W Rybie funkcjonował od dawna prosty, niezawodny mechanizm — była łasa na wszelkie komplementy, niezależnie od tego, kto był ich nadawcą. Co prawda niski uczeń, którego pierwotnie wzięła za przerośniętego kociaka, nie był szczytem marzeń jeśli chodziło o jakąkolwiek formę adoracji. Mimo to i tak na jej pysku pojawił się niezgrabny, półświadomy uśmiech. Nie skierowała go w jego kierunku, bardziej do siebie samej, by schlebić sobie za poranną pielęgnację futra, która najwyraźniej okazała się niezwykle skuteczna, bo ktoś w końcu raczył dostrzec jej wyraźne piękno.
Ogon drgnął jej lekko, zdradzając satysfakcję, której nawet nie próbowała ukrywać.
Oczywiście wszyscy musieli być świadomi niesamowitości jej futra, tylko nie każdy miał odwagę powiedzieć jej o tym prosto w pysk. A powinni. Bo była idealna, wszystko w niej współgrało ze sobą. Można było wzdychać do każdego aspektu, do chociażby tego, jak światło łagodnie osiadało się na białych skrawkach futra, a jak ciemniejsze plamy podkreślały jej smukłą sylwetkę. W jej własnych myślach nie było w tym ani krzty przesady — była to po prostu obiektywna prawda.
W tym momencie młodzieniec miał potencjał, by nie być kimś nijakim w przyszłości, jak znaczna większość Nocniaków.
— Ah, tak, prawda, prawda — potwierdziła, kiwając głową, bo w jej myślach utkwiły jedynie kluczowe słowa.
Piękne. Ładne.
Zupełnie zignorowała dalszą część wypowiedzi uczniaka, bez cienia skrupułów, bowiem nie wyłapała w niej niczego, co było warte jej zapamiętania. O czym on tam paplał? Istnieniu czego? Może piękniejszego kota od niej? No, nie bardzo, na to nie było żadnych szans. To akurat byłoby niedorzeczne.
— A widziałaś je kiedyś? — pytał dalej, wyraźnie podekscytowany. W jego oczach błyszczała dziecięca ciekawość, zupełnie kontrastująca z jej chłodnym spokojem.
Zmrużyła oczy i na ułamek chwili spoważniała. Je? Co dokładnie miała widzieć? Widziała w życiu wiele rzeczy — powodzie, śmierć, własne odbicie w wodzie — ale w tej chwili nie była w stanie odgadnąć, o czym właściwie mówił.
— Oczywiście — odpowiedziała gładko, bez wahania.
— I jak one wyglądały? Jak wysoko są w stanie wzlecieć?
Uśmiechnęła się, nie dlatego, że było to jakkolwiek pozytywne bądź zabawne, a jedynie by ukryć fakt, iż nie miała kompletnie bladego pojęcia w jaką rozmowę właśnie się zaplątała. Wzlot... Latać potrafiły jedynie ptaki, a więc o te skrzydlaste stwory musiało się rozchodzić. Trochę dziwne, że point nie wiedział, jak wyglądały ptaki, skoro mieli ich masę na stosie. No, może nie tyle co ryb, ale wciąż wystarczająco wiele, by spamiętać ich kształt.
— Normalnie i cóż, bardzo, ale to bardzo wysoko. Tam gdzie nie sięga wzrok — mruknęła, próbując wykaraskać się z tej sytuacji. W duchu zastanawiała się, jak delikatnie zasugerować młodzikowi, że w jego wieku wypadałoby wiedzieć takie rzeczy, a przy okazji postarać się nie zabrzmieć na niemiłą. Docenił jej urodę, więc mogła go oszczędzić. — Wiesz, jak zaczniesz polować, to będziesz mógł im się dużo naprzyglądać — zasugerowała.
— Ale ja nie będę polował — zapeszył się młodziak, jednak nim Rybie zdążyło wymsknąć się cokolwiek o darmozjadztwie, uchylił pyszczek. — Ogrodnicy mają inne zadania... — dodał mniej pewnie.
— Ogrodnicy? — powtórzyła.
Czy nie było ich tam zbyt wielu, jak na prostą robotę jaką było babranie łapami w roślinkach? Powstrzymała się od fuknięcia. Lulkowe Ziele może i sprawiał wrażenie wiecznie nieobecnego duchem, ale naprawdę, taka oto tu pchła była jemu i Pierzastej Kołysance niezbędna?
— Ah, no tak, na to się szkolisz — przyznała, z pozornym zrozumieniem. Jej uśmiech był cienki i uprzejmy, wyuczony księżycami rozmów z mniej interesującymi kotami. —To może w takim układzie kiedyś uda ci się zobaczyć je na stosie. A jak wystarczająco mocno odchylisz głowę, to na niebie coś dostrzeżesz. Wiesz, miej oczy zawsze szeroko otwarte dookoła głowy i takie tam. — Machnęła ogonem. — No, to powodzenia — rzuciła od niechcenia, próbując umknąć w zupełnie inny rejon terenu.
Spostrzegła jednak, że dookoła niej zrobiło się wyjątkowo tłocznie. Nos zamrowił ją od natłoku zapachów i z trudem wstrzymała się od kichnięcia. Nie była pewna, w co włożyć łapy, a uczeń, którego imienia kompletnie nie pamiętała, dalej za nią stał. Westchnęła, uznając, że skoro już pofatygował się by powiedzieć jej coś tak ważnego, to może go mniej zignorować, niż to miała w zwyczaju.
— A w sumie to czemu nie chciałeś się szkolić na wojownika? — zagadnęła, w duchu od niechcenia, a przede wszystkim powstrzymując się od przetransformowania tego pytania na "Dlaczego nie wolisz robić czegoś pożytecznego?". Wybrała jednak łagodniejszą opcję.
Ogon drgnął jej lekko, zdradzając satysfakcję, której nawet nie próbowała ukrywać.
Oczywiście wszyscy musieli być świadomi niesamowitości jej futra, tylko nie każdy miał odwagę powiedzieć jej o tym prosto w pysk. A powinni. Bo była idealna, wszystko w niej współgrało ze sobą. Można było wzdychać do każdego aspektu, do chociażby tego, jak światło łagodnie osiadało się na białych skrawkach futra, a jak ciemniejsze plamy podkreślały jej smukłą sylwetkę. W jej własnych myślach nie było w tym ani krzty przesady — była to po prostu obiektywna prawda.
W tym momencie młodzieniec miał potencjał, by nie być kimś nijakim w przyszłości, jak znaczna większość Nocniaków.
— Ah, tak, prawda, prawda — potwierdziła, kiwając głową, bo w jej myślach utkwiły jedynie kluczowe słowa.
Piękne. Ładne.
Zupełnie zignorowała dalszą część wypowiedzi uczniaka, bez cienia skrupułów, bowiem nie wyłapała w niej niczego, co było warte jej zapamiętania. O czym on tam paplał? Istnieniu czego? Może piękniejszego kota od niej? No, nie bardzo, na to nie było żadnych szans. To akurat byłoby niedorzeczne.
— A widziałaś je kiedyś? — pytał dalej, wyraźnie podekscytowany. W jego oczach błyszczała dziecięca ciekawość, zupełnie kontrastująca z jej chłodnym spokojem.
Zmrużyła oczy i na ułamek chwili spoważniała. Je? Co dokładnie miała widzieć? Widziała w życiu wiele rzeczy — powodzie, śmierć, własne odbicie w wodzie — ale w tej chwili nie była w stanie odgadnąć, o czym właściwie mówił.
— Oczywiście — odpowiedziała gładko, bez wahania.
— I jak one wyglądały? Jak wysoko są w stanie wzlecieć?
Uśmiechnęła się, nie dlatego, że było to jakkolwiek pozytywne bądź zabawne, a jedynie by ukryć fakt, iż nie miała kompletnie bladego pojęcia w jaką rozmowę właśnie się zaplątała. Wzlot... Latać potrafiły jedynie ptaki, a więc o te skrzydlaste stwory musiało się rozchodzić. Trochę dziwne, że point nie wiedział, jak wyglądały ptaki, skoro mieli ich masę na stosie. No, może nie tyle co ryb, ale wciąż wystarczająco wiele, by spamiętać ich kształt.
— Normalnie i cóż, bardzo, ale to bardzo wysoko. Tam gdzie nie sięga wzrok — mruknęła, próbując wykaraskać się z tej sytuacji. W duchu zastanawiała się, jak delikatnie zasugerować młodzikowi, że w jego wieku wypadałoby wiedzieć takie rzeczy, a przy okazji postarać się nie zabrzmieć na niemiłą. Docenił jej urodę, więc mogła go oszczędzić. — Wiesz, jak zaczniesz polować, to będziesz mógł im się dużo naprzyglądać — zasugerowała.
— Ale ja nie będę polował — zapeszył się młodziak, jednak nim Rybie zdążyło wymsknąć się cokolwiek o darmozjadztwie, uchylił pyszczek. — Ogrodnicy mają inne zadania... — dodał mniej pewnie.
— Ogrodnicy? — powtórzyła.
Czy nie było ich tam zbyt wielu, jak na prostą robotę jaką było babranie łapami w roślinkach? Powstrzymała się od fuknięcia. Lulkowe Ziele może i sprawiał wrażenie wiecznie nieobecnego duchem, ale naprawdę, taka oto tu pchła była jemu i Pierzastej Kołysance niezbędna?
— Ah, no tak, na to się szkolisz — przyznała, z pozornym zrozumieniem. Jej uśmiech był cienki i uprzejmy, wyuczony księżycami rozmów z mniej interesującymi kotami. —To może w takim układzie kiedyś uda ci się zobaczyć je na stosie. A jak wystarczająco mocno odchylisz głowę, to na niebie coś dostrzeżesz. Wiesz, miej oczy zawsze szeroko otwarte dookoła głowy i takie tam. — Machnęła ogonem. — No, to powodzenia — rzuciła od niechcenia, próbując umknąć w zupełnie inny rejon terenu.
Spostrzegła jednak, że dookoła niej zrobiło się wyjątkowo tłocznie. Nos zamrowił ją od natłoku zapachów i z trudem wstrzymała się od kichnięcia. Nie była pewna, w co włożyć łapy, a uczeń, którego imienia kompletnie nie pamiętała, dalej za nią stał. Westchnęła, uznając, że skoro już pofatygował się by powiedzieć jej coś tak ważnego, to może go mniej zignorować, niż to miała w zwyczaju.
— A w sumie to czemu nie chciałeś się szkolić na wojownika? — zagadnęła, w duchu od niechcenia, a przede wszystkim powstrzymując się od przetransformowania tego pytania na "Dlaczego nie wolisz robić czegoś pożytecznego?". Wybrała jednak łagodniejszą opcję.
<Szept?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz