Od ich lidera do płodów jej brata.
*****
Noc była ciemna. Mleczyk trzymała się blisko drzew, by nie utonąć w błocie. Ruszyła w stronę miejsca uznawanego za siedzibę zła. Grota Strachu. Martwe ciała drzew zlepione w jaskinie przepełnioną narzędziami tortur. Liczyła, że może tam odnajdzie prawdę. Naiwna nadzieja popchnęła ją do tego strasznego miejsca. Niepewnie pchnęła łapą kawałek deski. Ten poruszył się, wydając z siebie straszny dźwięk. Podskoczyła przestraszona. Futro stanęła dęba. Niebezpieczeństwa nie było widać. Z położonymi po sobie uszami weszła do groty strachu. Powitał ją mrok, a wraz z nim cisza. Nawet szum lasu zdawał się ucichnąć. Przesuwała łapy po twardym podłożu.
- No proszę, kto tu zbłądził? - tajemniczy głos odbił się o ściany szopy.
Wysunęła pazury.
- Pokaż się, lisie łajno.
Coś poruszyło się w kącie. Ciemna bezkształtna plama, którą zdobiła para ciemnych oczu. Nieoczekiwany dreszcz przeszedł ją.
- Zgaduję, że to nie komplement - zaśmiał się cicho.
Z bliska zauważyła, że jedno z oczu kocura skręcała w prawo, gdy drugie wciąż patrzy na nią.
- Kto ty? - syknęła lekko zniesmaczona tym widokiem.
Czarny podrapał się nerwowo za uchem.
- Zaskroniec. A ty, piękna pani? - zamruczał, poruszając brwiami do góry.
Fuknęła cicho, wywracając oczami. Gorzej nie mogła trafić.
- Nie twój interes. Jesteś na tereni Owocowego Lasu. Spadaj albo ci w tym pomogę - oznajmiła wojowniczo.
Kocur uśmiechnął się marzycielsko.
- Uwielbiam silne kocice - wyznał i znów zaczął się drapać. - Aaa… a ty masz charakterek, ślicznotko!
Mleczyk cofnęła się na krok, by nie zarazić się czymkolwiek, co nosił ten delikwent. Był obrzydliwy i nie chciała nigdy więcej widzieć go na oczy. Żałowała, że tu skręciła. Już wolałaby spotkać jakiegoś kocura z zawyżonym ego niż tego stulejarza.
- Ta, muszę już iść. Do nigdy - mruknęła zniesmaczona, udając się w stronę wyjścia.
Zaskroniec porzucił drapanie się i rzucił się szybko w jej kierunku. Zagrodził jej drogę.
- Złaź albo nie będziesz mieć czym się już drapać - burknęła, strosząc sierść.
- Oj, już zaczynamy? Wiedziałem, że jesteśmy sobie pisani. Lubię na ostro, jeśli wiesz, o co mi chodzi. - Znów ohydnie poruszył brwiami.
Wolała nie myśleć o co mu chodzi. Była do niego totalnie zniechęcona. Zmuszona do tej obrzydliwej konwersacji miała dość. Czuła się jakby miała zaraz się zrzygać.
- Zejdź mi z drogi - powtórzyła, tracąc już cierpliwość.
W zezowatych oczach pojawiły się łzy.
- Proszę, nie odchodź. To naprawdę... miłość od pierwszego wejrzenia. Uwielbiam w tobie wszystko. Twoje piękne i surowe ślepia. Twoją silną i mocną postawę, nie do powalenia. Jak uroczo akcentujesz końcówki wyrazów. Jak dobrze znasz swoje prawa... Niczego nie pragnę bardziej by być przy tobie już tobie na zawsze. Spełnię wszystko, o co prosisz. Każdą twoją zachciankę. Zabije ludzkie kocię, byle na twoim pyszczku zakwitł uśmiech. Tylko... tylko nie porzucaj mnie.
Mleczyk zaciekawiona spojrzała niechętnie na tego osobnika. Faktycznie zdawał się zdesperowany. Obrzydliwy i ociekający zrezygnowaniem.
- Wszystko?
- Tak. Wszystko, czego zapragniesz, o Bogini o Złocistym Futrze!
- Nie nazywaj mnie tak nigdy więcej.
- Oczywiście, ma władczyni... - wyjęczał kocur, padając zbyt blisko jej łap.
Uniosła kończyny, by nie dotknąć go przypadkiem. Nie chciała zarazić się tym, co żyło w jego futrze.
- Nie dotykaj mnie.
Czarny odsunął się o lisią długość.
- Więc będziesz ma? - zapytał z nadzieją w głosie.
Wszystko w środku niej kazało jej uciekać i porzucić tego debila. Rozmowa z nim już była fatalnym pomysłem. Nie miała powodów przecież, by postąpić inaczej. Zaskroniec śmierdział i miał pchły, i ohydnego zeza, i podlizywał się gorzej niż Agrest Komarowi. Ale widziała w nim okazję. Możliwość zemszczenia się na Lukrecji i pomszczenia Nic.
- O Najpiękniejsza... Czy ujrzę cię jeszcze? - godne pożałowania skomlenie opuściło znów jego pysk.
- Może. Przychodź tu co noc. Którejś podam ci szczegóły - jedynie mruknęła sucho.
Serce zabiło jej szybciej na myśl tego, co planowała. Nie wiedziała, czy się uda. Ale robiła to w słusznej wierze. Aby ich klan znów był bezpiecznym i doskonałym miejscem. Pozbawionym potworów i kłamców.
- Oczywiście! Będę cię wyczekiwał z garścią jagód co wędrówkę księżyca... - zamruczał.
Nie odpowiedziała na ten banalny tekst. Odeszła, wzdychając z ulgą. Nie była pewna czy chce widzieć go znów. Wzdrygnęła się, próbując wyrzucić z siebie wszystkie ohydztwa skierowane w jej stronę. Fuj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz