Siedziała w swoim legowisku w Skruszonym Drzewie. Bawiła się krawędziem posłania, wtykając w nie pazury. Ogon drgał niespokojnie. Ona sama myślała nad decyzjami, których powinna dokonać w obliczu wszystkich tych sytuacji, jakie miały miejsce w klanie. Niedaleko słyszała krzątającą się w pobliżu Wiśniową Iskrę.
— Wiśniowa Iskro? — rzuciła w stronę szylkretki, która miała właśnie opuścić wieżę. Zwróciła się w jej stronę ze znakiem zapytania wymalowanym na pysku.
— Tak, Kamienna Gwiazdo?
— Jeśli kot popełnił dużo zbrodni, ale każdej z nich żałuje, to może trafić do Klanu Gwiazdy?
— To zależy, jakie to były zbrodnie. I czy byłby w stanie uczynić je po raz kolejny w odpowiednich okolicznościach.
— Powiedzmy, że tak —odparła bezbarwnym, zimnym tonem głosu.
— Wątpię, czy Gwiezdni przebaczyliby takiemu kotu. To właściwie zależy od konkretnej sytuacji, ale jeśli osoba nie odpokutuje, jeśli się nie zmieniła, jeśli mimo obietnic wciąż będzie popełniać te same czyny uznawane w oczach przodków za karygodne, to nie ostanie mu się miejsce na Srebrnej Skórze.
Kotka nie pokazała po sobie żadnej emocji, skinęła jedynie głową i podniosła się, kierując się do odizolowanego miejsca w obozie, gdzie odpoczywał obwarowany Gliniane Ucho. Często go odwiedzała, ale wciąż czuła cholerne wyrzuty sumienia. Podała mu kawałek piszczki, przysuwając do niego łapą. Niebieski odwrócił się w jej stronę, ale pokręcił lekko głową.
— Nie jestem głodny.
— Przepraszam, że tak wyszło — miauknęła jedynie ze szczerą skruchą, siadając obok niego.
— Zrobiłaś to dla ogólnego dobra. Nie chciałaś, żeby zaczęli protestować. Rozumiem — odparł pustym tonem głosu. Nie był szczęśliwy. Ona też nie była. Odkąd stracili Zająca, wszystko zdawało się jedynie sypać. Jej relacja z Wilczą. Szczęście brata. Trąciła go pyskiem po nosie.
— Chcę dzisiaj znieść ci karę.
Kocur uniósł na nią niepewne brunatne oczy.
— I jesteś w stanie tak zaryzykować?
— Dla ciebie zrobiłabym wszystko — prychnęła. — Zresztą, skrzywdziłam cię. Tak jak każdego wokół. Zasługujesz na rekompensatę. Nie pozwolę Piaskowej Gwieździe bawić się naszymi uczuciami.
— Jeśli znów popełnisz błąd, to będzie jeszcze gorzej. Żyjemy w pułapce — rzucił, spoglądając na własne łapy. Zamilkła w niemej zgodzie. Po chwili głośnej ciszy, kocur westchnął. — Tęsknię za Zajączkiem.
— Ja też — mruknęła. — I za Wilczą... Nie spojrzała mi w oczy od jego śmierci. Wszystko psuję, gdziekolwiek jestem.
— Nie mów tak.
— Przepraszam — napięła mięśnie, kierując wzrok szmaragdowych oczu wprost na pręgowanego. — Wiem, że spierdoliłam sprawę. Po prostu próbuję to naprawić. Mianuję cię znowu wojownikiem. Mam gdzieś, co pomyślą. Nie mam zamiaru dłużej patrzyć, jak cierpisz karę za coś, czego nie zrobiłeś. Nie znają cię, czy co? Nigdy nie posunąłbyś się do czegoś takiego.
— A co z Jelenim Puchem? — spytał błękitny, zmieniając temat.
— Nie wiem. Płonąca Pożoga nie chce nic mówić. Milczy jak Sasanek. Patrole nie przynoszą żadnych nowych informacji. Mówiąc prościej, stoimy w martwym punkcie. Oby to się niedługo zmieniło — mruknęła. Zaskoczyła się, gdy kocur poderwał się i oparł głowę na jej barku. Zamruczała tylko, liżąc go za uchem. Nie oczekiwała na jego przebaczenie. Skrzywdziła go. Miał prawo jej za to nienawidzić. Ale nie mogła stracić kolejnej bliskiej osoby. Ukochanego brata. Odsunęła się, zwracając na niego wzrok.
— Nie zamartwiaj się tym. Po prostu odpocznij. Wzięłam tą rolę na barki i zamierzam ją pełnić z całą godnością. A ty wystarczająco się wycierpiałeś. Choć na tą starość daj sobie spokój z politycznymi intrygami. Nie chcę wciągać cię w kolejne kłopoty. Zając... Był wdzięczny za to, że byłeś obok niego. Kocha cię. Jestem pewna, że jest teraz szczęśliwy na Srebrnej Skórze.
Rozluźniła mięśnie, czując jak coś mokrego skapuje na jej ramię. Glina pociągnął nosem, ale po chwili otarł łzy.
— Nie mogę przestać cię kochać, nawet gdybym tego nie chciał — miauknął po chwili ciszy. — Ale nie denerwuj już więcej Piaskowej Gwiazdy.
Zaśmiała się cicho. Jej wzrok po chwili spoważniał, a kotka skinęła głową i odsunęła się od niego, odwracając się. Wzięła głęboki wdech, gdy ukazała się w otworze wieży, a koty zainteresowane zaczęły już zbierać się pod nią.
— Koty Klanu Burzy. Glina odcierpiał swój uczynek. Z całym szacunkiem do ofiary tego okropnego zdarzenia — dodała, widząc, że koty zaczynały szeptać między sobą nerwowo i pojawiły się pierwsze głosy sprzeciwu. — Zostanie z powrotem wojownikiem, zostaje mu także zwrócone jego stare imię. Rozumiem, że wiele z was może nie akceptować tej decyzji, ale w obecnych czasach, gdy zniknął jeden z naszych pobratymców, każdy jeden wojownik przyda się do odprawiania kolejnych patroli poszukiwawczych. Im nas więcej, tym lepiej. Wciąż jednak będziemy mieć na niego oko, by nie doszło do kolejnej krzywdy.
Miała już schodzić z miejsca przemówień, jednak zanim do tego doszło, wypatrzyła w tłumie Żara. Nie chciała, żeby zarzucono jej, że przemianowała Gliniane Ucho tylko z powodu ich relacji rodzinnych. Żar w końcu uratował życie Tygrys. Wciąż był irytującym i niedojrzałym rasistą, ale przynajmniej nie stanowił już zagrożenia.
— Jednak nie tylko jeden kot zasłużył sobie na powrotne przywrócenie do rangi wojownika. Rozżarzona Łapa także zostanie wojownikiem, znów znanym jako Rozżarzony Płomień — miauknęła, w głębi serca od niechcenia, ponieważ ten człon nadała mu Piasek. Wskazywał na płomiennorudą sierść i to jej się nie podobało. Wiedziała jednak, że nie zaakceptowałby nowego imienia i zaczęłaby się kolejna seria skarg. —Wykazał się odwagą, ratując życie naszej zastępczyni. Powinnam zwrócić mu rangę dużo wcześniej, wolałam jednak upewnić się, że zmienił się na tyle, bym mogła z czystym sumieniem awansować go znów na starą pozycję. Nie musi już pracować, wciąż jednak jego działania będą kontrolowane przez eskortę.
* * *
Zazwyczaj Jastrząb był przekleństwem i była zmuszona pogodzić się z faktem, że jego głos zawsze był obecny w jej życiu, czegokolwiek nie robiła. Przyzwyczaiła się już do niego. Bywały jednak te chwile, gdzie jego inteligencja była... pomocna, choć z trudem przechodziła jej ta myśl przez gardło. Upewniła się, że była sama w legowisku. Teraz musiała się jeszcze mocniej pilnować, by nie wyjść na wariatkę, bo w Skruszonym Drzewie oprócz niej mieszkała Wiśnia z uczennicą.
— Mógłbyś przydać się mi choć jeden raz i przyjść tutaj, gdy potrzebuję? — rzuciła w myślach, opierając brodę na łapach. Chwilę trwała cisza, niezmącona, spokojna. Wiatr zaszumiał, obijając się o Skruszone Drzewo, gdy rozbrzmiał znajomy głos.
— Mógłbyś przydać się mi choć jeden raz i przyjść tutaj, gdy potrzebuję? — rzuciła w myślach, opierając brodę na łapach. Chwilę trwała cisza, niezmącona, spokojna. Wiatr zaszumiał, obijając się o Skruszone Drzewo, gdy rozbrzmiał znajomy głos.
— Potrzebujesz mnie, Kamień? To... miłe z twojej strony. O co chodzi?
Wzdrygnęła się na podmuch wiatru, który wręcz idealnie zgrywał się z głosem, którego nienawidziła.
— Zniknął jeden z moich wojowników. Był irytującym rasistą, ale to wciąż mój wojownik. Wysłałam patrole poszukiwawcze, ale to bez sensu. Nic nie znajdują, chodzą wszędzie, ciała nie wykryto, nie czuć smrodu rozkładających się zwłok, więc wątpię, by umarł. Wsiąknął w ziemię i nikt nie wie, co się z nim stało, a jedyny świadek nie potrafi złożyć zeznań, jakby przeżył coś traumatycznego — wymieniała, by dodać zaraz piorunującym głosem w głowie. — A poza tym, ucieka do nas coraz więcej zbiegów z Klanu Wilka. Nie mogłam się po tobie spodziewać, że twój następca będzie choć w jednym milimetrze mniej rąbnięty od ciebie.
Jego melodyjny śmiech rozległ się w głowie kotki.
— Życie to zabawa, Kamień. Nie każdy to rozumie. Nie każdy jest chętny na uczestniczenie w zmianach. Nie przejmuj się Klanem Wilka. Jest w dobrych łapach. A co do twojego małego uciekiniera to... na co liczysz? Że powiem ci gdzie jest? Oj, Kamień, Kamień. Przecież wiesz, że nie mogę ci tego zdradzić. Kodeks umarłych mnie ogranicza. — wymruczał tak, jakby stał tuż obok niej.
— Nie liczę, że podasz mi na tacy wszystkie informacje. Już wiem, że jesteś bezużyteczny w tej kwestii — zmarszczyła pysk, czując jego głos tak... naturalnie brzmiący, zupełnie jakby nie był tylko dźwiękiem rozchodzącym się z głębin Bezgwiezdnej Ziemi po jej umyśle. — Chodzi mi bardziej o... radę? Tak jak wtedy, przy wyborze zastępcy — przełknęła gulę w gardle na sam fakt, że prosiła o radę jego. Ale cokolwiek by o nim nie powiedziała, był spostrzegawczy i inteligentny, a to mogło pomóc. — "Dobre łapy" to dla ciebie terror i tortury? Bo tak wyglądała wizja twojego ślicznego klanu w opowieściach dwóch uciekinierek.
— To zdrajcy. Powiedzą wszystko byle zakrzywić obraz rzeczywistości. Cierpiały słusznie. — powiedział tylko nim odpowiedział na jej prośbę. — Moja rada to... Zapomnij o nim Kamień. Nieważne ile wyślesz wojowników, nieważne ile minię księżyców, nie znajdziesz go. Wesprzyj Tygrysią Smugę w tym ciężkim okresie czasu i spójrz na to co dzieję się w twoim klanie, a nie w czyimś. Bo nie wiem czy wiesz... Ale żmija wiję sobie gniazdko pod twą norą, a ty nawet tego nie dostrzegasz. Czy cię ukąsi nim zorientujesz się w czasie? Za bardzo zaniedbałaś swoje obowiązki... Być może dowiesz się co dzieję się z twoim wojownikiem, gdy pociągniesz za język kogoś kto może coś o tym wiedzieć.
Napięła mięśnie na te słowa. Kto mógłby przeciw niej spiskować? Najpewniej wszyscy. Jego słowa brzmiały przerażająco, bo dosłownie radził jej, by wsparła Tygrys. Niepokoiła się, gdy takie rady wypływały z pyska sadysty.
— Nie zaniedbuję swoich obowiązków. Nie wiem, czy zauważyłeś, ale staram się żyć tak jak twoja koleżanka z Mrocznej Puszczy zagra, bo inaczej zginę albo ja, albo wszyscy, na których mi zależy. Jak nie cały klan — miauknęła, by zaraz potem strzepnąć nerwowo ogonem. — Wiem, że przeciw mnie knują. Szczypiorkowa Łodyga, Rozżarzony Płomień, ich dzieci... Zbyt wiele tutaj jest rasistów, by przyszłość Klanu Burzy mogła być bezpieczna. Ale przecież ich ograniczam. Obwarowałam strażą. Koty kontrolują każdy ruch tym, którym nie mogę zaufać. Nie mogliby mnie podejść bez mojej wiedzy.
— Kamień, Kamień, Kamień... Takie spojrzenie na świat cię zgubi. Żmija ma wiele barw, nie zawsze jest ruda. — zamruczał gardłowo rozbawiony. — Dobry przywódca zachowuje czujność nawet wśród przyjaciół. A o Piaskową Gwiazdę się nie martw. Nie prowokujesz jej w żadnym stopniu, ponieważ dobrze panujesz nad swoimi emocjami przy bliskich jej kotach. Jak na razie nie zauważyłem, by interesowała się tobą bardziej niż swoją partnerką.
Prychnęła pod nosem, zirytowana jego ciągłymi metaforami. Czy nie mógł po prostu powiedzieć jej prawdy? Mącił w jej głowie, sprawiał, że to, co wydawało się pewne już pewne nie było.
— Zachowuję czujność. Nie wskazuję na potencjalnych zdrajców rude koty, tylko dlatego, że są rude. A dlatego, że mają największe powody, by mnie nienawidzić. Zwracam uwagę na pozostałą, nierudą część klanu. Nie każdy ma motywy, żeby spiskować przeciw mnie — zmrużyła oczy, wspominając Jałowy Pył i jego wściekłość po zabójstwie Obłok. Wpatrywała się chwilę w swoje łapy. — Starasz się mnie teraz wodzić za nos, by odciągnąć mnie od najprawdziwszego niebezpieczeństwa? Nie możesz się doczekać, aż do ciebie dołączę?
— Nie wodzę cię za nos, Kamień. Tylko naprowadzam na tyle ile mogę. Serce mnie boli na samą myśl, że oskarżasz mnie o taką podłość. Jestem cierpliwy. Będę na ciebie czekał i kolejne księżyce. Twoje życie równie jest ciekawe co śmierć. Gdyby mi zależało na twoim szybkim zgonie, już dawno byłabyś martwa.
Całe jej ciało było sztywne jak skała, gdy wsłuchiwała się w te wszystkie słowa, które tylko mąciły jej w głowie.
— Ale nie mówisz bezpośrednio. Kierujesz moje podejrzenia we wszystkie strony, a ja nie mogę się rozdwoić — na jego następne słowa parsknęła. — Jesteś ostatnią osobą, której serce mogłoby boleć na takie oskarżenia. Całe życie wodziłeś mnie za nos. A teraz ufam ci, bo nie mam nic lepszego w zanadrzu. A ty przynajmniej masz wiedzę, tam w zaświatach. Chociaż widzę, że wolisz prawić mi metafory, niż wskazać bezpośrednio. Ale i to przeżyję. Nic lepszego mnie w tym życiu nie spotka, więc doceniam to, co mam.
— Już ci tłumaczyłem, że nie mogę ci ułatwiać życia. To byłoby niesprawiedliwe w stosunku do innych kotów, które żyją samodzielnie. Już i tak za dużo robię, rozmawiając z tobą, Kamień. Dałem ci tyle ile potrzeba. Jesteś mądra, na pewno domyślisz się o kogo chodzi. No chyba... że jednak chcesz kogoś zabić... Za niewinną duszę mogę ci zdradzić więcej... — kusił ją niewinnie
Skrzywiła się. W obliczu narastających sytuacji myśl zabicia kolejnego kota nie brzmiała już tak źle. To zaś sprawiło, że wzdrygnęła się zawstydzona sama sobą. Żadnego mordowania. Nie zamierzała zniżać się do poziomu tych wszystkich sadystów, którzy ją otaczali. Miała w sobie empatię. Nie mogłaby zabić niewinnego kota, który niczemu nie zawinił. A zwłaszcza nie dla kogoś takiego, jak Jastrząb.
— Nie przenegocjujesz ze mną niczego, w czego skład wchodzi zabijanie kogokolwiek, a zwłaszcza niewinnych — odparła. — Stałaby ci się wielka krzywda, gdybyś mi zdradził coś więcej? Życie nie jest sprawiedliwe, poza tym te informacje wykorzystałabym dla większego dobra, więc dla innych byłby to raczej powód do szczęścia, niżeli smutku. Nie wiedziałam też, że nagle tak bardzo zależy ci na sprawiedliwości... Wcześniej jakoś nie przeszkadzało ci pogrywanie sobie ze mną na nierównych zasadach.
— Zawsze byłem z tobą sprawiedliwy, Kamień — wymruczał. — Zawsze, lecz ty tego nie dostrzegałaś, dalej nie dostrzegasz. Chcesz mojej pomocy? Udowodnij mi, że twój wojownik jest wart mojego czasu. Dlaczego miałoby mi na nim zależeć? To ty tu jesteś zdesperowana, a nie ja. Mogę... zdradzić ci coś, jak niegdyś Klan Gwiazdy głosił swoje przepowiednie. Nie powiem ci jednak co oznacza. Będziesz musiała użyć głowy, która rozleniwiła się dość znacząco. Cenie sobie błyskotliwy umysł. Pokaż mi, że dalej jest w tobie ta niebezpieczna iskra, która budziła strach w twoich wrogach. Zaskocz mnie, Kamień.
Zacisnęła zęby, wbijając pazury w posłanie. Więc chciał się z nią bawić w ten sposób?
— Jak mam ci udowodnić wartościowość życia, które nie jest w ogóle wartościowe? — warknęła z jawną wściekłością. — Nie jest i nigdy nie było. To tylko głupi rozwydrzony dzieciak. W dodatku przeciętny wojownik. Ale... — zawahała się przez chwilę. — Jest partnerem prawnuka Piaskowej Gwiazdy. Zakładam, że Piasek na nim zależy, skoro zależy Pożarowi. Zakładam, że nie byłaby zadowolona, gdybyś świadomie posłał go na pewną śmierć, tak jak to było z Żarem i Rudzikiem. To nie wystarczający powód? Mieć takiego sprzymierzeńca? — zamilkła na moment. — Ta iskra była we mnie od zawsze i jest teraz. Nigdy nie znikła. Po prostu jest przygaszona i czeka na odpowiedni moment, by wywołać pożar.
— Błąd Kamień. Powinnaś powiedzieć, że to syn twojej przyjaciółki, która cierpi, a nie wiązać go od razu z Piaskową Gwiazdą. Zaraz pomyślę, że tylko rudzielce ci w głowie... Dość często o nich myślisz... — prychnął. — Wywołanie pożaru na nic się zda, uwierz. Trzeba podchodzić do sprawy chłodno i z dystansem, bez emocji. To pomaga w ocenie lepiej niż zbędne uczucia. Uznam więc, że nie chcesz mojej zagadki, skoroś taka niechętna do udowadniania swojego intelektu.
Strzepnęła ogonem. Znów się nią bawił, jak za dawnych lat. Zalała ją gorycz i wściekłość. Nie miała zamiaru być pionkiem zmarlaków. Prychnęła sardonicznie.
— Czy przy rozmowie z psychopatą też pierwszym, co pomyślałbyś po takich słowach, byłoby to, że cierpi twoja przyjaciółka? Mam wierzyć, że cię to obchodzi? Bez powodu nie siedzisz teraz w Mrocznej Puszczy. Potrzebujesz coś, co przyniosłoby ci korzyści, lub korzyści twoim sprzymierzeńcom, a nie gadki o cierpiących wdowach — powieka jej zadrgała, a futro się nastroszyło. — A czy ktoś powiedział, że pożar wiąże się z emocjami? Jest niebezpieczny, ale nie pędzi we wszystkie strony bez pomyślunku. Nawet w kierunku rozprzestrzeniania się iskier jest pewien schemat — miauknęła. Najwidoczniej lubił takie chore metafory, więc zagrała tak, jak sobie życzył. Na ostatnie słowa zmarszczyła pysk. — Chcę. Tobie też pewnie sprawia przyjemność bawienie się życiem bezbronnych żywych, więc nie będę odbierać ci tej satysfakcji — dodała kąśliwie.
— Iskry zawsze padają w różne strony, Kamień. Nie ma w tym żadnego schematu, to tylko przypadek, ponieważ ogień to chaos, chaos, który burzy porządek. Świat potrzebuje balansu. Są złe koty i dobre, dzięki temu panuje równowaga. Gdyby czegoś było za dużo, świat nie byłby jedną wielką przygodą. — odpowiedział jej jeszcze nim podjął kwestie, która najbardziej ją interesowała — Zamknij oczy — mruknął jeszcze, zsyłając pod powieki kotki wizję. Północne knieje muskane wiatrem, szeleszczą niosąc wieść pewną. Nadchodzi żmija liniejąca, starająca się pozbyć swej starej skóry. Drapie się o kamień, by łuski odpadły dając ulgę zmęczonemu ciału, gdy dostrzega jelenia. Zwierzę tupcze w miejscu, patrząc na kuszące trawy, lecz nie idzie. Żmija podpełza, gryząc go w kończynę. Jeleń pędzi przed siebie spłoszony. Gubi się w plątaninie roślinności, czując jak jad rozchodzi się po jego ciele. Upada. Nie jest w stanie się unieść. Świat zachodzi mrokiem. Żmija obserwuje to z oddali, wracając pod swe schronienie. Krwista ziemia wsysa powoli czerwoną ciecz w głąb siebie. Żmija przytula się zadowolona do swojej skóry, która z niej zeszła. Ona rozpada się i przemienia w trzy małe węże. Otaczają kamień, wygrzewając się na jego powierzchni, gdy psowaty karmi rannego kopytnego. Stado jeleni szuka zaginionego, machając łbami to w prawo, to w lewo. Nie chcą przejść przez ziemię, która pachnie wrogo. Nie widzą żmiii z młodymi. Odchodzą.
Przypatrując się zesłanej przez kocura wizji, kotka wstrzymywała drżący oddech. Gdy wizja zniknęła, Kamień jeszcze przez moment milczała. To wszystko miało sens, ale potrzebowała więcej czasu, by rozstrzygnąć tą metaforę. Jedynie kilka elementów wydawało jej się znajomych, ale nie potrafiła odwołać tego obrazu do rzeczywistości.
— Wreszcie się do czegoś przydałeś — rzuciła wreszcie cicho, jakby dostała olśnienia. Jedna rzecz była oczywista - Jeleń, będący Jelenim Puchem i stado, które symbolizowało Klan Burzy. Wroga ziemia... wskazywała na to, że nie zaglądali tam, gdzie ograniczały ich granice. A to mogło oznaczać zarówno ziemie innych klanów, jak i niczyje. Pierwsze, co wpadło jej na myśl, to Klan Wilka. Zbyt wiele otrzymała znaków, że ich lider to istny psychopata. Ale pozostała reszta? Pozostawała niewiadomą. Niewiadomą, którą musiała odszukać. Miała w klanie zdrajcę.
Pytanie, kim był.
— Pff... To są twoje podziękowania za mój trud? Wiesz jakie to męczące? — prychnął do niej, nie komentując jej myśli, by nie naprowadzać jej bardziej na odpowiednią ścieżkę.
Uśmiechnęła się.
— I widzisz komu tutaj pęka żyłka? Chyba jednak nie jesteś taki bez emocji — miauknęła. — Tak, dziękuję, chociaż z trudem przechodzi mi to przez gardło. Zazwyczaj jesteś irytujący, ale przynajmniej nie chcesz mnie zamordować jak pewna inna dusza i bywasz pomocny. Skoro mam z tobą żyć przez resztę mojego istnienia, to zamierzam korzystać z twojej szczodrości.
— Nic mi nie pęka. Takie działania... kosztują masę energii. Będę musiał to nadrobić. — wytłumaczył jej to na koci rozum. — Dobrze więc moja droga Kamień. Czy to już wszystko czego chciałaś? Mogę odejść na odpoczynek? Czy zaraz znów zaczniesz wzywać z utęsknieniem moje imię? Muszę przyznać, że cudownie się tego słucha.
Położyła po sobie uszy z zażenowaniem.
— Nie dopowiadaj sobie zbyt wiele — prychnęła jedynie, dając mu do zrozumienia, że to już wszystko.
— Dobranoc, Kamień. — Głos jak i dziwna obecność zniknęła tak nagle jak się zjawiła, pozostawiając kocicę samą. Wzdrygnęła się, znów czując na swoim futrze przeszywające zimno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz