Sosnowa Igła była wręcz wściekła, jednakże Gęś miał to w głębokim poważaniu. Dla niego liczyło się tylko to, że miło spędził czas z Chłodnym Omenem, który przez większość czasu był zajęty tym swoim wojownikowaniem oraz lataniem za ojcem. No a Gęsia Łapa miał treningi. Treningi, które od jakiegoś czasu były dla niego nieprzyjemną koniecznością. Zdecydowanie bardziej wolał spędzać czas z kultem i mordować samotników.
— Jeszcze jedna taka akcja i kończycie na dywaniku — syknęła w ich kierunku, marszcząc brwi. No tak, stary dobry straszak. Co jak co ale tonkij niespecjalnie bał się spotkania z teściem, może jakby wylądowali u niego na dywaniku, to by se zrobili urocze przyjęcie z herbatką? Zaśmiał się pod nosem na ten pomysł, już widział ich lidera żłopiącego napar z liści, to było niedorzeczne.
— Rozkapryszone bachory... — warknęła Sosna, wkraczając do obozu i natychmiast zostawiając ich samych sobie.
— Oj nie spinaj tak tyłka. Złość piękności szkodzi, już będziemy grzeczni! — zawołał za kotką, która chyba już nie słyszała, co do niej trajkocze, bo nawet się nie odwróciła. No, zdaniem Gęsi to raczej ona po prostu nie chciała ich słyszeć.
* * *
No dobra, będąc szczerym - tęsknił do czasów, gdy miał złamaną girę. Lubił lekcje z Irgowym Nektarem, która nauczyła go całkiem sporo. Z radością przypominał sobie ich lekcje, na których tłumaczyła mu, do czego służy nawłoć a do czego rumianek. Najlepsze jednak były lekcje o truciznach. Z chęcią dowiadywał się, jak łatwo, za sprawą jakiegoś zielska, może wysłać kogoś na tamten świat.
Podobało mu się zdobywanie takiej wiedzy, szczególnie, gdy mógł je wykorzystać na potrzeby kultu.
— Hej, Gąsior, jest okej? — kocur podniósł wzrok na Chłoda, który pożerał właśnie mysz, brudząc przy tym sobie pysk krwią. Skrzywił się na ten widok, tracąc zupełnie apetyt.
— Żresz jak świnia — skwitował krótko, przysuwając się i zlizując krew z jego pyska. — A co do pytania, to jest okej — odparł spokojnie, starannie myjąc tego debila. —Po prostu brakuje mi lekcji o truciznach Irgi — mruknął, szepcząc mu wprost do ucha.
— Dobrze wiesz, że ani ona, ani Deszcz nie mogli cię więcej nauczyć — nie chciał przyznać mu racji, tak bardzo nie chciał. Nie zmieniało to jednak faktu, że gdyby chciał uczyć się jeszcze więcej - musiałby szukać dalej, może poza nawet klan.
Naburmuszony schował pysk w rudo-białym futrze, bełkocząc o tym, jak bardzo nienawidzi życia.
Nie ruszył się, nawet wtedy, gdy poczuł szorstki język między swoimi uszami. A niech próbuje poprawić mu humor, może jak raz się postara.
— Hej, Gąsior...
— Mhmn???
— Pamiętasz nasze ostatnie zgromadzenie?
Liliowy odsunął się, unosząc brew.
— Te po którym dostałeś karne imię, bo cisnąłeś bekę ze starego?
— No... — speszył się, drapiąc po nosie. — Miedzy innymi... W każdym razie! Może... pójdziemy w bardziej ustronne miejsce? Wiesz... razem — zaproponował cicho. Wąsy tonkija zadrżały z ekscytacji, zaś on sam niecierpliwie czekał, aż jego chłopak wysłowi się.
— Czy ty mi proponujesz pójście w miejsce, gdzie kotki i kocury idą robić małe kociaki, póki mamy postój? — przysunął się bliżej, mrucząc zalotnie. I tak się stąd nie ruszą, przynajmniej do rana, klan musiał przecież odpocząć nocą. Gęś oblizał lubieżnie pyszczek. — Zgoda. Prowadź, panie romantyku
< Chłód? >
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz