Słońce zaszło za horyzontem, kiedy Zawilcowa Korona postanowił wyłonić się ze swojego legowiska. Tego dnia głównie Wdzięczna Firletka i Wełnista Łapa zajmowali się chorymi, co dało mu chwilę do odpoczynku. Powinno go to cieszyć, jednak przyniosło za sobą odwrotne uczucie. Wolał pracować, wykonywać swe obowiązki i czuć się użytecznym, zamiast wylegiwać bez większego celu, przyglądając się naukom szylkretki. Czy tak właśnie czuła się Pajęcza Lilia, kiedy on się szkolił? Jeśli tak, to teraz rozumiał jej negatywne nastawienie. Nawet zdarzyło mu się je zapożyczyć, kiedy w legowisku medyka pojawiła się biała kocica. Nie znosił jej, jednak nigdy jej tego nie powiedział. Wolał ją ignorować, udając, że tylko on i starsza kocica zamieszkiwali legowisko. Było to zdecydowanie lepsze niż konfrontacja z uczennicą. Wzrokiem przeskanował obóz w poszukiwaniu znanych mu pysków – Kminkowego Szumu bądź Opadającego Rumianku, jednak nie dostrzegając żadnego z nich, swój wzrok zatrzymał na Przeplatkowym Wianku, która właśnie żegnała się z Pozłacaną Pszenicą. Nie był to najlepszy wybór, jednak był on również o wiele lepszy niż pójście z niebieskim wojownikiem, bądź kimkolwiek innym z klanu. Kacza Łapa już nie stąpała po tej ziemi, zaś Zawodzące Echo postanowił bawić się w lidera. Wojowniczka pozostała jedyną sensowną opcją, jaką miał do wyboru. Wziął głęboki oddech, po czym jego łapy udały się w stronę kocicy. Ta szybko go dostrzegła, przerzucając na niego swój wzrok i zdobiąc swój pysk uśmiechem.
– Nie chcesz mi towarzyszyć w wyprawie po zioła Przeplatkowy Wianku? – zapytał asystent medyka, nie odrywając od niej swego wzroku. – Patrząc na ostatnie sytuacje, przyda mi się czyjeś towarzystwo, jakby coś złego miało się wydarzyć.
– Jakby miało się coś wydarzyć… – Przeplatka przekręciła lekko swoją głowę, powtarzając jego ostatnie słowa. – Niecodzienny wybór, jednak nie odmówię. Ciekawość by mnie zjadła, gdybym tak zrobiła. Poza tym sądzę, że bez problemu znajdziemy aktualny temat do rozmowy, czyż nie mam racji?
– Oczywiście, byle tylko ta rozmowa pozostała między nami.
– Mogę Ci do zagwarantować Zawilcowa Korono. Nie dotknie ona nikogo więcej uszu. – Po tych słowach dwójka kotów zmierzyła w stronę wyjścia z obozu, po chwili znajdując się za jego granicami i idąc w stronę Upadłego Potwora. – Więc? Nie spodziewałam się, że zdecydujesz się na me towarzystwo. Uważałam, że prędzej oddasz się w łapy Motylkowej Łączki niż moje, jednak najwyraźniej nie miałam racji.
– Mogę przyznać, nie miałem dużego wyboru, od kiedy Wdzięczna Firletka jest zajęta swoją nową uczennicą. Ze Świerszczowym Skokiem nie chcę przebywać w jednym legowisku, a Rumianka i Kminka nigdzie nie widziałem.
– Więc to jest twój powód? Strach? Nie pasuje to do Ciebie, chociaż… Może się mylę. Strach jest jedynym twoim motywatorem w działaniu. Zmieniając lekko temat, wspomniałeś już o mojej byłej uczennicy, więc pozwól, że zadam to pytanie. Co myślisz o Wełnianej Łapie jako uczennicy medyka? Mogłabym nawet zapytać, co sądzisz o własnej uczennicy.
– To nie jest moja uczennica, nie ja ją nauczam – syknął natychmiast w odpowiedzi kocur. – To uczennica Wdzięcznej Firletki, a nie moja i nie myl tego. A co o niej sądzę? Nic.
– Nic? Z pewnością masz na jej temat jakieś zdanie, a patrząc na twoją odpowiedź, nie jest ono pozytywne.
– Po co Ci me zdanie na temat… tego czegoś? Z pewnością ty masz już swoje zdanie o niej patrząc, że byłaś jej mentorką. Zbędne Ci te informacje.
– Ależ pytam jako przyjaciółka, z ciekawości. Czy przyjaźń nie opiera się na szczerości?
– Od kiedy jesteśmy przyjaciółmi? Nigdy nas tak nie nazwałem. Najwyżej jesteśmy znajomymi, a nie przyjaciółmi. A gdyby nasza relacja oparta była na szczerości, to nigdy nie zamieniliśmy nawet słowa.
– Widzę, że jesteś w świetnym humorze, jednak nie zapominaj, z kim rozmawiasz. Gdybym chciała, to skończyłbyś jak Rozkwitająca Szanta, tylko w twoim przypadku nikt nie płakałaby nad twym grobem. Któż miałby? Twoi bracia są zajęci swoimi sprawami, a siostrzeńcy rozpaczają śmierć matki. Może tylko Wdzięczna Firletka uroniłaby łzę, jednak szybko zostałbyś zastąpiony przez Wełnistą Łapę. Kogo innego możesz nazwać swoim przyjacielem? – Zawilec otworzył pysk, aby odpowiedzieć na zadane mu pytanie, jednak zamknął go po chwili, zdając sobie sprawę, że nikt inny nie przychodzi mu na myśl. Każdy kot, którego nazywał przyjacielem albo był martwy, albo już nie był jego przyjacielem. Czy nie do tego zmierzał? Każdy, kto był blisko niego, kończył raniąc go. Nie chciał tego powtarzać, więc myśl o izolacji wydawała mu się najlepszym rozwiązaniem. Kiedy jednak słowa kocicy uderzyły jego uszy, myśl ta straciła wszystkie swe kolory. – Chociaż, patrz na plusy Zawilcowa Korono. Teraz masz tylko mnie i Świerszczowy Skok. Tyle powinno Ci wystarczyć. Nikt inny nie chcę być twoim przyjacielem, gdyż nikt nie jest w stanie Cię znieść. W Klanie Burzy jesteś tylko dlatego, że jesteś użyteczny. Jak to stracisz, to nawet Królicza Gwiazda nie spojrzy w twym kierunku.
Słowa kocicy nie były czymś, co chciał usłyszeć, jednak ugryzł się w język. Nie chciał kontynuować tego tematu, a dawanie satysfakcji Przeplatkowemu Wiankowi również nie było najlepszym pomysłem. Stanął, wbijając swój wzrok w kotkę, aby po chwili zaśmiać się cicho, co ją zdziwiło.
– Jeśli myślisz, że będziesz dalej bezkarnie stąpać po tej ziemi, to się mylisz. Prędzej czy później dosięgnie Cię sprawiedliwość.
– I ponownie zaczynasz? Twa Wyrocznia nie przyjdzie Ci z pomocą, jak i żaden kot w tym klanie. Kto by śmiał podejrzewać biedną wojowniczkę o takie zbrodnie? Ma łapa nie dopuściła się żadnej zbrodni, więc czemu miałoby się to zmienić? To Świerszczowy Skok jest mordercą, nie ja. Czyż nie słyszałeś, jak cały klan zagłosował za nim? Sam to zrobiłeś, wiem to. A nawet jeśli, to kto? Nikt nie uwierzy w twe słowa, ale możesz próbować. Śmiesznie będzie obserwować twój upadek. Ale może wróćmy do tego, po co udaliśmy się poza obóz.
– Jestem za. Wróćmy do ziół, bo jest lepszy temat.
*****
– Nie rozumiem, jak mogłaś zignorować me zalecenia – prychnął Zawilec, zajmując się infekcją na karku Jagodowego Marzenia. – Byłem przekonany, że powiedziałem Ci, aby ze wszystkimi problemami zdrowotnymi przychodzić do legowiska medyka, a ty to najwyraźniej zignorowałaś, patrząc na twój stan.
– Przepraszam Zawilcowa Korono. Nie chciałam zignorować twej rady, po prostu trening Ciernistej Łapy nie idzie za najlepiej i chciałam to zmienić.
– I właśnie go stawiasz ponad swe zdrowie? A co gdyby stałoby Ci się coś poważniejszego? My nie mamy czasu ani chęci, aby za wami ganiać. Nie zapominaj o tym, bo trzeci raz nie będę się powtarzać.
Wojowniczka zamilkła, tylko kiwając głową, którą położyła po chwili na swych łapach. Najwyraźniej jego słowa wreszcie dotarły do niej, co go cieszyło. Kiedy skończył zajmować się kocicą, chwycił pozostałe zioła, po czym zmierzył do składziku, mijając uczennicę, która od dłuższego czasu wbijała swój wzrok w niego. Ignorował to, gdyż nie jego obowiązkiem jest ją nauczać. Gdyby on miał jakieś zdanie odnośnie tego wyboru, to wypowiedziałby się negatywnie o nim. Tylko brakowało im pośmiewiska wśród medyków, kiedy oboje stracili kogoś bliskiego. Jego uszy drgnęły, kiedy usłyszał znany mu dobrze głos.
– Zawilcowa Korono! – Kiedy skierował swój wzrok w stronę jego źródła, ujrzał Kminkowy Szum, który skanował legowisko wzrokiem. Co przykuło jego uwagę, to były rany na jego futrze. Nie były one duże, jednak ich obecność go zaniepokoiła. Wreszcie wzrok rudego wojownika stanął na medyku, a po chwili znalazł się u jego boku. – Zawilcowa Korono, musisz ze mną pójść. Szybko! Weź zioła, proszę.
– Wełnista Łapo, zostań – rzucił, widząc, jak kocica wstaje ze swego posłania, chcąc zaproponować swoją pomoc. – Zajmij się Jagodowym Marzeniem, jak i innymi chorymi. Nie chcę, aby następny kot kręcił się pod moimi łapami.
Po tych słowach chwycił kilka z ziół i skierował się za bratem, który praktycznie wybiegł z obozu. O co mogło chodzić Kminkowi? Nie spodziewał się, że kiedykolwiek wpadnie on do legowiska medyków i będzie go poganiać. Ich podróż nie trwała długo, nawet patrząc na to, że wojownik musiał zmniejszyć swe tempo przez medyka. Mocny zapach drogi grzmotu dotarł do kremowego, co sprawiło, że na jego pysku zagościł grymas.
– Gdzie ty mnie zabierasz? Aby wrzucić mnie pod potwora?
– Nie! Po prostu… Zaufaj mi, a ja wyjaśnię Ci wszystko na miejscu.
Medyk chciał już coś odpowiedzieć, jednak nagle uderzył go zapach samotników, który sprawił, że ten posłał zmartwiony wzrok w stronę rudego kocura. Ten najwyraźniej nie zauważając tego, kontynuował swoją podróż. Z każdym następnym krokiem do uszu Zawilca docierały dźwięki, które zaczynały formować słowa.
– Nie ruszaj tego, bo tylko to pogorszysz! – syk kocicy rozbrzmiał w jego uszach. – Miał on pójść po pomoc i z nią wróci, a jeśli nie, to osobiście go znajdę i wytłumaczę jego błąd w szczegółach.
– Brzozo, wróciłem! – obwieścił Kminkowy Szum, przechodząc przez pobliskie zarośla, za którymi kryła się dwójka samotników – czarno-biały kocur oraz szylkretowa kocica, którzy wlepili swój wzrok na przemawiającym kocurze, jednak szybko padł on na jego towarzysza. Co przykuło jego uwagę, to była duża rana, która zdobiła udo kotki wraz z kilkoma innymi, mniejszymi ranami. – Przyprowadziłem pomoc, jak obiecałem! Nie musisz już mi grozić dalej, tym bardziej że nie było to specjalnie. Poniosło mnie.
– Zaraz to mnie poniesie, jeśli tu się wykrwawię! Twoja pomoc aktualnie jest bezużyteczna.
– Bo czekam na wyjaśnienia. Nie będę używać moich ziół na samotniczka bez większego powodu. – Odezwał się wreszcie Zawilec, a na pysku samotniczki zagościł grymas niezadowolenia.
– A tak! Zawilcu, to jest Brzoza i Czaszka, moi przyjaciele. – Kminkowy Szum łapą wskazał na dwójkę kotów. – A jesteś tu by pomóc Brzozie, która przypadkowo oberwała za mocno podczas naszej walki.
– Przypadkowo? Chyba nie. Przegrywałeś i spanikowałeś, widziałam! Widziałam też, jak wbijasz swe kły w moją łapę!! – Wraz z tymi słowami Zawilcowa Korona ostrożnie podszedł do kocicy, po czym zajął się jej ranami. – Myślałam, że tylko jesteś tym dziwnym przypadkiem Kminku, jednak poznałam następnego z podobnym imieniem.
– Brzozo, oni nie znają naszych obyczajów. – Czarny kocur odezwał się wreszcie. – Tym samym nie dzielą naszych tradycji związanych z imionami.
– To nie znaczy, że ich imiona muszą sugerować ich słabości. Kiedy słyszę imię, dla przykładu Kminek, w mej głowie pojawia się roślina, którą mogę bez problemu rozdeptać łapą i żyć dalej.
– Jeśli uważasz, że me imię, nadane mi przez moją matkę, jest niepoprawne, to mogę Cię zostawić i odejść. – Zawilcowa Korona podniósł wzrok znad ran, jednak widząc wystraszoną kocicę, opuścił go ponownie na jej rany, wracając do swego zajęcia. – Tak właśnie myślałem.
– Nie chodzi mi, że twe imię jest niepoprawne. Jest… dziwne. Nie przynosi żadnych silnych emocji, kiedy ktoś je wypowiada. Czemu ktokolwiek miałby się trzymać tego, jak nazwała go matka przy pierwszym twoim oddechu? Ona Cię wtedy nie znała. Ba! Ty nawet się nie znałeś. Poza tym nikt nie słucha się swej matki, bo często ta mówi kłamstwa. Chyba największe mojej było to, że Borsuk był najsilniejszym kotem, jakiego znała.
– Zbaczasz z tematu Brzozo. Przy okazji oszczędź sobie historii o moim aktualnym imieniu, bo tylko ich wystraszysz, a tego nie chcemy.
Trójka kotów kontynuował swoją rozmowę, jednak medyk nie wsłuchiwał się w nią dokładnie. Całą swoją uwagę skupił na ranach kocicy oraz Kminkowego Szumu, nie mógł przecież zapomnieć o swoim poranionym bracie, który udawał, że nic mu się nie stało. Kazał jej odpocząć, podał odpowiednie instrukcje zajmowania się ranami oraz umówił się z nimi za dwa wschody na sprawdzenie jej stanu. Nigdy nie spodziewał się, że zostanie wplątany w relacje brata z samotnikami, chociaż nie narzekał. Dwójka samotników pożegnała się z nimi, dziękując za pomoc, a kiedy zniknęli oni z jego pola widzenia, zwrócił swój pysk w stronę wojownika.
– Wyjaśnij, nim zastanowię się, czy nie ogłosić dzisiejszego odkrycia komuś – powiedział medyk, przerywając ciszę.
– Hej, hej, hej! Tak na własnego brata kapować?! Niech Ci będzie. Powiem Ci, o co chodzi. Ale! Obiecaj mi, że nie powiesz nikomu nic. Nawet Rumiankowi!
– Słowa nie pisnę, nawet gdyby moje życie od tego zależało.
– Poznałem Brzozę przypadkowo, chociaż czuję, że Wyrocznia wskazała mi do niej drogę. Wygoniłem ją, jak głosi prawo, jednak ta powracała, aż pewnego dnia zapytała mnie o imię. Kiedy jej odpowiedziałem, to mnie wyśmiała! Omijając wiele mało ważnych szczegółów, zaproponowała mi przyjazne sparingi raz na kilka wschodów słońca, jednak dzisiejszy wymknął się spod kontroli, gdy zaczęła mnie podpuszczać przy swym bracie, a resztę już znasz.
– Mam tylko jedno pytanie Kminku. Dlaczego się zgodziłeś?
– Nie krzywdzę tym Klanu Burzy, nie wbijam kłów i pazurów w żadnego klanowicza, więc nie widzę problemu. To zawsze coś, czego mogę oczekiwać, gdyż po mianowaniu Oskrzydlonego Ognika i ostatnich wydarzeniach, wszystko straciło swój blask. Namiastka walki nigdy nikomu nie zaszkodziła, prawda?
– Chyba że prowadzi ona do większych ran.
– Będę uważał następnym razem, dobrze?! To był jeden i ostatni raz!
Kremowy tylko kiwnął głową, dając znak, że zrozumiał słowa brata, chociaż obawiał się, że złamie on swoją obietnicę. Co prawda zainteresował go charakter Brzozy, jednak nie oznaczało to, że kiedykolwiek zgodziłby się na treningi walki z nią. Dalej była to samotniczka, jednak najwyraźniej Kminek nie widział w tym problemu. Mógł tylko liczyć na to, że dotrzyma on swej obietnicy, bo Zawilec nie miał zamiaru tłumaczyć się z tego ponownie.
Wyleczeni: Jagodowe Marzenie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz