Czarno-biała, gdy przestała już zwracać uwagę na otaczające ją bodźce, nagle została rozbudzona głośnym stęknięciem. Natychmiast zerwała się na równe łapy, strosząc futro na grzbiecie.
— Ach, moje stawy! — miauknęła mama z bólem w głosie. Brązowooka wspięła się na posłanie, niezgrabnie docierając do futerka Mewy.
— Co się stało, mamusiu? — zapytała, kładąc pyszczek na ciele samotniczki.
Ta westchnęła, przenosząc wzrok na wyjście z nory.
— Nic… nic. Musiałam się przewiać — odparła, a jej mięśnie drgnęły, jakby szykowała się do wstania. — Mimo wszystko… wypadałoby to sprawdzić.
Wąsatka skinęła głową.
— Tak, mamo! — wtórowała koteczka, nieco odsuwając się od starszej. — Wyjdziesz z nory? Dokąd chcesz pójść? — dopytała, przechylając łebek w bok. Czy nie stanie im się krzywda, gdy Mewa będzie gdzieś daleko?
— Jeszcze nie wiem. Muszę znaleźć… starego przyjaciela. Powinien być gdzieś niedaleko. Pomoże mi uporać się z bólem stawu, a wtedy do was wrócę — wyjaśniła, wygramoliwszy się z posłania. Mewa stanęła przed wyjściem, a promienie słoneczne otuliły jej ciało. — Pilnuj swojej siostry, dobrze?
Wąsatka dumnie skinęła głową. Po chwili dwukolorowa plama, jaką była jej mama, zniknęła w wyjściu. Młodziczka pospiesznie odwróciła się i podeszła do Kobczyka, która właśnie bawiła się jednym z piór, jakie kiedyś dostała od Wilczego Skowytu.
— Brat! Brat! — zawołała, pacając czekoladową w ucho. — Mama wyszła z nory! Zostaliśmy sami! — ogłosiła, uśmiechając się pod nosem.
Kobczyk położyła delikatnie uszy, marszcząc brewki.
— Mama wyszła z nory? — powtórzyła zdziwiona. — To się nie zdarza! Czy tata zaraz do nas przyjdzie? — kontynuowała, mrużąc delikatnie ślepka i próbując wypatrzeć w wejściu do nory choćby cień czekoladowego wojownika.
Czarno-biała wzruszyła ramionami.
— Może! A co, jeśli pod naszą nieobecność tata urósł? Może już nie mieści się w norze? — zaczęła się zastanawiać Wąsatka.
Kobczyk chciała coś odpowiedzieć, lecz wtem obie kotki usłyszały tupot niewielkich łapek. Młódka odwróciła się i kilka lisich ogonów dalej dostrzegła niedużą, szarą plamę.
— Mamo? To ty? — pisnęła, wyciągając szyję w stronę intruza.
— To nie mama! To jakiś potwór! — ogłosiła Kobczyk, rozdziawiając szeroko mordkę. — To wyrośnięta mysz! Wąsatko, dlaczego ona chodzi!?
Brązowooka spojrzała raz na Kobczyka, a raz na to dziwne, rozmazane stworzonko. Postanowiła podejść bliżej; a gdy była już obok niego, nagle poczuła okropny ból w łapie – to indywiduum ją ugryzło!
Wydała z siebie cienki pisk i zaczęła się szamotać, próbując oswobodzić się z uścisku szczura. Wtedy dobiegła do niej Kobczyk, która przednimi łapami oparła się na stworzeniu, próbując je przewrócić. Kotki zaczęły krzyczeć i syczeć, a szczur prędko przemykał między nimi, co jakiś czas próbując je ugryźć. Wąsatka czuła, jak w uszach pulsuje jej krew. Była w pełni skupiona na walce, podejmując kolejne próby szarżowania na intruza. Wydawało jej się, że idzie jej całkiem dobrze – choć zapewne każdy choć trochę doświadczony wojownik wyśmiałby jej technikę.
Gdy szczur uderzył w Wąsatkę, przewracając ją, do nory nagle wparowała Mewa.
— Wąsatko! Kobczyku! — zawołała, podbiegając do kociąt. Chwyciła szczura zębami i rzuciła nim o ścianę tak, że przestał się ruszać.
Młódka podniosła się z miejsca, pełna podziwu dla matki.
— Mamusiu! Wróciłaś już! — zawołała, unosząc uszy na krótki moment, po czym znów je opuszczając, jak to miała w zwyczaju.
Wąsatka poczuła, jak szorstki język matki przejeżdża po jej czubku głowy, karku i grzbiecie. Kobczyk zjawiła się tuż obok; nią również zajęła się Mewa.
— Co za paskudny szczur! — warknęła między liźnięciami. — Ale nic wam nie zrobił, prawda?
Wąsatka pokręciła głową.
— Nie, mamusiu! Wszystko jest w porządku — oznajmiła dumnie, wypinając klatkę piersiową.
Mewa zachichotała, po czym delikatnie popchnęła obie kotki w stronę posłania.
— No nic. Przynajmniej więcej zwierzyny dla nas — mruknęła, spoglądając na martwego szczura.
Wąsatka ułożyła się na miękkim legowisku wraz ze swoją siostrzyczką.
— Mamo… czy wciąż bolą cię stawy? — zapytała, powoli zasypiając. I choć teraz nie zwracała na to uwagi, łapa, w którą została ugryziona, wciąż ją bolała, szczypała i pulsowała.
— Nie, już nie. Udało mi się znaleźć kogoś, kto mi pomógł — odparła spokojnie Mewa, układając się obok kociąt i owijając je puchatym ogonem. — Jeśli coś będzie was boleć, od razu mi powiedzcie. Wiem, gdzie szukać pomocy.
— Kobczyk! Braciszku! — zawołała, padając na przednie łapy i unosząc biały kuperek do góry. — Złap mnie, no dawaj!
Czekoladowa od razu uniosła łepek, wlepiając wzrok w siostrę.
Wąsatka nie musiała długo prosić – brązowooka szybko zaczęła zmierzać w jej stronę, ucieszona wizją zabawy ze swoją, jak na razie, najbliższą koleżanką.
— Uciekaj, Wąsatko! Złapię cię, jak mama tego szczura! — wołała zadowolona.
Młódka, widząc coraz bardziej powiększającą się brązową plamę, spróbowała wstać. Wtedy jednak przez jej niewielkie ciałko przeszedł promieniujący ból, rozchodzący się od łapy. To przez to ugryzienie szczura! Przez nie, zamiast zgrabnie uciec, koteczka potknęła się i wywróciła, upadając pyskiem na ziemię. Auć!
Kobczyk zatrzymała się przed siostrą, po czym delikatnie dotknęła ją łapą.
— Przegrałaś! Złapałem cię! — zawołała radośnie, a zaraz potem pochyliła się nad nią. — Wstawaj już, siostrzyczko. Teraz ty gonisz!
Wyleczeni: Mewa
— Ach, moje stawy! — miauknęła mama z bólem w głosie. Brązowooka wspięła się na posłanie, niezgrabnie docierając do futerka Mewy.
— Co się stało, mamusiu? — zapytała, kładąc pyszczek na ciele samotniczki.
Ta westchnęła, przenosząc wzrok na wyjście z nory.
— Nic… nic. Musiałam się przewiać — odparła, a jej mięśnie drgnęły, jakby szykowała się do wstania. — Mimo wszystko… wypadałoby to sprawdzić.
Wąsatka skinęła głową.
— Tak, mamo! — wtórowała koteczka, nieco odsuwając się od starszej. — Wyjdziesz z nory? Dokąd chcesz pójść? — dopytała, przechylając łebek w bok. Czy nie stanie im się krzywda, gdy Mewa będzie gdzieś daleko?
— Jeszcze nie wiem. Muszę znaleźć… starego przyjaciela. Powinien być gdzieś niedaleko. Pomoże mi uporać się z bólem stawu, a wtedy do was wrócę — wyjaśniła, wygramoliwszy się z posłania. Mewa stanęła przed wyjściem, a promienie słoneczne otuliły jej ciało. — Pilnuj swojej siostry, dobrze?
Wąsatka dumnie skinęła głową. Po chwili dwukolorowa plama, jaką była jej mama, zniknęła w wyjściu. Młodziczka pospiesznie odwróciła się i podeszła do Kobczyka, która właśnie bawiła się jednym z piór, jakie kiedyś dostała od Wilczego Skowytu.
— Brat! Brat! — zawołała, pacając czekoladową w ucho. — Mama wyszła z nory! Zostaliśmy sami! — ogłosiła, uśmiechając się pod nosem.
Kobczyk położyła delikatnie uszy, marszcząc brewki.
— Mama wyszła z nory? — powtórzyła zdziwiona. — To się nie zdarza! Czy tata zaraz do nas przyjdzie? — kontynuowała, mrużąc delikatnie ślepka i próbując wypatrzeć w wejściu do nory choćby cień czekoladowego wojownika.
Czarno-biała wzruszyła ramionami.
— Może! A co, jeśli pod naszą nieobecność tata urósł? Może już nie mieści się w norze? — zaczęła się zastanawiać Wąsatka.
Kobczyk chciała coś odpowiedzieć, lecz wtem obie kotki usłyszały tupot niewielkich łapek. Młódka odwróciła się i kilka lisich ogonów dalej dostrzegła niedużą, szarą plamę.
— Mamo? To ty? — pisnęła, wyciągając szyję w stronę intruza.
— To nie mama! To jakiś potwór! — ogłosiła Kobczyk, rozdziawiając szeroko mordkę. — To wyrośnięta mysz! Wąsatko, dlaczego ona chodzi!?
Brązowooka spojrzała raz na Kobczyka, a raz na to dziwne, rozmazane stworzonko. Postanowiła podejść bliżej; a gdy była już obok niego, nagle poczuła okropny ból w łapie – to indywiduum ją ugryzło!
Wydała z siebie cienki pisk i zaczęła się szamotać, próbując oswobodzić się z uścisku szczura. Wtedy dobiegła do niej Kobczyk, która przednimi łapami oparła się na stworzeniu, próbując je przewrócić. Kotki zaczęły krzyczeć i syczeć, a szczur prędko przemykał między nimi, co jakiś czas próbując je ugryźć. Wąsatka czuła, jak w uszach pulsuje jej krew. Była w pełni skupiona na walce, podejmując kolejne próby szarżowania na intruza. Wydawało jej się, że idzie jej całkiem dobrze – choć zapewne każdy choć trochę doświadczony wojownik wyśmiałby jej technikę.
Gdy szczur uderzył w Wąsatkę, przewracając ją, do nory nagle wparowała Mewa.
— Wąsatko! Kobczyku! — zawołała, podbiegając do kociąt. Chwyciła szczura zębami i rzuciła nim o ścianę tak, że przestał się ruszać.
Młódka podniosła się z miejsca, pełna podziwu dla matki.
— Mamusiu! Wróciłaś już! — zawołała, unosząc uszy na krótki moment, po czym znów je opuszczając, jak to miała w zwyczaju.
Wąsatka poczuła, jak szorstki język matki przejeżdża po jej czubku głowy, karku i grzbiecie. Kobczyk zjawiła się tuż obok; nią również zajęła się Mewa.
— Co za paskudny szczur! — warknęła między liźnięciami. — Ale nic wam nie zrobił, prawda?
Wąsatka pokręciła głową.
— Nie, mamusiu! Wszystko jest w porządku — oznajmiła dumnie, wypinając klatkę piersiową.
Mewa zachichotała, po czym delikatnie popchnęła obie kotki w stronę posłania.
— No nic. Przynajmniej więcej zwierzyny dla nas — mruknęła, spoglądając na martwego szczura.
Wąsatka ułożyła się na miękkim legowisku wraz ze swoją siostrzyczką.
— Mamo… czy wciąż bolą cię stawy? — zapytała, powoli zasypiając. I choć teraz nie zwracała na to uwagi, łapa, w którą została ugryziona, wciąż ją bolała, szczypała i pulsowała.
— Nie, już nie. Udało mi się znaleźć kogoś, kto mi pomógł — odparła spokojnie Mewa, układając się obok kociąt i owijając je puchatym ogonem. — Jeśli coś będzie was boleć, od razu mi powiedzcie. Wiem, gdzie szukać pomocy.
* * *
Następnego dnia
Czekoladowa od razu uniosła łepek, wlepiając wzrok w siostrę.
Wąsatka nie musiała długo prosić – brązowooka szybko zaczęła zmierzać w jej stronę, ucieszona wizją zabawy ze swoją, jak na razie, najbliższą koleżanką.
— Uciekaj, Wąsatko! Złapię cię, jak mama tego szczura! — wołała zadowolona.
Młódka, widząc coraz bardziej powiększającą się brązową plamę, spróbowała wstać. Wtedy jednak przez jej niewielkie ciałko przeszedł promieniujący ból, rozchodzący się od łapy. To przez to ugryzienie szczura! Przez nie, zamiast zgrabnie uciec, koteczka potknęła się i wywróciła, upadając pyskiem na ziemię. Auć!
Kobczyk zatrzymała się przed siostrą, po czym delikatnie dotknęła ją łapą.
— Przegrałaś! Złapałem cię! — zawołała radośnie, a zaraz potem pochyliła się nad nią. — Wstawaj już, siostrzyczko. Teraz ty gonisz!
Wyleczeni: Mewa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz