Miał dość tej kary. Była okropna. Wystarczyło, że wyściubił nos i wychodził do klanowiczów, ich wzrok od razu na nim się zatrzymywał. Widział te ich głupie uśmieszki i słyszał szepty. Może już wariował, ale każdy dzień był dla niego istną torturą. Nie lubił być w centrum zainteresowania całego klanu! Wstyd za każdym razem palił mu uszy, gdy ktoś się do niego zwracał tym upokarzającym imieniem. Jego obowiązki też były śmieszne i uwłaczające. To coś powinno zostać w kręgach Spasionej Świni i Bezzębnego Robala. One bardziej zasłużyły na miano klanowych błaznów. Nie potrafił tego znieść. Emocje wręcz chciały wydostać się z jego piersi. Pragnął nawrzeszczeć, rozorać im pyski i posłuchać jak krzyczą w agonii. Był o włos od pęknięcia. Dlatego też, gdy nadszedł upragniony postój, zmył się szybko, by w spokoju zapolować. Nie powinni mieć do niego pretensji. Każdy potrzebował jedzenia, a skoro dobrze mu to szło, to czemu miałby kisić się z tymi mysimi móżdżkami, opiekując się kociętami?
Stawiał długie kroki, oddalając się coraz bardziej od ich tymczasowego obozowiska. Kipiało w nim od złości, smutku, wstydu, kończąc na uczuciu zemsty. Hamował się i tak podczas rozmów z kotami, ale nie działało to na niego dobrze. To wszystko zaczęło się w nim nawarstwiać. Nie wiedział kiedy pęknie. I najważniejsze... Co się wtedy stanie. Znów wpadnie w amok i zacznie siać chaos? Dawno to mu się nie zdarzyło, lecz pamiętał jeszcze moment, gdy zaatakował w gniewie swojego brata.
Wziął głęboki oddech przystając. Rozejrzał się po terenie, aż do jego uszu nie dotarł odgłos kroków. Zamarł, wolno kierując w tamtą stronę spojrzenie. Mógłby przysiąc, że był obserwowany. To wróg? A może zwierzyna? Zrobił krok w kierunku, gdzie dźwięk się urwał. Stawiał łapy cicho, skradając się wolno do krzewu.
— A ty co tu robisz? — zwrócił się do kotki, która również czujnie, starała się wybadać sprawę.
Najwidoczniej oboje natknęli się na siebie podczas polowania. Chociaż on bardziej szedł niczym tabun kotów, niż ktoś komu zależało na dyskrecji.
Słysząc jego głos, cofnęła się ostrożnie, wpatrując się w niego z uwagą.
— Poluję — miauknęła fakt oczywisty. — I szukam demona.
No tak. Zapomniał, że teraz terytoria nie istniały, przez co każdy mógł ich nachodzić, kradnąc zwierzynę. Kotka pachniała mu rybojadami, więc pochodziła z Klanu Nocy. W zasadzie nic nie stało na przeszkodzie, by co nieco ją wypytać, zwłaszcza że ostatnie jej zdanie bardzo go zaintrygowało.
— Demona? Od zgromadzenia żadnego nie widziałem. — powiedział, nie mając pojęcia czy kotka żartowała, czy naprawdę szukała duchów z Mrocznej Puszczy. W zasadzie... Brzmiało to dziwnie. — Jak ci na imię? Ja jestem, Chłodny Omen — przedstawił się swoim starym imieniem. Nie zamierzał zostać wyśmiany przez nocniaka, gdyby dowiedziała się, jak na niego teraz wołają.
<Źródlany Dzwonku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz