— Ojej, dis na poziomie kocięcia widzę — prychnął rudy. — Na lepszy cię nie stać?
— Stać, ale nie chce marnować energii na kłótni z kimś takim — fuknęła, uśmiechając się leciutko i złośliwie.
— To nie kłóć się. Przypominam, że sama zaczęłaś.
Co
za idiota. Sam nie wiedział, co mówi. Działał jej na nerwy. Obrzydliwy,
paskudny, dokładnie taki sam, jak ten cały Mroczna Gwiazda. Raczej
śmierdząca paskuda, a nie żadna gwiazda.
— Tak, jasne — syknęła.
Posłał jej zirytowane spojrzenie.
— Baw się mchem — rzucił w jej stronę jakąś kulkę.
Złapała go łapą i uśmiechnęła się.
— Słuchaj, nie jestem już małym dzieciakiem — miauknęła. — Może wymyślisz coś innego?
—
Dla mnie jesteś, bo się tak zachowujesz. Nic jeszcze dojrzałego swoim
zachowaniem nie zaprezentowałaś — warknął, patrząc na nią chłodnym
wzrokiem. — Jak nie chcesz się bawić, to idź spać.
— Nie jestem śpiąca — odparła. — A ty nie jesteś od oceniania mojego zachowania.
— Zajmuje się teraz tobą, więc owszem. Jestem. Bardzo niegrzeczna z ciebie dzidzia — zadrwił.
Jaka
znowu dzidzia? Lada chwila zostanie uczniem, przecież to bzdura.
Dzidzie to kociaki co się dopiero urodziły, albo śmierdzące kocury,
które bawi słowo kupa.
— Dzidzia? — wysyczała oburzona. — Sam jesteś dzidzia.
—
Nie. Ja nie jestem, ty nią jesteś. Spójrz na siebie. Malusi kociak, co
doi maminego cyca, który nie zna się na świecie, a poucza starszych od
siebie — miauknął.
Jej sierść się zjeżyła. Wstała i tupnęła łapą o ziemię.
— Jesteś tylko jednym, głupim kocurem, co nie ma pojęcia, o czym
mówi — rzuciła gniewnie. — Wiem o życiu więcej, niż ty — wciąż się
upierała.
— Tak? To udowodnij — machnął łapą, zachęcając do dyskusji. — Jak się
poluje, jak walczy i jak myśli? Co wiesz o polityce, sytuacji między
klanami? Jak wyciągać informację od durni, które pozwolą nam być dwa
kroki przed wrogiem?
— Tropi się i goni zwierzynę. Będę medyczką i
nie zamierzam brudzić swojego futra jakimś błotem, bo mysz postanowiła
wbiec w kałużę. Jeżeli chodzi o walkę, to atakuje się przeciwnika i
unika jego ataków. I co, łyso? — zakpiła.
Kocur zaśmiał się.
Głupek.
— Ty? Medyczką? Współczuję. Dostaniesz na mentorkę Kunę, a ona nie
potrafi wyleczyć nawet zwykłego kataru. Czyli będziesz równie do bani
jak ona — pokręcił głową. — I nie łyso, wręcz to utwierdza mnie w
przekonaniu, że o niczym nie wiesz. Walka to nie tylko ataki i uniki, a
polowanie to nie tropienie i gonienie. Lecz po co ci się tym interesować
skoro wybierasz sobie drogę ofermy życiowej...
— Faktycznie. I teraz widać, czemu tak bardzo mało wiesz o walce i polowaniu — uśmiechnęła się, ciesząc z "pociśnięcia" go.
—
Chciałaś powiedzieć, że ty mało co o tym wiesz. Skoro przyznałaś mi
rację, że walka i polowanie to nie tylko to, to znaczy, że ja wiem coś
więcej od ciebie, co na dodatek potwierdziłaś. Ojoj, nie wyszedł pocisk?
Jak mi przykro dzidziu.
Nie cierpiała tego określenia. Co za idiota.
Jeszcze raz tak na nią powie, a straci język.
— Jak tak kochasz to określenie, to idź powyzywaj tak jakieś kocury, nie mnie — burknęła.
—
Nie mogę. Póki wasza matka się nie obudzi, będę siedział tutaj z wami —
przypomniał jej. — Kocury? Jesteś feministką? Lepiej uważaj, bo
widzisz, jak skończyła twoja mamcia. Bądź od niej mądrzejsza, bo stoczysz
się, a nie zostaniesz medykiem.
— Stoczysz to się ty, nie ja.
Przeznaczeniem każdego kocura jest po prostu stoczenie się. To kotki
powinny być u władzy. Kocury powinny im tylko usługiwać. Jak nie chcą,
to do piachu z nimi, albo na wygnanie. Kocury są o wiele słabsze od
kotek, stąd moje zdanie — odpowiadała o swoich przekonaniach.
— Och
tak sądzisz? To się zdziwisz, ale życie tak nie wygląda. Ostatni ruch
kotek u władzy skończył się ich klęską. Zniszczyły prawie klan, skazując
wszystkich na głód. Dlatego mój ojciec nie popełni dwa razy tego samego
błędu... Jeżeli coś spróbujesz, to cię wypatroszy i tyle będzie z twojej
wizji świata — powiedział.
— Wypatroszy, ale zabawne — mruknęła,
wcale się jednak nie śmiejąc. — Nawet nie będę mówić, co sądzę o twoim
ojcu. Nie gadaj bzdur, kłamco. Najpierw zaglądasz mojej mamie pod ogon, a
teraz jeszcze nawijasz o czymś, czego nie było.
— Wiesz... ja
chętnie posłucham, co o nim sądzisz. Możesz mi się zwierzyć —
zaproponował. — Skoro twierdzisz, że kłamię, to na pewno nic się nie
stanie. Kto by skrzywdził takiego słodkiego kociaka, jakim jesteś?
— Zwierzyć? Tobie? — zaśmiała się głośno. — Już Ci mówiłam, nie jestem głupim kociakiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz