Przed mianowaniem Syczka na wojownika
“Ciekawe czy Syczkowa Łapa w ogóle o mnie myśli…” pomyślała, wpatrując się w dziurę w legowisku wojowników, przez którą wpadało światło księżyca.
Była dziś piękna, ciepła, letnia noc. Było słychać kojący szum liści, a także pohukiwanie sów. Mimo tego, w akompaniamencie tej przecudownej kołysanki, Zalotna Krasopani nie potrafiła nawet zmrużyć oka. Kilka ostatnich nocy nie spała nic a nic, chociaż dobijało ją już zmęczenie. Podczas kłótni z Prążkiem obaj zdecydowali, że muszą się od siebie nieco odizolować. Szylkretka w środku szczerze nienawidziła tego pomysłu, ale po prostu nie chciała już spierać się ze swoim przyjacielem. Liliowy uczeń powoli zaczął dostrzegać, że Zalotna Krasopani za bardzo się o niego martwi, przez co zaczyna go ograniczać. Wyznaczył jasne granice, do których potrafił się stosować, w przeciwieństwie do wojowniczki. Takie granice wyniszczały ją od środka, czuła to. Tej nocy wiedziała, że musi to zmienić, albo inaczej umrze w wycieńczenia. Właśnie dlatego podniosła się po cichu z miejsca, po czym niepewnym krokiem wyszła na zewnątrz. Właściwie od kilku dni nie przyjęła też żadnego pokarmu, przez co jej brzuch nagle głośno zaburczał. Kotka zamarła w bezruchu, bojąc się, że taki dźwięk mógł przypadkowo kogoś obudzić. Zapadła kompletna cisza.
“Raczej nikt się nie obudził, prawda?” pomyślała.
“Raczej nikt się nie obudził, prawda?” pomyślała.
Nie zwlekając już, zaczęła zmierzać w stronę legowiska uczniów, w którym smacznie spał sobie teraz niczego nieświadomy kocur. Zalotka zaczęła omijać innych szkolonych, a przy tym też Syczkową Łapę. Gdy tylko futro złotego kocura posmyrało ją w łapę, poczuła, jak po jej ciele przechodzi nieprzyjemny dreszcz. Wbiła pazury w ziemię i zacisnęła zęby, po chwili ruszając dalej, aż w końcu znalazła się przy swoim przyjacielu. Schyliła się i językiem zaczęła przejeżdżać mu po skroni. Musiała wybudzić go bardzo dyskretnie, aby nie przeszkadzać innym zmęczonym uczniom. Nie chciała też, aby Prążkowana Łapa w jakimkolwiek stopniu się wystraszył.
Kocur w pewnym momencie wzdrygnął się, po czym otworzył sennie jedno oko.
— Y? — mruknął dosyć głośno. Wojowniczka od razu położyła mu łapę na pysku, próbując go uciszyć. Po kilku uderzeniach serca przybliżyła swój pysk do jego ucha.
— Wstawaj, Prążku. Muszę przejść się z tobą na spacer i obgadać kilka spraw, które nie dają mi spokoju — szepnęła, a gdy tylko liliowy kocur usłyszał, jej głos natychmiast się rozbudził.
— Chora jesteś? Jest środek nocy, a ty mi tu będziesz teraz roztrząsać jakieś sprawy. Bolą mnie oczy, jestem zmęczony, nie mam siły na pogawędki, które wymagają myślenia — burknął. Szylkretkę coś zakuło w sercu, ale szybko pozbyła się tego bólu.
“Pewnie jest po prostu ledwo przytomny” stwierdziła.
— No chodź, proszę cię — mruknęła błagającym głosem, a wtedy Prążek się przełamał.
— Daj mi chwilę. Poczekaj na obozowej polanie — zarządził, na co szylkretka kiwnęła głową i zaczęła się wycofywać. Stanęła na dworze, po czym spojrzała na rozgwieżdżone niebo. Słyszała swój własny oddech, nic więcej. Zaczęła się rozluźniać, a jej umysł zaczął odpływać. Zmrużyła oczy, które natychmiast piekielnie ją zabolały.
— No dobra, to gdzie chcesz iść? — usłyszała w końcu. Wzdrygnęła się, po czym wróciła myślami na ziemię. Uśmiechnęła się ciepło w stronę swojego przyjaciela, jeszcze przez chwile stali w milczeniu.
— Nie wiem, gdziekolwiek — westchnęła, po chwili odwracając wzrok w inną stronę.
— Wyglądasz jak żywy trup. Wezmę ci coś ze stosu, zjesz, a dopiero potem pójdziemy — zaproponował, na co szylkretka kiwnęła głową. Uczeń szybko skoczył po pulchną mysz, a następnie rzucił ją pod pysk wojowniczki. Kąciki ust Zalotki powędrowały do góry. Zapach zwierzyny przyjemnie połaskotał ją w nos. Jej pysk wypełnił się śliną.
“Och, jak ja dawno nie miałam okazji pożywić się tak dobrze nakarmioną myszą” pomyślała, biorąc pierwszy kęs ze swojej niespodziewanej kolacji, dostarczonej przez najlepszego przyjaciela.
Kocur w pewnym momencie wzdrygnął się, po czym otworzył sennie jedno oko.
— Y? — mruknął dosyć głośno. Wojowniczka od razu położyła mu łapę na pysku, próbując go uciszyć. Po kilku uderzeniach serca przybliżyła swój pysk do jego ucha.
— Wstawaj, Prążku. Muszę przejść się z tobą na spacer i obgadać kilka spraw, które nie dają mi spokoju — szepnęła, a gdy tylko liliowy kocur usłyszał, jej głos natychmiast się rozbudził.
— Chora jesteś? Jest środek nocy, a ty mi tu będziesz teraz roztrząsać jakieś sprawy. Bolą mnie oczy, jestem zmęczony, nie mam siły na pogawędki, które wymagają myślenia — burknął. Szylkretkę coś zakuło w sercu, ale szybko pozbyła się tego bólu.
“Pewnie jest po prostu ledwo przytomny” stwierdziła.
— No chodź, proszę cię — mruknęła błagającym głosem, a wtedy Prążek się przełamał.
— Daj mi chwilę. Poczekaj na obozowej polanie — zarządził, na co szylkretka kiwnęła głową i zaczęła się wycofywać. Stanęła na dworze, po czym spojrzała na rozgwieżdżone niebo. Słyszała swój własny oddech, nic więcej. Zaczęła się rozluźniać, a jej umysł zaczął odpływać. Zmrużyła oczy, które natychmiast piekielnie ją zabolały.
— No dobra, to gdzie chcesz iść? — usłyszała w końcu. Wzdrygnęła się, po czym wróciła myślami na ziemię. Uśmiechnęła się ciepło w stronę swojego przyjaciela, jeszcze przez chwile stali w milczeniu.
— Nie wiem, gdziekolwiek — westchnęła, po chwili odwracając wzrok w inną stronę.
— Wyglądasz jak żywy trup. Wezmę ci coś ze stosu, zjesz, a dopiero potem pójdziemy — zaproponował, na co szylkretka kiwnęła głową. Uczeń szybko skoczył po pulchną mysz, a następnie rzucił ją pod pysk wojowniczki. Kąciki ust Zalotki powędrowały do góry. Zapach zwierzyny przyjemnie połaskotał ją w nos. Jej pysk wypełnił się śliną.
“Och, jak ja dawno nie miałam okazji pożywić się tak dobrze nakarmioną myszą” pomyślała, biorąc pierwszy kęs ze swojej niespodziewanej kolacji, dostarczonej przez najlepszego przyjaciela.
Kotka miała wrażenie, że mięso rozpływa jej się w ustach. Było przepyszne, a może przeciętne, tylko wygłodniały organizm Zalotki chciał wepchnąć w siebie cokolwiek, przy okazji robiąc to tak, aby wojowniczka nie była w stanie się od tego oderwać. Szylkretka wzięła jeszcze kilka gryzów, aż w końcu z myszy zostały tylko jej niejadalne części. Chwyciła je ostrożnie, tak, aby się nie rozleciały i zaczęła zmierzać w stronę wyjścia z obozu. Ogonem nakazała Prążkowanej Łapie, aby podążał za nią.
Gdy opuściła obóz, rzuciła szczątkami zwierzyny gdzieś w trawę i odwróciła się za siebie, aby spojrzeć na srebrnego kocura.
— W takim razie, o czym chciałaś ze mną porozmawiać? — spytał w końcu, przyspieszając nieco i dorównując krokiem Zalotce. Kotka przez chwilę musiała się zastanowić.
— Bo… ja nie wiem, czy jestem w stanie dalej tak żyć — westchnęła.
— Tak, to znaczy jak? — zaczął drążyć.
— Nie potrafię przechodzić obok ciebie obojętnie! Nie potrafię odstąpić cię na krok… te twoje wszystkie granice i zasady bardzo mnie krzywdzą, ja nie daję sobie z nimi rady! Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że jesteś dla mnie całym światem i nie posiadam nikogo ważniejszego od ciebie? — jęknęła, spuszczając głowę w dół. Chociaż Zalotka nie mogła tego dostrzec, doskonale wiedziała, że Prążek przyjął teraz zszokowany wyraz twarzy. Po chwili jednak odchrząknął.
— Zalotna Krasopani — miauknął poważnie.
— Doskonale o tym wiem. Wszystko, co razem ustaliliśmy, jest dla naszego dobra — wymamrotał.
— Ale ja nie potrafię… tego pojąć — mruknęła.
— Widzę, że jest z tobą źle i jak mniemam to właśnie przez tamtą kłótnię — zaczął
— Tym razem jestem więc w stanie porzucić tamte plany, ale musisz wiedzieć, że kiedyś będziemy musieli je wdrożyć — dokończył. Na lico szylkretki wkradł się uśmiech.
— No jasne! Ale teraz możemy się tym nie przejmować — zachichotała. Od razu po słowach srebrnego kocura wróciła do swojej poprzedniej formy, wciąż jednak była zmęczona.
Koty w końcu dotarły na skraj lasu, gdzie zaczynała się polana. Przystanęli tu, splatając ze sobą ogony i siadając, aby dać odpocząć łapom. Zalotka poczuła dziwne uczucie, które rozkwitało jej w sercu. Poza tym czuła się trochę tak, jakby w jej brzuchu latały motylki. Po chwili poczuła, jak z tych wszystkich emocji drętwieją jej łapy. Rzuciła z ukosa na swojego przyjaciela i posłała mu ciepły uśmiech, gdy tylko ten odwzajemnił kontakt wzrokowy. Za jakiś czas spojrzała się przed siebie. Za horyzontem dostrzegła pojawiające się słońce, które barwiło niebo na różowy kolor.
— Może się tu prześpimy? Wczesnym rankiem wrócimy do obozu, nikt nie zauważy — zaproponowała. Była zbyt zmęczona, aby mogła o własnych siłach dojść z powrotem do obozu. Prążek chyba zdążył już to dostrzec, dlatego nie protestował, a tylko pokiwał głową.
— Należy ci się odpoczynek — zachichotał. Kotka zwinęła się w kłębek obok kocura, który po chwili rozłożył się na ziemi i objął ją swoimi łapami, a także czule zaczął głaskać ogonem. W towarzystwie swojego przyjaciela miała okazję zdrzemnąć się po raz pierwszy od kilku dni, których nawet nie potrafiła zliczyć. Cóż, z całą pewnością nie była to jakaś powalająca ilość, ale wciąż taka, która dała jej nieźle w kość. Zalotna Krasopani nawet nie próbowała walczyć, a dała się porwać do krainy snów.
npc: Prążkowana Łapa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz