Postój. Gdy Klan Klifu wraz z pozostałymi klanami zatrzymał się, by odpocząć, zapolować i przygotować się na dalszą tułaczkę, uczennica wykorzystała to, by porozmawiać z bliskimi. Kątem oka dostrzegła Urdzikową Łapę. Aksamitka się na niego skarżyła. Może nawet by ją to bawiło, ale nie w obecnej sytuacji.
— Cześć — przywitała się, siadając obok brata.
Urdzik spojrzał na nią pytającym wzrokiem.
— Cześć — powiedział tylko cicho, wpatrując się w oczy Lisiej Łapy. — Wszystko dobrze? Czy coś się stało? — zapytał się z troską.
Lisia Łapa wysunęła pazury i posunęła nimi po gładkiej ziemi.
— Nic szczególnego. Nawet jeśli, nie będę zawracać ci tym dupy — miauknęła jedynie. — Wybacz, że tak mało z tobą rozmawiałam. Powiedzmy... Uczniowskie życie odebrało mi dużo wolnego czasu. Zwłaszcza z Lamparcią Gwiazdą. Nawet nie wiesz, jaki potrafi dać wycisk... — uśmiechnęła się słabo.
Mówiła prawdę. Za kociaka wiecznie siedziała w żłobku i chciała już zostać uczniem. A teraz? Miała mniej czasu dla bliskich. A po treningach jedyne, na co miała ochotę, to spanie i niewstawanie przez następną całą dobę.
— Ah tak — wymamrotał brat. — Nie mam ci tego za złe, rozumiem cię. Masz wymagającego mentora, bo w końcu to sam lider. Z jednej strony ci zazdroszczę, że uczy cię przywódca, ale z drugiej strony... Musi naprawdę oczekiwać od ciebie pewnego poziomu, bo źle by o nim świadczyło, prawda?
— Dokładnie tak — miauknęła. — Mam cholerne zakwasy co trening. Ale przynajmniej będę dobrą wojowniczką — dodała. — Uwierz mi, nie zazdrościłbyś mi treningów z nim. Mimo wszystko, jest bardziej doświadczony, więc ma zawyżone oczekiwania — mruknęła. — No... w każdym razie... Jak tobie idzie trening? Lubisz swojego mentora?
— Mój mentor jest... — zamyślił się trochę, przybierając jeszcze bardziej poważny wyraz twarzy. — Normalny. Po prostu normalny, niczym się jak dla mnie nie wyróżnia, więc mam do niego neutralne nastawienie. Po prostu mnie uczy, taka jego rola. A co do treningu, to chyba dobrze, tylko... Czuję, że to wszystko za mało. Te wszystkie umiejętności których się uczę. Nie wiem czy to mi wystarczy w dorosłym życiu, chyba muszę próbować sam jeszcze ćwiczyć.
— Och. Rozumiem — odparła jedynie, poprawiając się w pozycji siedzącej. — Wiesz, bycie wojownikiem to nie tylko walka i polowanie. Trzeba mieć kondycję i sprawność, ale też odpowiedzialność i tak dalej... Dużo tego jest. Ja ćwiczę poza szkoleniem i tobie też polecam. To nawet dobra rozrywka. Jeśli chcesz, to możemy kiedyś razem potrenować — mruknęła speszona, kładąc po sobie uszy, bo zdawało jej się to tak durne, że najpierw przez tyle księżyców zaniedbuje relacje z bratem, a potem znikąd proponuje mu coś takiego. Nie zasłużyła sobie na to.
Brat jednak jedynie uśmiechnął się do niej.
— Chętnie. Chciałbym z tobą spędzić trochę czasu. Jeszcze do tego po tym ostatnim zgromadzeniu... Na pewno wszystko okej? To był naprawdę... Emocjonujący wieczór i nie wiem czy ochłonęłaś. Zawsze możesz się do mnie zwrócić. Wiem, że mało co ze sobą rozmawiamy i w ogóle, ale... Jestem twoim bratem i chcę się o ciebie troszczyć.
Zacisnęła zęby. Doceniała to, jak poświęcał swój własny czas, by słuchać jej durnych żalów. Czuła się winna, że go tym obarcza. Nie mogła jednak się powstrzymać. Musiała mu powiedzieć.
— W-wiesz, ja... — na samo wspomnienie o tamtym łzy zebrały się w jej oczach, ale szybko zdusiła je, mrugając kilkukrotnie. — J-ja... Wtedy coś... Coś... Weszło w moje ciało. Czułam to. Słyszałam to. — spuściła wzrok. Nie wiedziała, czy powinna była mu to mówić. Czy powinna była go tym martwić. Zawracać mu dupę czymś, co nie dotyczyło jego. Na pewno miał już własne zmartwienia. Ona je tylko dokładała.
Kocur przytulił się mocno do siostry, obejmując ją jak najbardziej mógł.
— Spokojnie- zamruczał do niej. —To... Musiało być dla ciebie trudne. Rozumiem to. Straciłaś kontrolę. Pewnie nie wiedziałaś co ktoś robi z twoim ciałem i dlaczego akurat to ciebie spotyka, prawda? To musiało być... Straszne. Ale to minęło. Już jesteś bezpieczna. Jesteś silna, uporasz się z tym.
Ze stresu wbiła mocniej pazury w ziemię. Miał rację. Nie rozumiała, dlaczego akurat ona. Dlaczego nie jakiś pierdolony Nocniak. Dlaczego nie Burzak. Przecież było tyle kotów. A ten ktoś... Zabrał akurat jej ciało. Była jak przedmiot, którym się posługiwał, by zyskać swoje cele. Nie miała pojęcie, jaka to była dusza. Czy była dobra, czy zła. Chociaż bardziej wierzyła w to drugie, nie wiedziała, czy mogła zaufać temu całemu... Wilczemu Sercu. Jednak mimo wszystko, pomógł jej odzyskać kontrolę nad swoim ciałem. Nie mógł być jej przeciwnikiem, skoro podał jej łapę, prawda? Tak dużo nie wiedziała. Ani o tym, kto przejął kontrolę nad jej ciałem, ani o tym, kto próbował pomóc jej ją odzyskać. Chciała wiedzieć. Chciała się przekonać, co to były za koty. Dlaczego ze sobą walczyły.
Poczuła wstyd, że żałosne łzy słabości wypłynęły na jej pysk. Nie chciała być uważana za kogoś słabego. Nie chciała, by się nad nią litowało. Koty miały ważniejsze problemy, żeby zawracać sobie głowę taką beksą jak ona.
— Nie jestem słaba — warknęła przez płacz sama do siebie. Oparła głowę na barku brata, co przynajmniej w małym stopniu ją uspokoiło. — To było dziwne... Przerażające. Ale inny duch mi pomógł. Nazywał się Wilcze Serce. Był w ciele Fioletowego Spojrzenia — wymamrotała, mrużąc oczy. To było takie dziwne, że mówiła bratu o takich rzeczach. Jeszcze paręnaście świtów temu, gdyby ktoś powiedział, że coś go opętało, uznałaby tego kogoś za wariata. — Ja... Mam nadzieję, że będziemy bezpieczni na nowych terenach. To... Całkiem miłe, że we mnie wierzysz.
— Jesteś naprawdę dzielna, wiesz? Dałaś sobie radę i ten duch ci pomógł. Wygoniliście to coś. Na nowych terenach pewnie będzie bezpieczniej, bo teraz... Mroczna Puszcza dawała się nam we znaki. Może dlatego, bo byliśmy osłabieni głodem, więc bardziej podatni na ich wpływy? Teraz damy sobie radę —powiedział do niej uspokajająco, na co kotka westchnęła.
— Nie będzie kolorowo. Nigdy tak nie jest. Mam jedynie nadzieję, że cokolwiek do mnie weszło tamtej nocy, nie zrobi tego drugi raz. Ale czy będziemy bezpieczni? Podejrzewam, że Mroczna Puszcza nie odpuści. Różnica jest taka, że teraz przegrali i nie mają szans z Gwiezdnymi. Taką mam przynajmniej nadzieję — mruknęła i strzepnęła ogonem. — Ja... Ja jeszcze przeżyję, ale nie chciałabym, by coś stało się wam. Nie wybaczyłabym tego sobie. Postaraj się na siebie uważać, Urdzik.
— Będę na siebie uważać, nie bój się — mruknął cicho. — Mimo wszystkich przeszkód... Naprawdę damy sobie radę. Wiem, że wszystko nie jest takie piękne, ale... Na razie jest wszystko dobrze, może... Może będzie lepiej? I to coś nie wróci do ciebie. A jeżeli ma taki zamiar, to ma przechlapane —warknął.
Uczennica uśmiechnęła się lekko.
— Niewątpliwie jesteś najlepszym bratem, jakiego mogłam sobie tylko wymarzyć. Ja też będę gotowa cię bronić, gdyby cokolwiek miało czelność cię tknąć. Przyznam, że trochę stresuję się tym, co możemy zastać na nowych terenach. Ale jeśli Klan Gwiazd nas prowadzi, to nie musimy się chyba martwić? — mruknęła z nutą wątpliwości.
<Braciszku?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz