BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkęW Klanie Klifu
Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?W Klanie Nocy
Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.
W Klanie Wilka
Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).
W Owocowym Lesie
Straszliwy potwór, który terroryzował społeczność w końcu został pokonany. Owocniaki nareszcie mogą odetchnąć bez groźby w postaci szponów sępa nad swoimi głowami. Nie obeszło się jednak bez strat – oprócz wielu rannych, życie w walce z ptakiem stracili Maślak, Skałka, Listek oraz Ślimak. Od tamtej pory życie toczy się spokojnie, po malutku... No, prawie. Jednego z poranków wszystkich obudziła kłótnia Ambrowiec i Chrząszcza, kończąca się prośbą tej pierwszej w stronę liderki, by Sówka wygnała jej okropnego partnera. Stróżka nie spodziewała się jednak, że końcowo to ona stanie się wygnańcem. Zwyzywała przywódczynię i zabrała ze sobą trójkę swych bliskich, odchodząc w nieznane. Na szczęście luki szybko zapełniły się dzięki kociakom, które odnalazły dwa patrole – żłobek pęka w szwach ku uciesze królowej Kajzerki i lekkim zmartwieniu rządzących. Gęb bowiem przybywa, a zwierzyny ubywa...W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Miot w Klanie Klifu!
(jedno wolne miejsce!)
Miot w Klanie Wilka!
(jedno wolne miejsce!)
Miot w Klanie Burzy!
(Brak wolnych miejsc!)
31 lipca 2025
Od Gołębiej Łapy CD. Pietruszkowej Błyskawicy
Od Gołębiej Łapy
Siedziała wpatrując się niepewnie w istotę. Była nawet urocza. Czasem ukradkowo zerkała w stronę mentora, jakby liczyła, że ten jednak pokaże jej jak to się robi. Po dłuższym upływie czasu już zmęczyła się tym. Słońce zaczęło wędrować ku morzu. Szum fal zalewał jej umysł. Poczuła się tak sennie. Zaczęła przysypiać na wciąż ciepłym piasku.
— Dobra, wracamy. Jak ktoś pytał to potrafisz na nie polować. Ja nie widzę ma sensu zabijać tych stworzeń. — obudziło ją szturchanie mentora.
Spojrzała na niego nieprzytomnym spojrzeniem. Było jej tak dobrze tutaj. Tak spokojnie. Wszystko szło powolnym powtarzalnym rytmem.
— Możemy tu zostać tu jeszcze trochę? — poprosiła, zerkając na wujka.
Liliowy westchnął. Przez uderzenie serca bała się, że się nie zgodzi. Nazwie ją roszczeniową i nakaże natychmiastowy powrót do obozowiska. Lecz jedynie usiadł obok niej.
— Tak, ale też bez przesady. — mruknął w końcu, także spoglądając na uderzające o piasek fale.
Od Mirtowego Lśnienia do Pchełkowej Łapy
Wyleczeni: Mirtowe Lśnienie
Od Zawilcowej Łapy (Zawilcowej Korony)
*Przed dołączeniem Jagody do klanu*
Wraz z zachodem słońca, do legowiska medyków wkradł się zimny powiew wiatru, który uderzył o kremowe futro kocura. Nie mógł spać, co powoli stawało się irytujące. Czyżby wyrocznia była powodem tegoż zachowania? Bądź zmęczenie, które towarzyszyło mu ostatnio bez większego powodu. Rzucił swój wzrok na trójkę medyków, którzy spali w swoich posłaniach, po czym skierował swój krok w stronę wyjścia, a jego wzrok skoczył na obóz rozciągający się przed nim. Coś, a bardziej ktoś złapało jego uwagę. Niebieski kocur, spoglądający na nocne niebo jakoby szukał na nim czegoś. Jednak czego? Gwiazdy wraz z księżycem zakryte zostały przez gęste chmury, więc niczego nie mógł tam znaleźć. Zawilcowa Łapa automatycznie zmierzył w jego kierunku, chcąc znaleźć odpowiedź na jego pytanie.
– Co tu robisz Świerszczowy Skoku? – zapytał, siadając przy boku wojownika. – Znając aktualną pogodę, możesz szybko złapać zielony kaszel lub gorzej.
– Myślałem, że nie lubisz spędzać ze mną czasu, a przynajmniej wyniosłem to ze słów Motylkowej Łączki. Nie wiedziałem, że skusisz się poskarżyć na mnie do mej własnej siostry. – Niebieskie oczy kocura padły na niego, a na jego pysku zawitał uśmiech.
– Martwię się o twoje zdrowie i całkowicie jest to nie związane z naszą relacją. Poza tym ani ja, ani Wdzięczna Firletka nie chcemy następnego pacjenta, bo ktoś nie umiał trzymać swojego pyska w legowisku.
– Sam również się aktualnie narażasz, narzekając na mnie – rzucił wojownik, wracając wzrokiem na niebo. – A co tu robię? Poszukuje Mysiej Łapy. Obiecała mi, że będzie jedną z najbardziej świecących gwiazd na niebie, jednak chmury nie dają mi okazji jej zobaczyć. Czasami zastanawiam się, jakby było, gdyby nie spotkała samotników tego dnia. Gdyby nie skończyła pod ich łapami.
– Jednak nikt tego nie będzie wiedzieć, bo nigdy się to nie wydarzy. Czasu nie cofniesz, a pozostanie myślami w przeszłości, nie złagodzi twoich żalów. Więc może, zamiast sprawiać mi więcej roboty swoją głupotą, może powrócisz do swego legowiska jak reszta wojowników.
Kocur tylko lekko przekręcił głową, wpatrując się w kremowego, po czym jego wzrok padł na wyjście z obozu, do którego zmierzył.
– Może nie – rzucił wojownik, ignorując jego słowa.
– Hej! Czekaj! – Uczeń poszedł za kocurem, aby po chwili znaleźć się przy jego boku. – Nie pozwolę Ci samemu wyjść z obozu o tej porze dnia.
– W takim razie czuj się zaproszony na spacer ze mną.
Dwójka kotów wyszła z obozu i zmierzyła w stronę granicy z Klanem Nocy. Mimo iż ich konwersacja nie kleiła się, przez uwagę niebieskiego kocura skupioną na niebie, czuł się dobrze u jego boku. Coś ciągnęło go do tego kocura. Coś czego nie mógł nazwać. Widział się z nim codziennie i mimo jego negatywnych reakcji na jego przybycie, Świerszcz powracał. Nie wiedział czemu. Co w nim widział? Przecież nie byli przyjaciółmi, a kocur, w przeciwieństwie do jego siostry, nie naciskał na przyjaźń. Po prostu był u jego boku. Doszli do jeziora, który oddzielał tereny Klanu Burzy od Klanu Nocy, a po przedarciu się przez roślinność, dostali się do brzegu zbiornika. Dwie kocie sylwetki odbijały się w tafli, przypominając kremowemu o jego wyglądzie, a na jego pysku zagościł grymas niezadowolenia. Roślinność może pokrywała jego niesprawne oko, jednak on dobrze pamiętał, co znajdowało się pod nią.
– Gdyby nie ta pogoda, w wodzie rozświetliłyby się gwiazdy. Musimy to powtórzyć przy lepszej pogodzie.
– Nie powtórzymy tego Świerszczowy Skoku, gdyż wtedy nie będę zmuszony pilnować twojego zapchlonego tyłka przed chorobą lub gorszymi konsekwencjami. – Na słowa jego słowa kocur zaśmiał się cicho.
– Hej! Wiem, że nasz spacer Ci się podoba i nie jesteś tu tylko dla mego bezpieczeństwa. Nie okłamiesz mnie.
– To, że nie wyrażam większego sprzeciwu, to nie znaczy, że podoba mi się ten spacer – powiedział niezbyt zadowolony Zawilec, uderzając ogonem w wojownika.
*****
Nowi samotnicy w obozie, to nie było coś, czego spodziewał się uczeń. Na początku kotka zwana Jagodową Łapą, która trafiła pod łapy Koziego Przesmyku, a później kocur zwany Burzową Łapą. Imię całkowicie do niego nie pasowało, chociaż nikt nie wydawał się przeciwnym temu. Jego wzrok skupiony był na szylkretowej wojowniczce, siedzącej przy Świerszczowym Skoku. Coś w środku mówiło mu, że ta dwójka nie powinna siedzieć obok siebie, jednak nie mógł wskazać dokładnego powodu. Uśmiech wojownika, który kiedyś widniał na jego pysku za każdym razem, kiedy pojawiał się w legowisku medyka, teraz skierowany był do nowej uczennicy. Kocur parsknął cicho. Dlaczego, więc przychodził, jeśli teraz miał całą uwagę przelać na nieznaną mu kocicę? Skierował swój wzrok na wyjście z obozu, w którym pojawiła się Szafirkowy Wiatr wraz z Cykoriowym Pyłkiem. Mimo iż widział tę dwójkę już wiele razy u swego boku, nie pasowali mu do siebie. Ich wzrok skierował się w jego kierunku, a po czymś, co mógł nazwać pożegnaniem pomiędzy dwójką, kocica zmierzyła w stronę legowiska medyka. Czyżby była to jego następna pacjentka?
Jak się z czasem okazało, miał rację, gdyż wojowniczka pojawiła się w jego legowisku, skarżąc się na kleszcza na jej szyi, którego medyk musiał wyciągnąć. Nie była to jego ulubiona czynność, gdyż wymagała użycia mysiej żółci, jednak chociaż coś odciągnęło jego uwagę od dwójki kotów.
*****
Następna noc, w której zmuszony został do podróży na spotkanie medyków, jednak na tym spotkaniu miał być mianowany na medyka, a przynajmniej tak wynikało ze słów jego mentorki. Dostanie nowe imię i oficjalną rangę, chociaż wiązało to się z długą podróżą oraz spotkaniem reszty medyków, z czego nie był zadowolony. Przybyli jako trzeci, zaraz za medykami z Klanu Nocy i Klanu Wilka, a zaraz za nimi pojawiły się koty z Klanu Klifu. Długo nie minęło, aby zeszli tunelem, a jego oczom ukazała się gwiezdna sadzawka. Nie wiedział, co tu widzieli inni, była to tylko woda. Kiedy wszyscy medycy rozsiedli się w jaskini, Wdzięczna Firletka wyszła przed nich.
– Dzisiaj do naszego grona dołączy kolejny medyk – zaczęła kocica. – Zawilcowa Łapo, podejdź. – Kocur niezbyt chętnie wyszedł przed resztę medyków, stając przed medyczką. – Ja, Wdzięczna Firletka, medyczka klanu Burzy, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, aby podążać droga medyka, i z waszą pomocą służyć swojemu klanowi przez wiele przyszłych księżyców. Zawilcowa Łapo, czy przysięgasz podążać drogą medyka, trzymać się z dala od klanowych wojen i chronić wszystkie koty, nawet za cenę swojego życia?
Kocur zamilkł na chwilę. Czemu musiała mieszać w to przodków? Przecież on żadnych wartościowych kotów tam nie miał, więc nie widział powodu, dla których zostali oni wezwani. Wreszcie wziął głęboki wdech i odpowiedział.
– Przysięgam.
– Zatem mocą naszych przodków nadaje Ci imię medyka. Zawilcowa Łapo, od tej pory będziesz znany jako Zawilcowa Korona. Przodkowie doceniają twoją... Pracowitość i chęć do nauki oraz witają cię jako pełnoprawnego medyka Klanu Burzy.
Wreszcie mógł nazwać się medykiem, jednak czy tego chciała Zmora, bądź Ryk? Czy tego oczekiwała wyrocznia? Miał nadzieję, że tak. Wraz z mentorką cofnął się do tłumu, posyłając cichą modlitwę do wyroczni. Teraz jego imię brzmiało Zawilcowa Korona i był częścią Klanu Burzy.
Wyleczeni: Szafirkowy Wiatr
[1118 słów]
[przyznano 22%]
Od Sterletowej Łuski
Od Sterletowej Łuski
Od Sterletowej Łuski
Wykonane zadania:
– Zebranie budulca na nowe legowiska
– “Plecenie” Nowych posłań
Od Sterletowej Łuski
Od Sterletowej Łuski
Wykonane zadania:
– Usunięcie niebezpiecznych przedmiotów naniesionych przez fale x2
Od Sterletowej Łuski
Od Sterletowej Łuski
Od Topielcowego Lamentu
Od Jagodowej Łapy
Stawiała swe łapy ostrożnie, jakoby następny krok miał przynieść jej zgubę. Od jej działań zależało czy dziś powróci z królikiem w pysku, czy nie. Kozi Przesmyk opowiadał jej o tych stworzeniach i sposobach na polowanie na nie. Zwierzyna ta zdecydowanie różniła się od tej, którą miała okazję łapać z Fiołkiem, bądź jej rodzeństwem. Była szybsza, bardziej uważna, ale też większa. Gdyby powróciła z nią do starego domu, to z pewnością mogła liczyć na łaski Wróbelka, wraz z gratulacjami, jednak tu nie było to czymś specjalnym. Niebieskie ślepia kocicy wbite były w zwierzynę oddaloną od niej o dwa ogony lisa, nieświadomą zbliżającego się zagrożenia. Krok po kroku zbliżała się do niej, aż do momentu, w którym nie odbiła się od ziemi i skoczyła w kierunku swej przyszłej ofiary. Królik niestety przewidział jej ruch, gdyż uciekł spod łap, jednak uczennica nie dała mu za wygraną, pędząc za nim, a końcowo wbijając w niego swe kły, kończąc jego żywot. Była z siebie zadowolona, a gdy spojrzała za siebie, ujrzała srebrnego wojownika z uśmiechem na pysku.
– Brawo Jagodowa Łapo. Uczysz się w zaskakującym tempie, a jeśli ono takie pozostanie, to z pewnością zostaniesz wojowniczką w najbliższych księżycach – powiedział jej mentor, co tylko rozweseliło kotkę. Ona jako wojowniczka, to byłby dla niej zaszczyt. Wtedy stałaby się oficjalnym i wiecznym członkiem Klanu Burzy. – Myślę, że na dziś nam starczy treningu. Wracajmy ze zdobyczami do obozu.
Kocica odetchnęła z ulgą. Może ich trening nie był zbyt ciężki, jednakże kilkukrotne próby złapania królika, zmęczyły ją. Zdecydowanie lepiej szło jej łapanie mniejszych stworzeń. Droga do obozu wydawała się jej krótsza niż zwykle, a wychodząc z tunelu, który był wejściem do obozu, spostrzegła, że słońce dopiero dochodziło do najwyższego punktu na niebie. Czyli ich trening nie należał do najdłuższych, jakie miała okazję doświadczyć. Dwójka kotów odłożyła zwierzynę na stos, po chwili żegnając się ze sobą, nim kocur pozostawił ją samotnie. Wzrok szylkretowej skierował się na legowisko wojowników. Czy Świerszczowy Skok dalej był w obozie, czy wyszedł z niego pod jej nieobecność? Chciała wypytać go o kilka rzeczy, wspomniane w ich ostatniej rozmowie. Coś ciągnęło ją w jego kierunku. Chociaż tłumaczyła, że była to tylko przyjaźń, z tyłu jej głowy widniała myśl, że może być to coś więcej. Za każdym razem, kiedy widziała, jak pysk niebieskiego rozświetla uśmiech, jej ciało przenikało przeciwne uczucie, którego nie mogła nazwać prostymi słowami. Czas spędzony z nim uważała za dobry, jednak czy poświęcanie mu tak dużej ilości czasu przyniesie dobre skutki? Nie wiedziała. Wojownik mimo swej pozornej otwartości wydawał się ukrywać przed nią kilka rzeczy. Dlaczego? Może były one zbędne i tylko pozostawiłyby gorzki posmak po rozmowie? Tak sobie to tłumaczyła.
– Jagodowa Łapo. – Ostry głos uderzył o jej uszy, a kiedy swój wzrok zwróciła w stronę źródła, dostrzegła szylkretową wojowniczkę o zielonych oczach. Przekręciła lekko głowę. Znała ją? Jeśli tak, to pewnie z widzenia, bo nie przypominała jej się żadna rozmowa z kocicą. Zapamiętałaby te zielone oczy. – Chyba jeszcze nie mieliśmy okazji porozmawiać. Przeplatkowy Wianek – przedstawiła się kotka. – Dużo o tobie słyszałam od Świerszcza, chociaż okazji nie miałam, aby z tobą dłużej porozmawiać.
– Moje imię już znasz, więc nie muszę się przedstawiać – rzuciła uczennica. – Od Świerszcza? Czy wy znacie się jakoś bliżej?
– Jagodo, Świerszczowy Skok to mój syn. W tym klanie również spotkasz moje dwie córki.
– Nie wyglądasz na tak starą – powiedziała, skanując wojowniczkę wzrokiem.
– Uznam to za komplement. Lepiej, jeśli uznam to za komplement. Jednak nie o tym chciałam z tobą porozmawiać. – Starsza usiadła u jej boku, wbijając swe ślepia w nią. – Cieszy mnie wieść, że Świerszcz dogaduje się z kimś, jednak powinnaś uważać. Nie każdy jest zadowolony, że Królicza Gwiazda przyjął Cię do klanu.
– Chyba nie rozumiem? Każdy kot, jakiego tu poznałam, jest miły, chociaż z dużą częścią kotów nie rozmawiałam. O kim myślisz?
– O Norniczym Śladzie, kocica zdecydowanie nie jest ucieszona twym przybyciem i z pewnością zrobi wiele, aby się Cię pozbyć. Mówię Ci to, jako jej była bliższa przyjaciółka. Uważaj na nią.
– Wezmę to ryzyko na siebie i porozmawiam z nią. Nie może być tak źle, jak mówisz.
*****
Ziemię rozświetlił księżyc, który dzisiejszej nocy przebił się przez chmury. Był to piękny widok, tym bardziej, że niebieski kocur spoczywał u jej boku. Wybrali się na spacer, jednak zakończyło się to spoglądaniem w niebo przy Przybrzeżnym Oku. Było to jedne z niewielu miejsc, na którym rosły drzewa, kiedyś przystrojone liśćmi, które teraz kradał ostry wiatr. Uczennica położyła swój pysk na łapach, a jej wzrok przeniósł się na wodę przed nią. Westchnęła cicho, co przykuło uwagę wojownika, który przerzucił na nią swój wzrok.
– Coś się stało Jagodowa Łapo? – zapytał, przerywając ciszę. – Jeśli siedzi Ci się coś w głowie, to możesz powiedzieć. Może znajdę sposób by Ci pomóc.
– To nic ważnego – odpowiedziała, nie odrywając wzroku od tafli wody, w której mienił się księżyc. – Po prostu w mej głowie siedzą słowa twej matki. Nie rozumiem, czemu tyle kotów ostrzega mnie przed innymi członkami. Czy naprawdę są tu koty, które powinnam unikać jak lisów?
– Z którą z moich matek rozmawiałaś? – Jagoda podniosła swój pysk, a jej wzrok przeniósł się na jej towarzysza, gdy do jej uszu dotarło to pytanie.
– Jak to z którą?
– Mam dwie mamy. Przeplatkowy Wianek oraz Norniczy Ślad, chociaż od dłuższego czasu nie są razem. Nie jest ważny powód ich rozstania.
– Z Przeplatkowym Wiankiem. Powiedziała, abym trzymała z dala on Norniczego Śladu, chociaż teraz zauważam czemu.
– I jest to bardzo dobre ostrzeżenie. Nornica to nie jest kotka, u której boku chcesz być.
– Nie i ty Świerszczu, nie dołączaj się do niej – rzuciła półżartem kocica. – Chociaż teraz dostrzegam twe podobieństwa do niej.
– Pewnie mój urok osobisty jest jednym z tych podobieństw. – Niebieski zaśmiał się cicho. – Żartuje oczywiście.
– Nie, nie. Urok osobisty zdecydowanie masz po niej, wraz ze swoją błędną opinią.
– Wcale nie jest błędna i potwierdzisz to po pierwszej rozmowie z nią. Mogę nawet się założyć o to.
– Oh, naprawdę? O co się założysz?
– Jeśli przybędziesz do mnie ze złymi słowami o tej kocicy, po dwóch rozmowach z nią, to oddam Ci me legowisko, gdy zostaniesz wojownikiem. Jednak! Gdy usłyszę chociaż jedno zdanie o tym, jak zła i okropna jest ta kotka, to wraz z przyjściem pory nowych liści, przystroisz moje futro kwiatami. Co o tym sądzisz?
Kocica zaśmiała się cicho, analizując słowa kocura. W obu sytuacjach wygrywała, więc czemu miała nie zgodzić się na ten zakład? Z drugiej strony coś jej nie pasowało. Jeśli wojownik był w stanie podarować jej całe swe posłanie, jeśli przegra, to znaczyło, że był pewien swej wygranej. Aż taka zła była to kocica? Jagodowa Łapa nie była sobie tego wyobrazić, przecież nikt tak zły nie jest.
– Niech więc będzie, ale z kwiatami wplotę Ci moją małą kolekcję liści, aby wszystko było sprawiedliwe – powiedziała, wracając wzrokiem na sadzawkę. Z pewnością to wygra. Świerszczowy Skok jeszcze nie był świadom swej przegranej.
[1120 słów + polowanie na króliki]
[przyznano 22% + 5%]
Od Makowego Nowiu CD. Kruczej Łapy (Kruczego Pióra)
Uczeń wybił się z tylnich łap, szybko skacząc na zwierzynę. Wbił w nią swoje zęby, tym samym skutecznie kończąc polowanie. Wzrok dalej skierowany miał w stronę złapanej myszy, więc Mak powoli podeszła do niego.
– Dobra robota – mruknęła i skierowała głowę w stronę ucznia. – Masz dobrą technikę, jednak musisz jeszcze ją doszlifować. Na razie zakop tutaj mysz, wrócimy po nią później – rozkazała, a on posłusznie wykonał polecenie. Ruszyli dalej, uważnie nasłuchując. Iść jednak nie musieli daleko albowiem już po chwili Kruk zatrzymał się i przypadł do ziemi, w oddali widząc kolejne stworzenie.
Po wydarzeniach w Klanie Wilka Mak była pewna jednego - nie dokonała złego wyboru, kończąc trening Kruczego Pióra w tak młodym wieku. Choć tak samo jak w przypadku Pustułkowego Szponu, nie była zadowolona z tego, że ich pierwszą prawdziwą walką była wojna, to ona kocur wykazały się odwagą jak niejeden doświadczony wojownik. I z tego powodu Mak była dumna oraz zadowolona z owoców szkolenia Kruczego Pióra.
Szła napięcie, starając się nie zwracać uwagi na doskwierające nieprzyjemne uczucie spowodowane niedawno odniesionymi obrażeniami. Co prawda mogła zostać w obozie, jednak uparła się, że mimo wszystko wyruszy wraz z patrolem łowieckim. Nie chciała bezczynnie siedzieć w obozie, a polowanie brzmiało kusząco. Z resztą potrzebowała wyjść do lasu, by przemyśleć kilka spraw, a to właśnie tereny Klanu Wilka były dla niej najlepszym lekarstwem. Otaczające drzewa, krzewy, to uczucie tajemnicy dookoła i ta cisza... Liliowa nie wyobrażała sobie innego miejsca na spędzenie wolnego czasu. Nawet jeśli chmury coraz prędzej przysłaniały niebo, zmieniając jego odcień na szarawy.
Do jej uszu dobiegł charakterystyczny szelest. Od razu przypadła do ziemi i wysunęła pazury. Podeszła trochę do przodu i zauważyła małą mysz. Czekała chwilę w całkowitym bezruchu aż w końcu skoczyła na swoją ofiarę, wbijając w nią zęby. Po chwili puściła i bezwładne ciałko zakopała w ziemi. Ruszyła dalej za towarzyszami, myślami jednak będąc gdzieś indziej, a mianowicie na sytuacji przed rozpoczęciem wojny. Rozmawiała wtedy z Pustułkowym Szponem, choć w zamiarze miała ze wszystkimi swoimi dziećmi. Zamknęła na chwilę oczy i wzięła głębszy oddech. Nie zamierzała zostawić tej sytuacji bez żadnego rozwiązania. Pustułce wprost powiedziała, że skierować te słowa chciała do każdego z synów, tak więc zamierzała uczynić. Nawet jeśli było to spowodowane niepokojem z powodu nadciągającej walki.
– Krucze Pióro – odezwała się, przyciągając uwagę wojownika, siedzącego w tamtej chwili w legowisku. – Mogłabym z tobą porozmawiać? – zapytała Makowy Nów, na co kocur kiwnął głową, nie zadając zbędnych pytań. Wyszli razem z obozu, kierując swoje kroki w las. Obydwoje szli w ciszy, przerywanej tylko świstami, spowodowanymi przez mocniejsze podmuchy wiatru. Mak wzdrygnęła się, czując chłodny powiew, najprawdopodobniej zwiastujący deszcz. Spojrzała na zachmurzone niebo. Miała jednak nadzieję, że zdąży przekazać synowi najważniejsze informacje, zanim ich zmoczy.
– Krucze Pióro, przed wojną chciałam powiedzieć coś tobie i twojemu rodzeństwu, zdążyłam jednak odezwać się tylko do Pustułkowego Szponu. Mimo tego, że jest już po sprawie, powiedziałam, że usłyszeć to miał każdy z was, także zamierzam tego dotrzymać – zaczęła i spojrzała na Kruka. – Robisz wspaniałą robotę i jestem z ciebie dumna. Wiem, że możesz tego nie zauważać, jednak w głębi cieszę się z owoców twojego szkolenia. Potwierdziła to tylko ostatnia walka, mimo tego, że była to tak wielka sprawa, a ty jesteś świeżo mianowanym wojownikiem, dobrze walczyłeś i cieszę się, że nic większego ci się nie stało – powiedziała, mając jednak ten sam suchy wyraz pyska, jak do każdego innego kota. Westchnęła cicho, zdając sobie z tego sprawę. Nie potrafiła się jeszcze zachowywać tak swobodnie w ich obecności. – Walk w przyszłości czeka cię jeszcze wiele, ale teraz już mogę być spokojna, że dobrze sobie poradzisz – zakończyła i spojrzała na syna, oczekując jakiejś reakcji z jego strony.
Od Makowego Nowiu CD. Pustułkowej Łapy (Pustułkowego Szponu)
Umiejętność walki przydaje się zawsze. Zazwyczaj jednak wszyscy biorą udział w mniejszych potyczkach. Jakieś większe sprawy nie są na porządku dziennym, nawet w takim miejscu jak Klan Wilka. Pech chciał, że pierwsza prawdziwa walka Kruczego Pióra oraz Pustułkowego Szponu okazała się jedną z tych większych spraw. Ich pierwszą walką jako wojownicy okazała się wojna. Wojna Klanu Wilka z Klanem Klifu.
Liliowa gwałtownie zerwała się ze swojego posłania, czując przy tym większy ból, spowodowany dopiero gojącymi się ranami. Jej oddech był szybszy, oczy latały na wszystkie strony, a mięśnie się spięły, dokładnie jakby spodziewała się ataku wroga. Dopiero po chwili wypuściła powietrze z płuc i syknęła coś cicho, zdając sobie sprawę, gdzie jest. Podniosła się w pełni i zajęła ogarnianiem swojego futra, by móc bez wstydu wyjść do reszty Klanu Wilka. Od walki minęło kilka wschodów słońca, jednak jej cienie dalej czyhały na poszkodowanych za rogiem. Dla większości, jeśli nie całego Klanu Wilka, to była pierwsza wojna. Pierwsza i wiele miało nadzieję, że ostatnia. Liliowa nie zdradzała swojego zdania na ten temat. Wolała milczeć, dalej rozmyślając nad wszystkim, co działo się podczas tej walki. Pamiętała ten niepokój, gdy wchodziła z obozu, nie powiedziawszy jej dzieciom kilku ważnych dla niej rzeczy, między innymi: "jestem z was dumna". Zdołała to powiedzieć tylko Pustułce. Pamiętała za to też to dziwne uczucie, kiedy to wypowiadała te słowa. Pierwszy raz zdobyła się na coś takiego. Nigdy nie myślała, że wypowie te słowa w stronę swoich pociech, jednak w tamtej chwili w jej głowie gościło jedno - jeśli tego nie powiem, już nigdy mogą tego nie usłyszeć. W końcu nikt nie dawał gwarancji wrócenia z wojny cało. Nikt nie wiedział, czy wróci żywy do obozu. Czy w ogóle wróci.
Pamiętała to głośne bicie swojego serca, bicie, które zagłuszało połowę jej myśli, a z każdym krokiem robiło się tylko głośniejsze.
Pamiętała zapach kotów z Klanu Klifu. Powoli zaczynający ich otaczać, aż w końcu wszechobecny dookoła, otaczający ich z każdej możliwej strony, jakby przygotowujący ich już na początek walki.
Pamiętała widok twarzy tego klifiaka, kiedy z nim walczyła. Jego słowa, a później jego ostatni wydany dech.
Pamiętała adrenalinę, działającą na jej ciało, skutecznie maskujące przeszywający ból z zadanych ran. Ten zapach krwi, trafiający cały czas do jej nozdrzy, ale też jej metaliczny posmak, który był tak wyczuwalny dla kotki w jej pysku.
Aż w końcu koniec. Pamiętała jak szukała Mrocznej Wizji oraz ich synów, by tylko sprawdzić, czy żyją. Pamiętała spojrzenie Pustułkowego Szponu. To, jak pierwszy raz wykonała jakiś bardziej matczyny ruch wobec własnego syna. Ich rozmowę, jego łzy. Te wszystkie emocje, których nigdy nie pokazywała, czułość matki, której myślała, że nie ma, że jest na nią odporna. A jednak... Jednak było inaczej. A jej syn poraz pierwszy zobaczył ją w takim stanie, bez tego chłodnego spojrzenia, krótkich odpowiedzi, czy obojętnego wyrazu. Zobaczył ją taką, jaką nie pokazywała nikomu.
Powoli wyszła z legowiska. Chłodny wiatr zmierzwił nieco jej futro, a kolorowe liście pod jego rozkazem ruszyły w swoją podróż. Ona również ruszyła w swoją na dzisiejszy dzień, która zaczynała się przy wyjściu z obozu. Nie musiała długo czekać na swojego towarzysza, albowiem on dotarł chwilę po niej i razem wyszli z obozu. Na początku szli w ciszy. Każdy z nich jakby w swoich światach, choć tak naprawdę raczej obydwojgu było się po prostu trudno odezwać.
– Sikoreczka sikoreczka wleciała przez okienko... – zaczęła wtedy nagle Makowy Nów, najciszej jak umiała. Mimo to jej towarzysz usłyszał jej cichy śpiew i obrócił głowę w jej stronę.
– Śpiewałaś to już kiedyś? – zapytał Pustułka, na co liliowa kiwnęła głową.
– Przy was tylko jak spaliście, gdy Mrok nie mogła się wami zająć – wyjaśniła i ruszyli dalej. Po zakończonej bitwie liliowa obiecała synowi rozmowę, którą właśnie w tamtej chwili mieli zamiar odbyć. Przemierzali więc las, a zastępczyni dalej cicho nuciła tak znajomą jej piosenkę. W końcu zatrzymali się i usiedli pod jednym z drzew. Makowy Nów przestała wtedy śpiewać. Na chwilę zamilkła, zamykając oczy. Ostatni raz starała sobie powtórzyć cały jej plan na przebieg tej rozmowy.
– Pustułkowy Szponie – zaczęła, przyciągając tym samym uwagę swego potomka. – Chcesz być najlepszym wojownikiem, bo obiecałeś to Mrocznej Wizji. Dalej jesteś w stanie to zrobić. Bycie najlepszym wojownikiem polega na przekłóciu swoich słabości i błędów przeciwników w broń. Pamiętasz walkę, którą odbyłeś wraz z Kruczym Piórem, gdy obydwoje byliście jeszcze uczniami? Udało ci się uwolnić, poprzez wykorzystanie błędu twojego brata. Pomimo tego, że byłeś od niego słabszy – zauważyła kotka, spoglądając co chwilę na Pustułkę, by wyłapać jego reakcje. – Masz trudniejszy start od innych. Zwłaszcza teraz, z jednym okiem. Musiałbyś pracować jeszcze ciężej, zwłaszcza że musisz od nowa nauczyć się dobrej walki. I nie sądzę, by treningi zapewniane przez mistrzów pozwoliły ci w pełni dogonić poziomem innych, sprawnych w pełni wojowników – zatrzymała się na chwilę. – Jednak jesteś jeszcze bardzo młody, dopiero skończyłeś swój trening, a każdy z nas uczy się całe życie. To była twoja pierwsza taka walka, która w dodatku okazała się wojną. To, że jeszcze tu stoisz jest swego rodzaju dokonaniem, ponieważ zginęło dużo kotów, wielu jest też ciężko rannych, a ty na szczęście straciłeś tylko oko – mruknęła, przypominając sobie obraz łapy Lamentującej Toni. – Walk czeka cię w twoim życiu jeszcze wiele, nie wiemy co czyha na nas za rogiem, dlatego mogę wyjść dla ciebie z pewną propozycją. Zakończyłeś już szkolenie, jednak mogę pomóc ci z walką po utracie oka, własnymi treningami. Będziemy wychodzić do lasu, gdzie to ty będziesz szlifował umiejętności, starając się przestawić na nowy tryb walki. Ja będę to nadzorować, będąc często twoim przeciwnikiem. Zakończyć treningi będziemy mogli w każdej chwili, decyzja ta będzie należeć do ciebie, w końcu twój w tym interes. Zacząć moglibyśmy za kilka wschodów słońca, ponieważ wszyscy jesteśmy jeszcze obolali po walkach – wyjaśniła i spojrzała na Pustułkowy Szpon. Nie potrafiła zinterpretować emocji, znajdujących się w tamtej chwili na jego pysku. Może to było jakieś zdziwienie? Zdenerwowanie? Szczęście? Nie miała pojęcia, sama wpatrywała się w syna z tym samym wyrazem pyska, co zwykle. Tym obojętnym, zarezerwowanym dla klanu i każdego dookoła. Nie potrafiła jeszcze zachowywać się przy nich tak swobodnie jak przy ich matce.
– Z chęcią skorzystam z twojej propozycji – oznajmił zadowolony Pustułka. – I dziękuję.
– Nie masz za co mi dziękować. Nie chcę mieć rannych w klanie, zwłaszcza że jesteś młodym wojownikiem, mogącym dokonać wiele. Nie chcę by cię złapali na pierwszej lepszej walce – powiedziała, odwracając wzrok od syna i kierując go w przestrzeń. Nastała chwila ciszy, przerwyna tylko szumem wiatru i tańcem liści na wietrze.
– Mogę się o coś spytać? – odezwał się kocur, na co jego matka kiwnęła głową. – Dlaczego byłaś tak nieobecna w moim życiu?
Makowy Nów westchnęła cicho, łapą zaczynając grzebać w ziemi.
– Nie myślałam, że zadasz to pytanie. Moja nieobecność była aż tak odczuwalna? – zapytała, jednak pytanie to nie było skierowane prosto do Pustułki. – Nie znasz mojej rodziny. Twojego dziadka, ciotek i wujka. Wszyscy zmarli na długo przed twoimi narodzinami. Matki sama nie pamiętam, jedyne co mi po niej zostało to właśnie ta piosenka. Zniknęła gdy jeszcze byłam w żłobku, ale mogę powiedzieć jedno, to ona była tą kochającą matką. Mój ojciec nazywał się Gęsi Wrzask. To imię dobrze go opisywało. Krzyczał na nas za każdym razem gdy przyszedł, nie szczędząc sobie uwag i przekleństw, skierowanych w naszą stronę. Nie raz starał się podnieść na nas łapę. Z dwójki rodziców to on zapadł w mojej pamięci najbardziej. I to po nim mogę się pochwalić większością zachowań – prychnęła. – Wiesz dlaczego ci to mówię? Bo to jest powód. Nie chciałam mieć dzieci. Przerażała mnie wizja posiadania ich. Bałam się, że będę dokładnie taka jak mój ojciec, dlatego gdy Mrok wyszła z inicjatywą powiększenia kultu, po prostu wybuchłam. Dopiero po czasie mnie przekonała, a bardziej to ja powiedziałam jej, że nie mogę jej tego zabronić. Tak więc urodziła was. A ja, dalej powtarzając, że nie nadaje się na matkę, starałam się jak najbardziej od was odsunąć, byście nie musieli przeze mnie przeżywać tego co ja – wyznała, spuszczając głowę. – Mroczna Wizja jest wspaniałą matką. Myślałam, że ona wam starczy.
Od Judaszowcowego Pocałunku
Od Serafina
Od Latającej Ryby
Zerknęła na moment na grupę szarpiącą się z dosyć dużym, powalonym konarem krzewu. Siwa Czapla, Kijankowe Moczary i Szałwiowe Serce z początku nieudolnie starali się przeciągnąć gałąź tak, by nie zniszczyć przy okazji wszystkiego na swojej drodze. W końcu jeden z dłuższych odłamów gałęzi zaczepił o trzcinową ścianę i z łamiącym trzaskiem rozłupał ją w pół.
Latająca Ryba wręcz zerwała się, widząc to zajście. Doskonale pamiętała, jak długo ją wzmacniała. Jej cała, ciężka praca zaprzepaszczona w jednej chwili.
Już chciała ruszyć to naprawiać, ale zobaczyła, że ktoś inny zdążył ją uprzedzić. Usiadła więc z powrotem. Mogła pomóc. Normalnie by pomogła. Dzisiaj wyjątkowo — i to było do niej zupełnie niepodobne — po prostu jej się nie chciało.
Kocury rzuciły krótkie przeprosiny i ponownie, tym razem znacznie ostrożniej, wyciągnęli konar poza teren obozu. Zauważyła, że połamane, drobniejsze gałęzie zostały porzucone na uboczu. Pomyślała, że na posprzątanie tego akurat ma w sam raz sił. Zbliżyła się do patyków i dosyć ostrożnie je podniosła, kierując się poza trzcinową osłonę.
Szła z wysoko uniesionym łbem, bacznie obserwując otoczenie. Nic nie zapowiadało niespodzianek, do momentu, w którym coś chłodnego pod jej łapą sprawiło, że pisnęła i podskoczyła, upuszczając niesione gałęzie.
Odruchowo rozejrzała się, czy nikt tego nie widział. Gdzieś w oddali dobiegł ją śmiech Czapli i Kijanka, najpewniej z powodu jakiegoś występku Szałwika, ale na szczęście byli zbyt daleko, by dostrzec jej małe widowisko.
Dopiero wtedy opuściła wzrok.
W trawie częściowo przysypany piaskiem leżał srebrzysty, podłużny przedmiot. Połyskiwał w świetle jak coś, co zdecydowanie nie powinno się tu znajdować. Był niemalże identyczny, jak jej dwa poprzednie znaleziska, ale ani nie był zakończony trzema ząbkami, ani muszelkowym kształtem, tylko czymś na wzór... To dopiero ciężko było określić.
Był całkiem płaski, wąski, jedynie w jednym miejscu dziwnie rozchodził się na bok. Gdy spróbowała go przesunąć łapą, poczuła nagły ból, który poskutkował donośnym syknięciem. Fragment, który dotknęła, był ostry. Zbliżyła do tego pysk, marszcząc nos. Zapachu to to żadnego nie miało. Przyjrzała się mu uważnej. Miała wrażenie za to, że widzi na tym mikroskopijne ząbki.
Z westchnieniem złapała za drugi, bezpieczniejszy koniec. Twardy i chłodny, ale przynajmniej nie ranił. Zaniosła znalezisko tak samo, jak poprzednie nad wodę i tam je upuściła.
Obiekt natychmiast poszedł na dno. Ciężki, zresztą jak wszystko, co dwunożni zostawiali po sobie.
Odwróciła się bez słowa i wróciła do obozu, jakby nic się nie wydarzyło.
Wykonane zadania:
– Wyniesienie połamanych krzewów, gałęzi i innych zniszczonych elementów legowisk
– Usunięcie niebezpiecznych przedmiotów naniesionych przez fale (np. szkła, ostrych kamieni)
Od Płomiennego Ryku CD. Ognika
Teraz też krążył po okolicy i w końcu po dłuższym zastanowieniu, zajrzał do Ognika. Czasami dziwił się jak te dzieci szybko rosły. Mógłby przysiąc, że jeszcze księżyc temu był dwa razy mniejszy.