Wędrówka była według niej niesamowita i ekscytująca, ale coraz bardziej nudzili ją znajomi z klanu. Większość starszych kotów była zbyt drętwa, by zrozumieć jej spojrzenie na świat i nadążać za jej tempem. Nie cierpiała siedzieć w miejscu, więc postoje były dla niej najgorszym, co mogło istnieć. Ona nie potrzebowała przerw, chciała jak najwięcej chodzić i podziwiać piękno nieznanych terenów. W końcu coraz to częściej słyszała ciche rozmowy między Klifiakami, że pewnie wkrótce osiądą się gdzieś na stałe. A ona nie chciała na nowo oddawać się tej beznadziejnej rutynie, takie życie w ruchu było o wiele bardziej barwne.
Odsunęła się tego od dnia od grupy. Gdy oni rozproszyli się na treningi, bądź po prostu siedzieli, by odpocząć, ona przekupiła swoje mentora, aby odpuścił jej dzisiaj polowanie. Dziki Kieł odkąd został zastępcą, wydawał się o wiele bardziej otwarty do niej, toteż zgodził się na dzień przerwy. Co prawda jego podejrzliwe spojrzenia były dla niej ostrzeżeniem, że będzie ją miał na oku. Obiecała nie broić i nie oddalać się od klanu.
Nie musiał wiedzieć, że zamierzała tylko zaliczyć krótki spacer, by rozprostować łapy. Upewniwszy się, że nikt na nią nie patrzy, czmychnęła między krzewami i popędziła w nieznanym jej kierunku, wodzona za nos intrygującymi zapachami.
Pośród drzew dostrzegła rude futro. Serce zabiło jej z fascynacji, bo była to dla niej okazja do zawarcia nowej znajomości. Nie była z początku pewna, czy znajdujący się przed nią osobnik należy do któregokolwiek z klanów. Nawet jeśli był samotnym mordercą ze złymi zamiarami, ona się nie bała. Nie znała go i tylko to się dla niej liczyło.
Zagadała pierwsza. Z początku zmartwiła się, bo wydawał się dusić, a ona nie chciała trupa, tylko przyjaciela. Po tym, jak już mu się przedstawiła, miała nadzieję, że rozmowa stanie się płynniejsza i zaraz złoży jej obietnicę na dożywotnie koleżeństwo. Ten jednak zaczął błagać ją, aby nie mówiła o tym spotkaniu jego mentorce. To było dla niej dziwne, bo przecież nawet jej nie znała, a tym bardziej nie wiedziała, kto go uczy. Skoro jednak nie chciał, to nie będzie nigdy szukać.
— Spoko Jelonku, ale chyba ani ty nie naszedłeś na mój klan, ani ja na twój — mruknęła, biorąc głęboki wdech. Znała ten zapach. — O, jesteś z Klanu Burzy? To super, bardzo was lubię, zaprzyjaźnimy się? — palnęła wprost, aż wibrysy zadrżały jej z ekscytacji.
Jego oddech pełen ulgi był dla niej pozytywnym znakiem. Lekko się uśmiechnął, kiwając łebkiem.
— Możemy spróbować. Nikogo jeszcze nie poznałem z innego klanu. Jesteś pierwsza — przyznał.
— Serio? — Ucieszyła się. — To super, ja już mam wielu znajomych w innych klanach. Na przykład Gepardzia Łapa, szkoli się na medyka, ale jeszcze nie umie żadnych sztuczek. Chyba że już się nauczyła, wiesz coś o tym? — spytała z zainteresowaniem. — Co prawda mówiła kiedyś, że jest moją dziewczyną, a nie koleżanką, ale to bez znaczenia. Bardzo się lubimy! — oświadczyła z dumą. — O, i jeszcze była taka ruda! Narcyz! Jestem jej adoratką, wiesz? Sama mi na to pozwoliła! — pochwaliła się.
Odsunęła się tego od dnia od grupy. Gdy oni rozproszyli się na treningi, bądź po prostu siedzieli, by odpocząć, ona przekupiła swoje mentora, aby odpuścił jej dzisiaj polowanie. Dziki Kieł odkąd został zastępcą, wydawał się o wiele bardziej otwarty do niej, toteż zgodził się na dzień przerwy. Co prawda jego podejrzliwe spojrzenia były dla niej ostrzeżeniem, że będzie ją miał na oku. Obiecała nie broić i nie oddalać się od klanu.
Nie musiał wiedzieć, że zamierzała tylko zaliczyć krótki spacer, by rozprostować łapy. Upewniwszy się, że nikt na nią nie patrzy, czmychnęła między krzewami i popędziła w nieznanym jej kierunku, wodzona za nos intrygującymi zapachami.
Pośród drzew dostrzegła rude futro. Serce zabiło jej z fascynacji, bo była to dla niej okazja do zawarcia nowej znajomości. Nie była z początku pewna, czy znajdujący się przed nią osobnik należy do któregokolwiek z klanów. Nawet jeśli był samotnym mordercą ze złymi zamiarami, ona się nie bała. Nie znała go i tylko to się dla niej liczyło.
Zagadała pierwsza. Z początku zmartwiła się, bo wydawał się dusić, a ona nie chciała trupa, tylko przyjaciela. Po tym, jak już mu się przedstawiła, miała nadzieję, że rozmowa stanie się płynniejsza i zaraz złoży jej obietnicę na dożywotnie koleżeństwo. Ten jednak zaczął błagać ją, aby nie mówiła o tym spotkaniu jego mentorce. To było dla niej dziwne, bo przecież nawet jej nie znała, a tym bardziej nie wiedziała, kto go uczy. Skoro jednak nie chciał, to nie będzie nigdy szukać.
— Spoko Jelonku, ale chyba ani ty nie naszedłeś na mój klan, ani ja na twój — mruknęła, biorąc głęboki wdech. Znała ten zapach. — O, jesteś z Klanu Burzy? To super, bardzo was lubię, zaprzyjaźnimy się? — palnęła wprost, aż wibrysy zadrżały jej z ekscytacji.
Jego oddech pełen ulgi był dla niej pozytywnym znakiem. Lekko się uśmiechnął, kiwając łebkiem.
— Możemy spróbować. Nikogo jeszcze nie poznałem z innego klanu. Jesteś pierwsza — przyznał.
— Serio? — Ucieszyła się. — To super, ja już mam wielu znajomych w innych klanach. Na przykład Gepardzia Łapa, szkoli się na medyka, ale jeszcze nie umie żadnych sztuczek. Chyba że już się nauczyła, wiesz coś o tym? — spytała z zainteresowaniem. — Co prawda mówiła kiedyś, że jest moją dziewczyną, a nie koleżanką, ale to bez znaczenia. Bardzo się lubimy! — oświadczyła z dumą. — O, i jeszcze była taka ruda! Narcyz! Jestem jej adoratką, wiesz? Sama mi na to pozwoliła! — pochwaliła się.
<Jelonku?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz