Nie rozumiał dlaczego musiał zostać wylizany przez Kruczą. Próbował się wyrwać kotce. Odgryźć jej język. Przejechać pazurami po ślepiach. Lecz wronia strawa wbiła mu pazury w tyłek, przygwożdżając go. Zjeżony cały syknął wściekle, obiecując, że kiedyś zemści się za wszystkie poniżenia.
Reszta rodzeństwa każde umyta i wylizana przez Kruczą siedziała koło niego na progu kociarni. Spięci i wyprostowani. Najwidoczniej wiedzieli co się dzieje w porównaniu do niego. Mała żołędziara napatoczyła się pod jego łapy. Prychnął na tą marną istotę. Nie wierzył, że łączę ich ta sama krew. Liliowa pisnęła przestraszona i schowała się za Łosia. Brat położył jedynie uszy, rozglądając się za matką, licząc na ratunek.
Wzrok Kurki padł więc na Jaskier. Ten nijaki wypierdek szybko odwrócił wzrok, udając, że nie ma go. Lecz jej drżące ciało zdradziło ją. Czarny podszedł do rodzeństwa. Syknął i wystarczyło by czarne kocie skuliło się. Uderzył dla zasady Jaskier. Położył uszy, słysząc prychniecie Kruczej.
— Kurka! Ty... ty... — nie skończyła, widząc na sobie spojrzenia kotek z kociarni. — Nie waż się drugi raz uderzyć siostry. Nie kiedy dopiero ją umyłam. — syknęła, jeżąc ogon.
Prychnął oburzony, uderzając łapą o ziemię.
— Już wymarsz. Czekać aż was do siebie zawołam. I nie przynieść mi hańby. — mruknęła, mierząc spojrzeniem kocięta.
Kurka zmarszczył nos. Ona była zakałą tej rodziny. Jak jego gówniane rodzeństwo. Z ojcem-trupem na czele.
Wzrok Kurki padł więc na Jaskier. Ten nijaki wypierdek szybko odwrócił wzrok, udając, że nie ma go. Lecz jej drżące ciało zdradziło ją. Czarny podszedł do rodzeństwa. Syknął i wystarczyło by czarne kocie skuliło się. Uderzył dla zasady Jaskier. Położył uszy, słysząc prychniecie Kruczej.
— Kurka! Ty... ty... — nie skończyła, widząc na sobie spojrzenia kotek z kociarni. — Nie waż się drugi raz uderzyć siostry. Nie kiedy dopiero ją umyłam. — syknęła, jeżąc ogon.
Prychnął oburzony, uderzając łapą o ziemię.
— Już wymarsz. Czekać aż was do siebie zawołam. I nie przynieść mi hańby. — mruknęła, mierząc spojrzeniem kocięta.
Kurka zmarszczył nos. Ona była zakałą tej rodziny. Jak jego gówniane rodzeństwo. Z ojcem-trupem na czele.
* * *
Spoglądał z zniesmaczeniem na mentora Łosiowej Łapy. Ślepa walnięta kotka. Trzepnął ogonem. Nie zamierzał męczyć się z równie bezużyteczną jednostką. Zjeżył się, słysząc swoje imię. Nie zareagował. Dopiero gdy Krucza wydarła się, łaskawie uniósł tyłek, pogardliwie spoglądając na rodzicielkę. Ona równie ciepło na niego spoglądała. Pewnie żałowała, że nie zagryzła go, gdy miała okazję. Kurka miał podobne odczucia. Lecz jeszcze ta chwila nadejdzie. Ona będzie tylko starsza. Tylko słabsza.
— Mentorem Kurkowej Łapy zostanie... — urwała, mrużąc ślepia.
Zdawała się dziwnie podekscytowana. Obrzydliwe.
— Źródlany Dzwonek.
Kurka spojrzał w stronę zgromadzonych wokół wojowników. Przyglądał się ich frajerskim obliczom. Gotowy i teraz rzucić wyzwanie mentorowi, jeśli okaże się kocią glistą jak Popielaty Świt. W końcu ktoś ruszył się w tłumie. Uniósł ogon.
Ona.
Milcząca wronia strawa, która zabawiała się nim gorzej niż Krucza. Położył po sobie uszy, jeżąc ogon. Kotka nie zdawała się równie zachwycona. I słusznie. Zamierzał się jej pozbyć przy pierwszej lepszej okazji. Nie będzie nim niewiele wyższa smarkula pomiatać. Posłał Kruczej mordercze spojrzenie.
Upokorzyła go. I zapłaci za to.
Rytuał wymagał zetknięcia się z mentorem nosem. Kurka uważał to za absurdalny idiotyzm. Nie miał zamiaru dotykać tego czegoś w innym celu niż dominacja. Wojowniczka zbliżyła nos. Czarny tylko czekał gdy zbliży się wystarczająco. Wydmuchał mocno powietrze, ozdabiając mentorkę własnymi smarkami.
Liliowa zamruga zaskoczona. W brązowych ślepiach dojrzał rozpalającą się złość. Lecz nawet nie pisnęła. Uśmiechnął się szyderczo.
Czekał go cudowny trening.
— Mentorem Kurkowej Łapy zostanie... — urwała, mrużąc ślepia.
Zdawała się dziwnie podekscytowana. Obrzydliwe.
— Źródlany Dzwonek.
Kurka spojrzał w stronę zgromadzonych wokół wojowników. Przyglądał się ich frajerskim obliczom. Gotowy i teraz rzucić wyzwanie mentorowi, jeśli okaże się kocią glistą jak Popielaty Świt. W końcu ktoś ruszył się w tłumie. Uniósł ogon.
Ona.
Milcząca wronia strawa, która zabawiała się nim gorzej niż Krucza. Położył po sobie uszy, jeżąc ogon. Kotka nie zdawała się równie zachwycona. I słusznie. Zamierzał się jej pozbyć przy pierwszej lepszej okazji. Nie będzie nim niewiele wyższa smarkula pomiatać. Posłał Kruczej mordercze spojrzenie.
Upokorzyła go. I zapłaci za to.
Rytuał wymagał zetknięcia się z mentorem nosem. Kurka uważał to za absurdalny idiotyzm. Nie miał zamiaru dotykać tego czegoś w innym celu niż dominacja. Wojowniczka zbliżyła nos. Czarny tylko czekał gdy zbliży się wystarczająco. Wydmuchał mocno powietrze, ozdabiając mentorkę własnymi smarkami.
Liliowa zamruga zaskoczona. W brązowych ślepiach dojrzał rozpalającą się złość. Lecz nawet nie pisnęła. Uśmiechnął się szyderczo.
Czekał go cudowny trening.
* * *
Nie lubił nowego legowiska. Zdawało się bardziej ciasne. Pełne kotów. Znanych jak i nie pysków. Zjeżył się na widok Makowej Łapy, zabaweczki jego mamy.
— I kogo my tu mamy, Truposzka. — miauknęła srebrna kotkę. — Lepiej nie zgub się na pierwszym treningu.
— I kogo my tu mamy, Truposzka. — miauknęła srebrna kotkę. — Lepiej nie zgub się na pierwszym treningu.
Trzepnął ogonem, by następnie rzucić się na uczennicę. Srebrna sprawnym ruchem odepchnęła go, sprawiając, że uderzył o ziemię.
— Mysia strawo, rzucając się na starszych od ciebie tylko się ośmieszasz. — miauknęła z wyższością.
Był innego zdania. Tak napuszona i zapatrzona w siebie idiotka jak Makowa Łapa w końcu zrobi błąd. Potknie się. A on będzie czekał na to uderzenie serca. Sprawi, że zapamięta to do końca życia.
Podniósł się, strzepując z siebie mokrą ziemię. Para brązowych ślepi spoglądała na niego. Jego pseudo mentorka. Na myśl, że mogła to widzieć, urosła w nim frustracja. Syknął wściekły na Mak, która jedyne zaśmiała się z jego, by opowiedzieć o wszystkim Pszczelej Łapie.
Wyszedł niezadowolony z legowiska uczniów, kręcąc na prawo i lewo. Spojrzał oczekująco na Źródlany Dzwonek. Skoro miała czegoś nauczyć to czemu jeszcze tego nie robiła. Prychnął na nią.
— Mysia strawo, rzucając się na starszych od ciebie tylko się ośmieszasz. — miauknęła z wyższością.
Był innego zdania. Tak napuszona i zapatrzona w siebie idiotka jak Makowa Łapa w końcu zrobi błąd. Potknie się. A on będzie czekał na to uderzenie serca. Sprawi, że zapamięta to do końca życia.
Podniósł się, strzepując z siebie mokrą ziemię. Para brązowych ślepi spoglądała na niego. Jego pseudo mentorka. Na myśl, że mogła to widzieć, urosła w nim frustracja. Syknął wściekły na Mak, która jedyne zaśmiała się z jego, by opowiedzieć o wszystkim Pszczelej Łapie.
Wyszedł niezadowolony z legowiska uczniów, kręcąc na prawo i lewo. Spojrzał oczekująco na Źródlany Dzwonek. Skoro miała czegoś nauczyć to czemu jeszcze tego nie robiła. Prychnął na nią.
<Kminek?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz