Czarny kocur stanął jej na drodze. Posłał czarujący uśmiech. Uniósł brwi.
Pasikonik skrzywiła się, kładąc uszy. Nie była pewna o co chodzi. Lekki dyskomfort uderzył w nią. Chciała się wycofać. Uciec gdzieś daleko od niego, lecz wiedziała, że nie da rady.
— O-odejdź m-mieszańcu... — prychnęła cicho.
Pochmurny Taniec zaśmiał się cicho.
— Brzmisz, jakbyś ty nie była. — oznajmił kotce, zbliżając się.
Zjeżyła się.
— Co m-masz na myśli? — wydukało cicho, niepewna tego, czy faktycznie chce to wiedzieć.
Pochmurny uśmiechnął się.
— Twoja matka była moją mentorką. Poza tym chodziły o niej liczne plotki. Jedno jest pewne. Nie urodziła się tutaj. Przyniesiono ją wraz z Zajęczą Gwiazdą. Tylko ciekawe skąd, p r z y b ł ę d o. — drażnił się z nią.
Położyła po sobie uszy zła na niego. Nie miała ochoty dłużej rozmawiać z tym palantem. Odwróciła się od niego i powolnym krokiem ruszyła ku gromadzie kotów.
— No nie odchodź. Wiele nas łączy, Pasikoniku! — zawołał.
Widząc, że nie reaguje, zagrodził jej drogę.
— Ty nie znasz ojca. Ja swojego też nigdy nie poznałem. — sprostował.
— I co? — prychnęła zestresowana tym natrętnym zachowaniem. — N-nie obchodzi mnie to.
Czarny wypiął się dumnie, unosząc ogon ku górze.
— Może mój zna twojego. Jest stary pewnie. Podobno pochodził z innego klanu. Jeśli dobrze pamiętam miał do czynienia z tym całym "Lisią Gwiezdą" co zapłodnił twoją starą. — wyjaśnił.
Pasikonik syknęła zła na niego.
— L-lisia Gwiazda dawno już nie żył, gdy moja m-matka zaprzedała dupy komuś. J-jest świrnięta. Nie gadaj b-bzdur. — warknęła na kocura, drżąc z nerwów.
Pochmurny położył ogon. Jego spojrzenie lekko złagodniało.
— Spokojnie, mała. Nie unoś się tak. — rzucił luźno, sprawiając, że przez szylkretkę przeszły kolejne spazmy. — Ej, ej, może opowiem ci o moim ojcu, co? Podobno jesteśmy mega do siebie podobni. Tylko on jest bardziej siwy. I poraniony. Ale prócz tego kropka w kropkę. Wiesz, że kiedyś należał do Klanu Wilka? Był synem zastępcy, uczniem lidera. Sam zlał Lisią Gwiazdę podczas wojny. A jego syna posłał do Mroczej Puszczy. Pewnie z Kamienną Gwiazdą też by się rozprawił w trymiga. — mruknął pewnie.
Pasikonik zastrzygła uszami.
— P-po co mi to mówisz? — miauknęła cicho.
Pochmurny wyszczerzył się.
— Nie chciałabyś wybrać się ze mną? — zaproponował. — Będziemy mieć obydwoje alibi, że polowaliśmy, a może dowiesz się coś o swoim ojcu.
— U-umarlak nie może być moim ojcem. — syknęła.
— Nie wiesz kiedy zdechł. — odparł czarny zadowolony. — Czekam na ciebie, gdy słońce zajdzie.
* * *
Sama nie wiedziała czemu przyszła. Może ciekawość. Może fakt, że kocur nadal by ją męczył potem pytaniami dlaczego nie przyszła. Widząc jednak uśmiech na jego pysku, żałowała, że przyszła.
— Witaj, piękna. Poranne chmury to przy tobie nic. — wymruczał.
Lekko zdezorientowana zrobiła krok do tyłu.
— M-mam s-sobie iść? — pisnęła.
A co jeśli chce ją wykorzystać? Zaciągnąć w ciemny las i zabawić się jej ciałem. Obrzydzona tym i przerażona zadrżała.
— Nie, nie. Jejku, na żartach się nie znasz, panno z kijem w tyłku. — puścił jej oczko. — Chodźmy, zanim kompletnie mi uciekniesz.
Niechętnie podążyła za nim. Ciemny las znajdujący się poza terenami Klanu Burzy nie wyglądał zachęcająco. Szła za czarną kitą skulna. Trzęsąca się na każdy trzask gałęzi pod ich łapami.
— N-na pewno go tu znajdziemy...?
Pochmurny Taniec wskazał jej na ślady kocich łap.
— Cichosza. — szepnął nagle.
Zjeżyła się, wyczuwając czyjś wzrok na sobie. Odwróciła się spanikowana. Za nią dosyć wysoki kocur mierzył ją zimnym spojrzeniem. Pierwsze co wrzuciło jej się w ślepia to brak uszu. Szczątki ich wystawały dziwacznie z czarnego łba. Wyglądem bardziej kojarzyły jej się z rogami. Położyła po sobie uszy.
— Czego chcecie, Burzaki? — syknął samotnik, jeżąc się. — Nie zamierzam pozwolić wam kraść mojej zwierzyny.
Wychudzone ciało i słaby głos świadczyły o tym, że zwierzynę tylko widywał w snach. Kotce zrobiło się lekko żal starca. Pewnie nie widział na tyle dobrze, by coś upolować.
— Tu i tak nic nie ma. — stwierdził pewnie Pochmurny Taniec.
Niechętnie podążyła za nim. Ciemny las znajdujący się poza terenami Klanu Burzy nie wyglądał zachęcająco. Szła za czarną kitą skulna. Trzęsąca się na każdy trzask gałęzi pod ich łapami.
— N-na pewno go tu znajdziemy...?
Pochmurny Taniec wskazał jej na ślady kocich łap.
— Cichosza. — szepnął nagle.
Zjeżyła się, wyczuwając czyjś wzrok na sobie. Odwróciła się spanikowana. Za nią dosyć wysoki kocur mierzył ją zimnym spojrzeniem. Pierwsze co wrzuciło jej się w ślepia to brak uszu. Szczątki ich wystawały dziwacznie z czarnego łba. Wyglądem bardziej kojarzyły jej się z rogami. Położyła po sobie uszy.
— Czego chcecie, Burzaki? — syknął samotnik, jeżąc się. — Nie zamierzam pozwolić wam kraść mojej zwierzyny.
Wychudzone ciało i słaby głos świadczyły o tym, że zwierzynę tylko widywał w snach. Kotce zrobiło się lekko żal starca. Pewnie nie widział na tyle dobrze, by coś upolować.
— Tu i tak nic nie ma. — stwierdził pewnie Pochmurny Taniec.
Siwy kocur odpowiedział mu prychnięciem. Pasikonik skuliła się. Nie tak to sobie wyobrażała.
— T-to twój tata, czy nie? — szepnęła do czarnego. — Nie p-powinien cię poznać?
Zirytowany Pochmurny trzepnął uchem.
— Jak, moja droga? Nigdy mnie nie spotkał. — wyjaśnił jej.
Spojrzał na kocura twardym spojrzeniem.
— Zgaduje, że mam do czynienia z Kawką? — rzucił pewnie, przyglądając się samotnikowi. — Jestem twoim synem. Nazywam się Pochmurny Taniec. Mam także siostrę o pięknym imieniu Kwiecisty Pocałunek — oznajmił, siadając.
Starszy zmrużył ślepia i prychnął z pogardą.
— Ja nie mam dzieci. — syknął i odwrócił się gotowy odejść.
Wojownika trochę wcięło. Nie tak to sobie wyobrażał. Miał to idealnie wymalowane na pysku.
— Nie, tato! Czekaj!
— T-to twój tata, czy nie? — szepnęła do czarnego. — Nie p-powinien cię poznać?
Zirytowany Pochmurny trzepnął uchem.
— Jak, moja droga? Nigdy mnie nie spotkał. — wyjaśnił jej.
Spojrzał na kocura twardym spojrzeniem.
— Zgaduje, że mam do czynienia z Kawką? — rzucił pewnie, przyglądając się samotnikowi. — Jestem twoim synem. Nazywam się Pochmurny Taniec. Mam także siostrę o pięknym imieniu Kwiecisty Pocałunek — oznajmił, siadając.
Starszy zmrużył ślepia i prychnął z pogardą.
— Ja nie mam dzieci. — syknął i odwrócił się gotowy odejść.
Wojownika trochę wcięło. Nie tak to sobie wyobrażał. Miał to idealnie wymalowane na pysku.
— Nie, tato! Czekaj!
— Nie nazywaj mnie tak, Burzaku!
— Ale ja naprawdę jestem twoim synem. — miauknął zły czarny.
Brązowe ślepia spojrzały na niego chłodno.
— Skąd ta pewność? — prychnął siwy. — Nic o mnie nie wiesz.
Brązowe ślepia spojrzały na niego chłodno.
— Skąd ta pewność? — prychnął siwy. — Nic o mnie nie wiesz.
— Nieprawda! Mama mi opowiadała o tobie masę historii. — zaprzeczył smutno Pochmurny niczym kocię. — Moja mama... Burzowa Noc... ona naprawdę cię kochała.
Furia pojawiła się w oczach samotnika. Trzepnął ogonem, bluźniąc pod nosem.
Furia pojawiła się w oczach samotnika. Trzepnął ogonem, bluźniąc pod nosem.
— Kłamiesz! Kłamiesz! — krzyknął rozgoryczony. — Ona mnie porzuciła. Odrzuciła. Zostawiła. Gdy ja... — urwał. — Nieważne. To niemożliwe, żebyś był moim i jej synem.
Wojownik położył po sobie uszy.
— Nie wierzę, że okłamywała mnie całe życie. Że zmyśliła te wszystkie historie. Jak rzucaliście w liderów szyszkami. Jak Klan Wilka okazał się ciebie niegodny. O twoich zwycięskich bitwach z Klanem Klifu. O twoich... uszach...
— Zamilcz! — syknął zjeżony samotnik, zakrywając pysk łapami. — Jeśli to prawda... Jeśli to prawda to dlaczego. Dlaczego mnie zostawiła? Dlaczego mnie porzuciła? Nigdy nie przyszła. Wiesz ile księżyców sterczałem jak mysia strawa narażając się dla niej? Nie chce o niej słyszeć. Ani o tobie.
Pochmurny Taniec wpatrywał się tępo w ojca. Pasikonik zagryzła wargę. Nie czuła się komfortowo uczestnicząc w tej kłótni. Jak i w tym wszystkim. Najchętniej wróciłaby do obozu, lecz bała się ruszyć. Sparaliżowana przez krzyki kocurów bała się ruszyć.
— Dlaczego...? Dlaczego taki jesteś? — miauknął ciężko wojownik. — Taki podły. Taki pozbawiony uczuć.
Kawka trzepnął ogonem zły.
— Ja? Zostałem porzucony przez jedynego kota, którego kochałem. Który zdawał się żywić takie uczucie do mnie. Przez długie księżyce. Spójrz ile już żyjesz. A ja wciąż nie widziałem jej od tamtego dnia. Cały czas samotny. Pozbawiony bliskości. Cała moja rodzina nie żyje. Cała. Nie masz prawa mi zarzucać takich rzeczy. — syknął na syna.
— Nie, jesteś egoistą. Mogłeś sam do nas przyjść. Dołączyć do Klanu Burzy. Ale wybrałeś to życie. — warknął Pochmurny Taniec. — Nie wycieraj sobie moją matką mordy.
— Nie moja wina, że okazała się lisim łajnem.
— Sam jesteś nim!
— Powiedział kocur, który nie zaznał smaku życia.
— Nie masz prawa tego mówić. Nawet mnie nie znasz.
— Ty też mnie nie znasz. A mimo to nawiedzasz mnie oczekując nie wiadomo czego. Mam się rzucić i cię uściskać? Popłakać? — fuknął Kawka, wysuwając pazury. — Jesteś żałośny. Zupełnie jak twoja matka.
Pasikonik nawet nie zarejestrowała momentu kiedy rzucili się na siebie. Dwie czarne plamy stały się jedną. Jęki i krzyki niosły się po lesie, płosząc nieliczną zwierzynę. Głośny trzask dotarł do jej uszu. Potem konający jęk. Zacisnęła mocno ślepia, nie chcąc dłużej temu przyglądać.
Minęło parę uderzeń serca. Nastała cisza. Bezdźwięk zaniepokoiła ją. Niepewnie uchyliła ślepie.
— Nie wierzę, że okłamywała mnie całe życie. Że zmyśliła te wszystkie historie. Jak rzucaliście w liderów szyszkami. Jak Klan Wilka okazał się ciebie niegodny. O twoich zwycięskich bitwach z Klanem Klifu. O twoich... uszach...
— Zamilcz! — syknął zjeżony samotnik, zakrywając pysk łapami. — Jeśli to prawda... Jeśli to prawda to dlaczego. Dlaczego mnie zostawiła? Dlaczego mnie porzuciła? Nigdy nie przyszła. Wiesz ile księżyców sterczałem jak mysia strawa narażając się dla niej? Nie chce o niej słyszeć. Ani o tobie.
Pochmurny Taniec wpatrywał się tępo w ojca. Pasikonik zagryzła wargę. Nie czuła się komfortowo uczestnicząc w tej kłótni. Jak i w tym wszystkim. Najchętniej wróciłaby do obozu, lecz bała się ruszyć. Sparaliżowana przez krzyki kocurów bała się ruszyć.
— Dlaczego...? Dlaczego taki jesteś? — miauknął ciężko wojownik. — Taki podły. Taki pozbawiony uczuć.
Kawka trzepnął ogonem zły.
— Ja? Zostałem porzucony przez jedynego kota, którego kochałem. Który zdawał się żywić takie uczucie do mnie. Przez długie księżyce. Spójrz ile już żyjesz. A ja wciąż nie widziałem jej od tamtego dnia. Cały czas samotny. Pozbawiony bliskości. Cała moja rodzina nie żyje. Cała. Nie masz prawa mi zarzucać takich rzeczy. — syknął na syna.
— Nie, jesteś egoistą. Mogłeś sam do nas przyjść. Dołączyć do Klanu Burzy. Ale wybrałeś to życie. — warknął Pochmurny Taniec. — Nie wycieraj sobie moją matką mordy.
— Nie moja wina, że okazała się lisim łajnem.
— Sam jesteś nim!
— Powiedział kocur, który nie zaznał smaku życia.
— Nie masz prawa tego mówić. Nawet mnie nie znasz.
— Ty też mnie nie znasz. A mimo to nawiedzasz mnie oczekując nie wiadomo czego. Mam się rzucić i cię uściskać? Popłakać? — fuknął Kawka, wysuwając pazury. — Jesteś żałośny. Zupełnie jak twoja matka.
Pasikonik nawet nie zarejestrowała momentu kiedy rzucili się na siebie. Dwie czarne plamy stały się jedną. Jęki i krzyki niosły się po lesie, płosząc nieliczną zwierzynę. Głośny trzask dotarł do jej uszu. Potem konający jęk. Zacisnęła mocno ślepia, nie chcąc dłużej temu przyglądać.
Minęło parę uderzeń serca. Nastała cisza. Bezdźwięk zaniepokoiła ją. Niepewnie uchyliła ślepie.
Skąpany we krwi Pochmurny Taniec.
Nieruchomy samotnik.
Nie chciała się mu dłużej przyglądać. Obraz ze zgromadzenia uderzył ją. Ciepła krew. Zapach śmierci. Lodowate spojrzenie trupa. Cieknące osocze. Ogromna bordowa plama, splamiająca wszystko co napotka na swej drodze.
Pisnęła, kuląc się. Czuła, jak łzy napełniają jej ślepia. Była taka słaba. Taka przerażona.
— Pasikonik, błagam, nie mów o tym nikomu, dobrze? Proszę. Błagam. To będzie nasz sekrecik? Dobrze? Taki mały sekrecik... — szeptał jej Pochmurny Taniec, lecz do niej już nic nie docierało.
Nieruchomy samotnik.
Nie chciała się mu dłużej przyglądać. Obraz ze zgromadzenia uderzył ją. Ciepła krew. Zapach śmierci. Lodowate spojrzenie trupa. Cieknące osocze. Ogromna bordowa plama, splamiająca wszystko co napotka na swej drodze.
Pisnęła, kuląc się. Czuła, jak łzy napełniają jej ślepia. Była taka słaba. Taka przerażona.
— Pasikonik, błagam, nie mów o tym nikomu, dobrze? Proszę. Błagam. To będzie nasz sekrecik? Dobrze? Taki mały sekrecik... — szeptał jej Pochmurny Taniec, lecz do niej już nic nie docierało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz