Vanka nasłuchiwała jego oddechu. Z początku był niemrawy i urywany, jakby co rusz się budził. Zaraz jednak stał się miarowy i spokojny, toteż powoli wysunęła się spod jego łap i wyszła na zewnątrz. Ten pomysł przybył jej do głowy tak nagle, ale uznała go za niebywale świetny.
Z pomocą miłej kotki, która wręcz rozczulała się na sam jej widok (bo przecież taka uroczo wyglądająca kruszynka nie może mieć złych zamiarów), zdobyła niewielki kawałek mchu nasączony lodowatą wodą, dopiero co pobraną z otworu w rzece. Przez Porę Nagich Drzew wszędzie był lód, ale wojownikom udało się rozbić z lekka jego powłokę i mieli skąd pić. Wróciła ze zdobyczą do cicho chrapiącego ojca, a gdy ten lekko uchylił pysk, wepchnęła mu roślinę do pyska.
Niech się dusi.
Sama dla niepoznaki od razu rzuciła się na swoje miejsce, udając, że przez cały czas spala. Tylko kątem przymrużonego oka obserwowała jego poczynania. Szmer. Wypluł to, co miał w pysku. Widać było, że wciąż był zaspany. Wydał z siebie charkoty i prychnięcia, a gdy pozbył się cieczy z gardła, rozejrzał po otoczeniu. Zajączek przymknęła ślepie, udając, że grzecznie spała.
Nie ruszyła uchem, ale nasłuchiwała uważnie dźwięków z otoczenia. Znów położył łeb na ziemi, wracając do spania.
Podniosła główkę, patrząc na ojca. I tyle? Kpina.
Poczekała chwilę i poleciała po nową kulkę, prosząc tę samą, nieznajomą kotkę o pomoc w nasączeniu tego wodą, a następnie powtórzyła akcje, wpychając mokry mech głębiej w gardło ojca.
Padła po chwili niczym martwa tuż przy jego boku. Ponownie patrzyła na niego spod przymrużonych ślepi.
Wstał i pochył łeb, krztusząc się mchem i cieknącą z niego wodą. Wsadził aż łapę do pyska, pomagając sobie z wyciągnięciem tego cholerstwa. Zakaszlał ponownie, drżąc na ciele.
Zajączek bezbronnie przeturlała się na plecy, jakby przez sen, lekko ziewając. Zamachała łapkami w powietrzu i ziewnęła, ignorując strach ojca. Ona się świetnie bawiła, słysząc jego agonialne jęki.
Położył łeb z powrotem na łapach, nieufnie zerkając na kocię. Zamknął oczy, a Zajączek podniosła się. Tak blisko! Już prawie widziała go martwego. Wojownikom powie, że sam oszalał i zeżarł pół posłania, przez co się udusił.
Poczekała dłuższą chwilę i powtórzyła akcje. Teraz ojciec miał zamknięty pysk, ale dzięki paskudnej bliźnie na wardze udało jej się choć trochę wepchnąć mokrego mchu do środka.
I wtem stało się to. Otworzył oczy, mordując córkę wzrokiem. Wypluł to co mu wsadziła za policzek, chwycił ją za kark i odstawił do kąta.
— Masz karę — warknął.
Zesztywniała, uderzając tyłkiem o ziemię, ale zaraz po tym zerwała się na równe łapy.
— O co ci chodzi? — rzuciła z przerażeniem w głosie. — Tato, co ty robisz?!
— To, co rodzic robi, gdy dziecko rozrabia. Posiedzisz tu kilka uderzeń serca i przemyślisz swoje zachowanie — zarządził, odchodząc od liliowej.
— Co proszę?! — jęknęła oburzona. — O czym ty mówisz? Ja spałam, a ty szarpiesz mnie nagle za kark i rzucasz w kąt! — wychlipała.
Nie przyzna się. Zdradziecka Rybka to wariat, a ze słów matki wynikało, że nieraz miał problemy z koszmarami. Nadszedł czas, aby dopiec mu jeszcze bardziej i udowodnić, jak bardzo bezwartościową kupą futra był.
— Widziałem, jak spałaś. Mech magicznie wleciał mi do pyska, a twoje łapki, wcale w tym się nie babrały. Nie kłam, Zajączku. Nakryłem cię na gorącym uczynku — syknął.
— Jakim uczynku? Jaki mech? — mamrotała zszokowana. Po chwili jej ślepia napełniły się łzami. — Tatusiu, na pewno wszystko z tobą dobrze? Ty... Ty miałeś chyba jakieś zwidy? — zasugerowała, zanosząc się głośniejszym płaczem.
Pokazał łapą wypluty mokry mech, który leżał na ziemi.
— To nie były zwidy, bo inaczej tego by tu nie było skarbie — prychnął, kopiąc mokrą kulkę w jej stronę. — I widziałem, że to ty robiłaś, więc nie kłam już. Masz karę. Nie weźmiesz mnie na litość tymi swoimi oczkami.
— Ale o co ci chodzi?! Jaki mech! Tu nic nie ma! — łkała jak głupia, patrząc w miejsce, w którym doskonale widziała wspomnianą rzecz. Ale mu tego nie powie. Niech się zadręcza.
Podszedł do mchu, dotykając go łapą. Chwycił w pysk roślinę i zrzucił jej na głowę. Vanka poczuła nieprzyjemny chłód na czubku łba, ale nie dała po sobie poznać, że cokolwiek się zadziało. Patrzyła na niego niewzruszona.
— A teraz widzisz? — zapytał zirytowany.
Przekrzywiła głowę na bok. Czas zrobić z niego wariata.
— Co mam widzieć? Widzę tylko ciebie — rzuciła ze zmęczeniem.— Tatusiu. Zaczynasz mnie przerażać… — wykrztusiła, kuląc się w kącie żłóbka. — Chcę do mamy…
Z pomocą miłej kotki, która wręcz rozczulała się na sam jej widok (bo przecież taka uroczo wyglądająca kruszynka nie może mieć złych zamiarów), zdobyła niewielki kawałek mchu nasączony lodowatą wodą, dopiero co pobraną z otworu w rzece. Przez Porę Nagich Drzew wszędzie był lód, ale wojownikom udało się rozbić z lekka jego powłokę i mieli skąd pić. Wróciła ze zdobyczą do cicho chrapiącego ojca, a gdy ten lekko uchylił pysk, wepchnęła mu roślinę do pyska.
Niech się dusi.
Sama dla niepoznaki od razu rzuciła się na swoje miejsce, udając, że przez cały czas spala. Tylko kątem przymrużonego oka obserwowała jego poczynania. Szmer. Wypluł to, co miał w pysku. Widać było, że wciąż był zaspany. Wydał z siebie charkoty i prychnięcia, a gdy pozbył się cieczy z gardła, rozejrzał po otoczeniu. Zajączek przymknęła ślepie, udając, że grzecznie spała.
Nie ruszyła uchem, ale nasłuchiwała uważnie dźwięków z otoczenia. Znów położył łeb na ziemi, wracając do spania.
Podniosła główkę, patrząc na ojca. I tyle? Kpina.
Poczekała chwilę i poleciała po nową kulkę, prosząc tę samą, nieznajomą kotkę o pomoc w nasączeniu tego wodą, a następnie powtórzyła akcje, wpychając mokry mech głębiej w gardło ojca.
Padła po chwili niczym martwa tuż przy jego boku. Ponownie patrzyła na niego spod przymrużonych ślepi.
Wstał i pochył łeb, krztusząc się mchem i cieknącą z niego wodą. Wsadził aż łapę do pyska, pomagając sobie z wyciągnięciem tego cholerstwa. Zakaszlał ponownie, drżąc na ciele.
Zajączek bezbronnie przeturlała się na plecy, jakby przez sen, lekko ziewając. Zamachała łapkami w powietrzu i ziewnęła, ignorując strach ojca. Ona się świetnie bawiła, słysząc jego agonialne jęki.
Położył łeb z powrotem na łapach, nieufnie zerkając na kocię. Zamknął oczy, a Zajączek podniosła się. Tak blisko! Już prawie widziała go martwego. Wojownikom powie, że sam oszalał i zeżarł pół posłania, przez co się udusił.
Poczekała dłuższą chwilę i powtórzyła akcje. Teraz ojciec miał zamknięty pysk, ale dzięki paskudnej bliźnie na wardze udało jej się choć trochę wepchnąć mokrego mchu do środka.
I wtem stało się to. Otworzył oczy, mordując córkę wzrokiem. Wypluł to co mu wsadziła za policzek, chwycił ją za kark i odstawił do kąta.
— Masz karę — warknął.
Zesztywniała, uderzając tyłkiem o ziemię, ale zaraz po tym zerwała się na równe łapy.
— O co ci chodzi? — rzuciła z przerażeniem w głosie. — Tato, co ty robisz?!
— To, co rodzic robi, gdy dziecko rozrabia. Posiedzisz tu kilka uderzeń serca i przemyślisz swoje zachowanie — zarządził, odchodząc od liliowej.
— Co proszę?! — jęknęła oburzona. — O czym ty mówisz? Ja spałam, a ty szarpiesz mnie nagle za kark i rzucasz w kąt! — wychlipała.
Nie przyzna się. Zdradziecka Rybka to wariat, a ze słów matki wynikało, że nieraz miał problemy z koszmarami. Nadszedł czas, aby dopiec mu jeszcze bardziej i udowodnić, jak bardzo bezwartościową kupą futra był.
— Widziałem, jak spałaś. Mech magicznie wleciał mi do pyska, a twoje łapki, wcale w tym się nie babrały. Nie kłam, Zajączku. Nakryłem cię na gorącym uczynku — syknął.
— Jakim uczynku? Jaki mech? — mamrotała zszokowana. Po chwili jej ślepia napełniły się łzami. — Tatusiu, na pewno wszystko z tobą dobrze? Ty... Ty miałeś chyba jakieś zwidy? — zasugerowała, zanosząc się głośniejszym płaczem.
Pokazał łapą wypluty mokry mech, który leżał na ziemi.
— To nie były zwidy, bo inaczej tego by tu nie było skarbie — prychnął, kopiąc mokrą kulkę w jej stronę. — I widziałem, że to ty robiłaś, więc nie kłam już. Masz karę. Nie weźmiesz mnie na litość tymi swoimi oczkami.
— Ale o co ci chodzi?! Jaki mech! Tu nic nie ma! — łkała jak głupia, patrząc w miejsce, w którym doskonale widziała wspomnianą rzecz. Ale mu tego nie powie. Niech się zadręcza.
Podszedł do mchu, dotykając go łapą. Chwycił w pysk roślinę i zrzucił jej na głowę. Vanka poczuła nieprzyjemny chłód na czubku łba, ale nie dała po sobie poznać, że cokolwiek się zadziało. Patrzyła na niego niewzruszona.
— A teraz widzisz? — zapytał zirytowany.
Przekrzywiła głowę na bok. Czas zrobić z niego wariata.
— Co mam widzieć? Widzę tylko ciebie — rzuciła ze zmęczeniem.— Tatusiu. Zaczynasz mnie przerażać… — wykrztusiła, kuląc się w kącie żłóbka. — Chcę do mamy…
<Tatoo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz