Od zawsze był optymistą i starał się podchodzić do każdej sytuacji, nawet tej najtrudniejszej, z uśmiechem. Jednak pogrzeb Skowroniego Odłamku zupełnie zatracił w nim jakiekolwiek poczucie szczęścia. Ból po stracie brata, z którym spędził całe swoje dzieciństwo, ich wspólne zabawy, rozmowy do późnej nocy i marzenia o przyszłości, stały się ciężarem, którego nie potrafił unieść. Każda myśl o nim wbijała mu się w serce, tworząc w nim coraz większą dziurę, której w żaden sposób nie można było załatać. Nie potrafił odnaleźć jeszcze nie tak dawnego optymizmu. Uśmiech, kiedyś ten szczery, w tej chwili przychodził mu z wielkim trudem i czuł, że na siłę jest teraz u niego wymuszany.
Świat jakby nagle stracił wszystkie barwy. Każdym porankiem instynktownie spoglądał w stronę legowiska medyków, mając cichą nadzieję, że zaraz ujrzy tam swojego brata. Niestety odpowiadała mu tylko bolesna cisza.
Nieświadomie wstrzymywał oddech, jakby liczył, że może za moment usłyszy znajomy krok, śmiech albo choćby syk irytacji, którym Skowroni Odłamek zwykł komentować poranne pobudki. Nic takiego jednak nie nastąpiło i zamiast jak zwykle radosnych wschodów słońca były one ponure. Czasem miał wrażenie, że jeśli pozwoli sobie, choć na sekundę zapomnieć o bólu, to zdradzi w ten sposób pamięć o Skowronim Odłamku. A jednocześnie wiedział, że nie mógł żyć zbyt długo w takim zawieszeniu. Obowiązki wojownika wzywały i nie mógł ich zaniedbać nawet przez taką ogromną stratę.
Wiedział, że nie może pozwolić sobie na całkowite zatracenie w żałobie. Wojownik, nawet złamany, nadal musiał żyć dalej i wypełniać swoje podstawowe zadania.
Przeciągnął się powoli, przygotowując do swych obowiązków. Najchętniej zostałby w obozie, lecz nie mógł zawieść klanu. Wyszedł z legowiska i przez ułamek sekundy zatrzymał się w wejściu, zastanawiając się, czy to aby na pewno dobry pomysł, by opuszczać bezpieczną przestrzeń. Obóz, zawsze dla niego tętniący życiem, teraz wydawał mu się nienaturalnie cichy i patrzył na niego bez wyraźnego entuzjazmu. Nawet wyjście z obozowiska, gdzie zazwyczaj mógł wybiegać swoją zbyt nadmierną energię, aktualnie brzmiało jak kara niż przyjemność.
Wziął głęboki wdech, czując jak świeże powietrze dostaje się do jego nozdrzy i wypełnia płuca.
W końcu zmusił łapy do ruchu, a każdy kolejny krok przynosił za sobą ból. Czuł, jakby zdradzał brata samym faktem, że wykonuje swoje obowiązki, że wciąż żyje. Miał nadzieję, że chociaż trafił do Klanu Gwiazd i obserwował go z góry. Spojrzał na błękitne niebo i uśmiechnął się smutno. Wiara była tym, co jeszcze trzymało go przy jakiejkolwiek równowadze. Już sama myśl tym, że duch Skowroniego Odłamka unosi się gdzieś między gwiazdami, napawała go dziwnym ciepłem.
Spostrzegł, że dotarł pod stos ze zwierzyną. Kątem oka spostrzegł siedzącą nieopodal kotkę. Doszło do jego uszu, że niedawno wróciła do klanu, uciekając od dwunożnych, ale nie miał jeszcze okazji z nią porozmawiać. Może teraz był dobry moment? Przynajmniej nie rozmyślałby choć przez chwilę o swoim tragicznie zmarłym bracie.
Podszedł do niej i przysiadł obok.
— Cześć, jestem Dzwonkowy Świst. Słyszałem, że wróciłaś niedawno do klanu. A poza tym, jak się trzymasz? Musiało cię to dużo kosztować.
Chwila ciszy, która nastąpiła po jego słowach była bardzo niezręczna. Wbił na moment wzrok w podłoże, udając nagłe zainteresowanie własnymi łapami.
— Zawsze zastanawiałem się, jak wygląda życie poza obozem.— Spróbował ponownie podjąć rozmowę. Tak szybko się nie podda. To nie w jego naturze.— Jeśli to nie problem, mogłabyś mi nieco opowiedzieć o zewnętrznym świecie?
Świat jakby nagle stracił wszystkie barwy. Każdym porankiem instynktownie spoglądał w stronę legowiska medyków, mając cichą nadzieję, że zaraz ujrzy tam swojego brata. Niestety odpowiadała mu tylko bolesna cisza.
Nieświadomie wstrzymywał oddech, jakby liczył, że może za moment usłyszy znajomy krok, śmiech albo choćby syk irytacji, którym Skowroni Odłamek zwykł komentować poranne pobudki. Nic takiego jednak nie nastąpiło i zamiast jak zwykle radosnych wschodów słońca były one ponure. Czasem miał wrażenie, że jeśli pozwoli sobie, choć na sekundę zapomnieć o bólu, to zdradzi w ten sposób pamięć o Skowronim Odłamku. A jednocześnie wiedział, że nie mógł żyć zbyt długo w takim zawieszeniu. Obowiązki wojownika wzywały i nie mógł ich zaniedbać nawet przez taką ogromną stratę.
Wiedział, że nie może pozwolić sobie na całkowite zatracenie w żałobie. Wojownik, nawet złamany, nadal musiał żyć dalej i wypełniać swoje podstawowe zadania.
Przeciągnął się powoli, przygotowując do swych obowiązków. Najchętniej zostałby w obozie, lecz nie mógł zawieść klanu. Wyszedł z legowiska i przez ułamek sekundy zatrzymał się w wejściu, zastanawiając się, czy to aby na pewno dobry pomysł, by opuszczać bezpieczną przestrzeń. Obóz, zawsze dla niego tętniący życiem, teraz wydawał mu się nienaturalnie cichy i patrzył na niego bez wyraźnego entuzjazmu. Nawet wyjście z obozowiska, gdzie zazwyczaj mógł wybiegać swoją zbyt nadmierną energię, aktualnie brzmiało jak kara niż przyjemność.
Wziął głęboki wdech, czując jak świeże powietrze dostaje się do jego nozdrzy i wypełnia płuca.
W końcu zmusił łapy do ruchu, a każdy kolejny krok przynosił za sobą ból. Czuł, jakby zdradzał brata samym faktem, że wykonuje swoje obowiązki, że wciąż żyje. Miał nadzieję, że chociaż trafił do Klanu Gwiazd i obserwował go z góry. Spojrzał na błękitne niebo i uśmiechnął się smutno. Wiara była tym, co jeszcze trzymało go przy jakiejkolwiek równowadze. Już sama myśl tym, że duch Skowroniego Odłamka unosi się gdzieś między gwiazdami, napawała go dziwnym ciepłem.
Spostrzegł, że dotarł pod stos ze zwierzyną. Kątem oka spostrzegł siedzącą nieopodal kotkę. Doszło do jego uszu, że niedawno wróciła do klanu, uciekając od dwunożnych, ale nie miał jeszcze okazji z nią porozmawiać. Może teraz był dobry moment? Przynajmniej nie rozmyślałby choć przez chwilę o swoim tragicznie zmarłym bracie.
Podszedł do niej i przysiadł obok.
— Cześć, jestem Dzwonkowy Świst. Słyszałem, że wróciłaś niedawno do klanu. A poza tym, jak się trzymasz? Musiało cię to dużo kosztować.
Chwila ciszy, która nastąpiła po jego słowach była bardzo niezręczna. Wbił na moment wzrok w podłoże, udając nagłe zainteresowanie własnymi łapami.
— Zawsze zastanawiałem się, jak wygląda życie poza obozem.— Spróbował ponownie podjąć rozmowę. Tak szybko się nie podda. To nie w jego naturze.— Jeśli to nie problem, mogłabyś mi nieco opowiedzieć o zewnętrznym świecie?
<Pożar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz