Wędrówka była dla niej stanowczo za trudna do udźwignięcia. Nie potrafiła się pogodzić z tym co się działo, albo inaczej- gubiła się w otaczającym ją świecie, który okazał się totalnie inny od tego co myślała. Z każdym dniem widziała coraz więcej niebezpiecznych, nieznanych gąszczy napawających ją strachem. W każdym z nich mogło być coś złego, czyhającego tylko na to, by się bardziej zbliżyła do nich; a po drugiej stronie gdzie mogła się skierować były koty z klanu, których straszliwie się bała. Oni wszyscy byli od niej ważniejsi, lepsi. Wspaniali. A ona była niczym, więc nawet nie powinna się na nich patrzeć. W szczególności na osobników z czarno-białym futrem. Budzili w niej respekt oraz odruch, że powinna być w stosunku do nich posłuszna, choćby miała umrzeć. Z lękiem wpatrywała się w takie koty i marzyła, by wyglądać jak oni. Chciałaby mieć tak wspaniałe futro, nieskażone brzydkimi czekoladowymi plamkami, które jak choroba zawitały na jej sierści. Może powinna je powyrywać? Ale było tego za dużo, nawet więcej niż białego futra. Poza tym, z grubą warstwą błota i tak cała wyglądała na brązową.
Wlepiła wzrok w koty, które zbierały się do ponownego wyruszenia w podróż. Wstała na chwiejnych łapach, próbując utrzymać równowagę. Mimo odpoczynku wszystko ją bolało. Kończyny ledwo co były zdatne do chodzenia. Ze smutnym wyrazem pyszczka, ruszyła za innymi, patrząc jednak, czy nikt nie ma zamiaru się do niej zbliżyć. Gdyby tak było, musiałaby szybko zareagować. Całe szczęście nikt nie był na tyle blisko, by odpaliła swoje krzyki. Dreptała powoli, wpatrując się w ziemię. Nie chciała iść dalej. Chciała z powrotem do domu! Do tego żłobka!, Gdziekolwiek, byle nie chodzić!
Nagle z wrzaskiem, poleciała na pysk, nie zauważając korzenia, który pojawił się tak szybko, że nie zdążyła wyhamować. Zresztą, takich drobnych wypadków miała już dużo. Nie raz wywracała się, nie potrafiąc zapanować nad swoim ciałem. Tylko teraz zamiast się ruszyć, po prostu wylądowała na podłożu, z piskiem turlając się przed drobny odcinek ich drogi. Stęknęła głucho, gdy opadła tuż przy czyichś łapach. Spojrzała zaskoczona do góry, po czym od razu szybko odwróciła wzrok.
To był jakiś czarno-biały kot.
Zaczęła wrzeszczeć w niebogłosy, kuląc się jak najbardziej mogła. Nie chciała wściec kogoś takiego niezwykłego! W końcu, takie koty były kimś bardzo ważnym! Łapami zakryła zapłakany pysk, chcąc odciąć się od tego co się działo wokół. Uraziła tego kogoś, była pewna!, Zatrzymywała pochód, ale nie mogła się ruszyć przecież, bo musiała poczekać aż ten ktoś jej pozwoli!
Wlepiła wzrok w koty, które zbierały się do ponownego wyruszenia w podróż. Wstała na chwiejnych łapach, próbując utrzymać równowagę. Mimo odpoczynku wszystko ją bolało. Kończyny ledwo co były zdatne do chodzenia. Ze smutnym wyrazem pyszczka, ruszyła za innymi, patrząc jednak, czy nikt nie ma zamiaru się do niej zbliżyć. Gdyby tak było, musiałaby szybko zareagować. Całe szczęście nikt nie był na tyle blisko, by odpaliła swoje krzyki. Dreptała powoli, wpatrując się w ziemię. Nie chciała iść dalej. Chciała z powrotem do domu! Do tego żłobka!, Gdziekolwiek, byle nie chodzić!
Nagle z wrzaskiem, poleciała na pysk, nie zauważając korzenia, który pojawił się tak szybko, że nie zdążyła wyhamować. Zresztą, takich drobnych wypadków miała już dużo. Nie raz wywracała się, nie potrafiąc zapanować nad swoim ciałem. Tylko teraz zamiast się ruszyć, po prostu wylądowała na podłożu, z piskiem turlając się przed drobny odcinek ich drogi. Stęknęła głucho, gdy opadła tuż przy czyichś łapach. Spojrzała zaskoczona do góry, po czym od razu szybko odwróciła wzrok.
To był jakiś czarno-biały kot.
Zaczęła wrzeszczeć w niebogłosy, kuląc się jak najbardziej mogła. Nie chciała wściec kogoś takiego niezwykłego! W końcu, takie koty były kimś bardzo ważnym! Łapami zakryła zapłakany pysk, chcąc odciąć się od tego co się działo wokół. Uraziła tego kogoś, była pewna!, Zatrzymywała pochód, ale nie mogła się ruszyć przecież, bo musiała poczekać aż ten ktoś jej pozwoli!
<Jaskier?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz