strasznej prawdzie jest właściwe. Podzieliłem się tą prawdą z tobą. W końcu chciałeś bym wyrzucił swoje bolączki. Nie zamierzam ci słodzić, czy wodzić za nos, jak twoje pupilki, by wylizać ci tyłek, byś żył w słodkiej nieświadomości. Wiesz co zrobiłeś, jesteś tego świadom. Ja również. Jesteśmy obaj dorośli. Dlatego nie mydl mi oczu swoimi ckliwymi słowkami o dawaniu szansy, skoro nie ma to przełożenia na rzeczywistość.
— Mylisz się, Łasico — miauknął zimnym tonem głosu. — Pozwalam cię krzywdzić, bo jesteś jedną z rzeczy, na których zależy twojej matce. Nie dlatego, że jesteś jej synem. Ona tyka się moich popleczników, więc ja zrobię to samo. Możesz jej podziękować — warknął cicho. — Nie ufam ci. Wasza krew jest obłudna. Jeśli będę dla ciebie dobry, to prawdopodobnie wykorzystałbyś okazję. A przezorny zawsze zabezpieczony, prawda? — na jego kolejne słowa parsknął pod nosem. — Ja zły? Wy naiwne istoty... Tak stworzyła nas natura. Gdyby świat miał coś przeciw, to już dawno byłbym martwy. Może Klan Gwiazdy walnąłby mnie piorunem? Może los sprowadziłby na mnie rychłą porażkę? A widzisz, by coś takiego się stało? Prawda jest taka, że nie potrafisz zaakceptować świata takim, jakim jest. Codziennie umiera więcej zwierząt, niż kiedykolwiek widziałeś na oczy. Codziennie jakaś matka widzi śmierć swoich dzieci. Codziennie różne gatunki wspólnie się zabijają i zjadają. Nigdy nie myślałeś o tym, jakie piekło gotujesz zwierzynie, którą zabijasz na każdym patrolu. Życie to nie bajka, gdzie wszystko żyje w zgodzie. Robię złe rzeczy, bo mogę. Wolno nam wszystko, na tej ziemi nie ma żadnych praw. Nie będę kłamać ci w oczy, mój drogi. Popełniłem masę zbrodni. I niczego nie żałuję, bo robię to dla większego dobra klanu. Dla celu, który jest wart poświęcenia. Każdy z nas ma cele i nikt nie będzie się oglądał za życiami niewartymi poświęcenia. Nie rozumiesz tego, bo widzisz tylko to, co wmawiano ci w dzieciństwie. Widzisz mnie jako tego złego, bo skrzywdziłem twoją rodzinę, ale nie wiesz, ilu zbrodni to oni się dopuścili. — mówił z pewnym przekonaniem w głosie, gromiąc go spojrzeniem. — Ależ jestem świadomy, że wiele kotów podlizuje się mi, by zyskać moje względy. I to rozumiem. Robią różne rzeczy, by osiągnąć swoje cele. Ja też tak robiłem w młodości i dzięki temu jestem tu, gdzie jestem. Warto mieć silnych sprzymierzeńców dla własnych korzyści. Szanuję, że powiedziałeś mi prawdę, Łasico... Brnięcie w kłamstewka byłoby bezsensowne. — uśmiechnął się krótko na jego ostatnie słowa. — Ależ ja ci nie mydlę oczu. Rozejrzyj się. Czy kiedykolwiek odrzuciłem kogoś odgórnie, nie dając mu szansy? Dla każdego jest miejsce pod moimi skrzydłami, jeśli kot tego faktycznie chce i na to zasłuży. Wystarczy, że przyjdzie do mnie i pokaże, że jest w stanie oddać życie dla Klanu Wilka. Dam szansę się mu wykazać. Wiele moich sprzymierzeńców nie wyróżniało się z tłumu, a jednak zdobyli dużo w moich oczach nie podlizywaniem się, a pokazaniem swojej chęci i determinacji. Przyjmę każdego kota, który swoją siłę chce wykorzystać dla budowania azylu dla godnych wojowników. A ty, Łasico... Dziwisz się, że nie daję szansy komuś, kto wyraźnie pała do mnie nienawiścią? To byłoby nierozsądne z mojej strony. Ty też nie postawiłbyś mnie u swojego boku. Ale pomyśl przez chwilę. Mógłbym cię zabić, byś nie stanowił dla mnie zagrożenia. A nie zrobiłem tego. Bo nawet nie popierając mnie, jesteś wojownikiem, którego zapał chroni klan. Patrzysz przez oko nienawiści. Robisz ze mnie swojego potwora. Ale może czas, żebyś spojrzał na to logicznie?
— Moja matka nie żyje — rzucił z goryczą w głosie. — Nie mam już nikogo komu mogłoby na mnie zależeć, taka jest prawda. Nie wierzyła w Klan Gwiazdy, więc wątpię, by cię obserwowała ze Srebrnej Skóry i widziała to co mi robisz. Też ci nie ufam — rzucił krótko. — Nie knuje przeciwko tobie — fuknął. — Ignorowałem cię przez pół swojego życia, chciałem dalej, ale ty wykorzystujesz mnie jak jakiś przedmiot w swojej chorej grze ze zmarłymi. Wiem, że moi rodzice nie byli święci — wyznał. — Traktowali mnie również jako narzędzie. Zrozumiałem to po wielu księżycach, gdy nauczyłem się samodzielności. Nie kochali mnie. Nie przynajmniej tak jak rodzice swoje dzieci. Łatwo do tego doszedłem widząc jak Gawronia Łapa zajmuje się swoim potomstwem. Możesz mi nie wierzyć, mam to gdzieś. Nie zależy mi na twojej opinii w tym temacie. Owszem... Nie przeczę, że cię nienawidzę. Zniszczyłeś w końcu mi życie. Jak miałby wybaczyć mordercy swoich rodziców i brata, jego zbrodnie i żyć z nim w jednym klanie? Jednak odsuwam swoje urazy na drugi plan, bo chcę zapomnieć. Nic ci nie zrobię. Jesteś liderem. Sprzeciw wobec ciebie to śmierć. Używam rozsądku, jak każdy kot. Myślę właśnie logicznie. — Poruszył się niespokojnie. — Dlatego też... Poddaje się. — westchnął ciężko. — Wygrałeś. Możesz nie wierzyć, mam to gdzieś. Chcę żyć tylko w spokoju.
Uniósł wyżej brodę, obserwując go bacznie bezuczuciowym spojrzeniem. Na pysk cisnęły mu się słowa "jeśli chcesz pokoju, gotuj się do wojny", ale nie było potrzeby nakręcania młodzika. Omen nie zamierzał przestać być uważny. Łasica mógł pragnąć spokoju, ale należy spodziewać się po nim wszystkiego i być na wszystko przygotowanym.
— Jesteś bardzo utalentowanym kłamcą, Łasico. — uśmiechnął się przeraźliwie, odwołując się do jego słów o Zakrzywionej Ości. Odwrócił się i odszedł melodyjnym krokiem, pozostawiając kota samego.
* * *
Wychodząc z legowiska, dojadł swoją mysz. Obóz świecił niemal pustkami o tej porze, bo większość powychodziła na wspólne polowania lub patrole. Nieliczni zostali pilnować obozu. W tym Łasica, siedzący w cieniu drzewa. Lider podszedł do niego wolnym krokiem, analizując go błękitnym spojrzeniem.
— Widzę, że odpoczywasz — mruknął, siadając obok niego. Do jego nozdrzy dotarł charakterystyczny, intensywny zapach krwi i błota. Ten zapach zazwyczaj budził w nim wewnętrznego drapieżnika. Ciekawiło go, czemu Łasica tak dbał o ten zapach. Chciał podkreślić swoją siłę? Wzbudzić strach? A może był inny tego powód?
<Łasica?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz