Kucyk spojrzał na tą małą kulkę futra. Pachniała Klanem Burzy i miała najwyżej kilka księżyców, ale co tu robiła? Albo, może raczej robił, gdyż był to kocurek.
- Skąd żeś się tu wziął? - spytał opryskliwie.
- Ja... ja pobiegłem za swoim tatą, ale wtedy złapał mnie jakiś pta-ak i nie chciał wypuścić... A-ale kiedy już to zrobił stra-aciłem przytomność i... kim ty jesteś?
Burz siedział na ziemi i analizował wszystko co powiedział kociak. Powinien natychmiast odwrócić się i odejść, jednak coś nie dawało mu spokoju. Nie był to żal to tej małej kulki, w żadnym wypadku... Kuc rozważał co innego. Jest już stary i niedługo umrze, nie może tego ukrywać. Ale, kiedy już odejdzie, co po nim zostanie? Właśnie nic. Nie ma potomków, partnerki, czy jakiegokolwiek przyjaciela. Więc skoro ten kociak już tu jest, równie dobrze może mu ich zastąpić.
- Ja jestem twoim ojcem! - powiedział z udawanym zdziwieniem.
- Nie jesteś moim tatą!
- Coś musiało stać ci się w głowę, że mnie nie pamiętasz!
- Ale mój tata jest w Klanie Burzy!
- Klany, mówiłem, żebyś trzymał się od nich z daleka!
- A moja mama? Moja mama też jest w Klanie!
- Przecież twoja mama umarła przy porodzie! - ciągnął Kuc, a w każde kłamstwo wkładał tyle emocji, na ile było go stać.
- A-ale... ale to nie prawda!...
- Chodź, wracajmy do domu - powiedział, po czym wziął kociaka za kark.
Gdy dotarł pod Gniazdo jego dwunogów zaczął drapać łapą w drzwi. Gdy jeden z nich otworzył, żeby wpuścić go do środka, ten zrobił błagalną minę wskazując na czarnego kocurka, leżącego teraz u jego łap. Bezwłosy wziął go na ręce i, mimo tego, że bardzo się szamotał, zaniósł go do środka. Tam, został umyty i wypielęgnowany, dostając obrożę i nowe imię.
- Teraz już sobie przypominasz, Imbir?
- Ale ja mam na imię Chmurka!...
- Masz bujną wyobraźnię! - roześmiał się Kuc.
~/*\~
Księżyce mijały, a Imbir zapomniał o swoim życiu jako Klanowicz i uważał za oczywistą prawdę, że jest pieszczochem, co trochę denerwowało Kuca, gdyż wolałby, żeby ten był dachowcem, zamiast wyrosnąć na uzależnionego od dwunogów słabeusza. Z tą myślą od dwóch księżyców uczył go walki i technik polowań. Nie było to dużo, ale wiedział, że nie da rady zrobić nic więcej.
W końcu, w porze nagich drzew nadszedł dzień, który Imbir miał zapamiętać na całe życie. Burz nie chciał tego robić, nawet jeśli próbowałby to zaprzeczyć, związał się z kociakiem. Jednak tego wciąż ciągnęło do lasu i Klanów, a Kuc bał się, że pewnego dnia odnajdzie go któryś z Burzowiczów i zaprowadzi do klanu, a ten przypomni sobie o jego przeszłości. W dodatku, biały kocur doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że długo nie pociągnie, a wolał zginąć w "Bitwie", niż na dywaniku dwunogów. Poprosił swojego "syna", żeby wyszli na dwór, z zamiarem nauki polowania. Ten z podekscytowaniem wybiegł za swoim "ojcem", nie wiedząc co święci się w rzeczywistości.
Gdy byli już na miejscu, Kuc zaczął pośpiesznie rozglądać się za chociażby samotnikiem, który pomógłby wypełnić mu jego plan. Jednak zanim takowego dostrzegł, wyczuł coś, a raczej kogoś lepszego. Nie dostrzegłby go, gdyż jego futro świetnie kamufluje się w śniegu, jednak wszędzie rozpoznałby ten zapach. Przecież to jego stary znajomy, Szkarłatny Wicher! Kocur nie miał nigdy dobrych chęci, jeśli chodzi o białego dachowca, więc teraz mógł mu bardzo pomóc.
- Poczekaj tutaj, spróbuję przegonić tego kota.
- To samotnik?
- Nie, klanowy.
- Więc co tu robi?
- Koty klanowe nie mają szacunku dla innych. Dlatego muszę coś z tym zrobić! - odpowiedział odbiegając.
Kocur schował się w krzakach blisko swojego przyjaciela/wroga, i zawołał cicho, jednak na tyle donośnie, by ten mógł go usłyszeć:
- Szkarłatny Wichrze!
Kocur obejrzał się i widząc dachowca podszedł do krzaku.
- Burzowe Gardło? - szepnął zdezorientowany, lecz po chwili przypomniał sobie z kim miał do czynienia. - Co ty tu wyprawiasz?!
- Też cię kocham. Mam małą prośbę, a jednocześnie ofertę nie do odrzucenia.
- Czemu tak myślisz?
- A więc - zaczął ignorując Szkarłata - jestem już stary, to fakt. Ale za żadne skarby nie umrę jak jakiś pieszczoch na dywaniku dwunożnych. Jeśli mam umrzeć - tu zaczął mówić głośno - to jak wojownik - w bitwie z wrogiem! - i powiedziawszy to rzucił się na młodszego kocura. Walka nie trwała długo - klanowicz szybko zakończył żywot dachowca przejeżdżając pazurem po jego gardle.
Szkarłatny Wicher przez krótką chwilę stał nad jego ciałem, po czym odbiegł w jemu tylko znaną stronę.
Nie mógł jednak wiedzieć, że z daleka, całemu zajściu przyglądał się mały kociak, zwany Imbirem.
<Di end>
Największa porażka bloga umiera, Chmurka zostaje przepisany do pieszczochów.
- Poczekaj tutaj, spróbuję przegonić tego kota.
- To samotnik?
- Nie, klanowy.
- Więc co tu robi?
- Koty klanowe nie mają szacunku dla innych. Dlatego muszę coś z tym zrobić! - odpowiedział odbiegając.
Kocur schował się w krzakach blisko swojego przyjaciela/wroga, i zawołał cicho, jednak na tyle donośnie, by ten mógł go usłyszeć:
- Szkarłatny Wichrze!
Kocur obejrzał się i widząc dachowca podszedł do krzaku.
- Burzowe Gardło? - szepnął zdezorientowany, lecz po chwili przypomniał sobie z kim miał do czynienia. - Co ty tu wyprawiasz?!
- Też cię kocham. Mam małą prośbę, a jednocześnie ofertę nie do odrzucenia.
- Czemu tak myślisz?
- A więc - zaczął ignorując Szkarłata - jestem już stary, to fakt. Ale za żadne skarby nie umrę jak jakiś pieszczoch na dywaniku dwunożnych. Jeśli mam umrzeć - tu zaczął mówić głośno - to jak wojownik - w bitwie z wrogiem! - i powiedziawszy to rzucił się na młodszego kocura. Walka nie trwała długo - klanowicz szybko zakończył żywot dachowca przejeżdżając pazurem po jego gardle.
Szkarłatny Wicher przez krótką chwilę stał nad jego ciałem, po czym odbiegł w jemu tylko znaną stronę.
Nie mógł jednak wiedzieć, że z daleka, całemu zajściu przyglądał się mały kociak, zwany Imbirem.
<Di end>
Największa porażka bloga umiera, Chmurka zostaje przepisany do pieszczochów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz