Drobnymi kroczkami zakradła się pod parapet, po drodze zaplątując się w jakąś zabawkę. Z sykiem odczepiła fioletowe piórko od własnej nogi, skrupulatnie odkładając je na miejsce. Czemu w tym domu nikt po sobie nie sprzątał? Naprężyła łapki i niezdarnie wdrapała się na drewniany taboret, a stamtąd na jej ulubioną okiennicę. Umoscila się wygodnie pomiędzy doniczkami, wyglądając na zewnątrz. Przeźroczysta bariera dawała jej idealny widok na kolorowy świat, uniemożliwiając przy tym upadek. Uwielbiała tu siedzieć, gdy tylko nikt inny jej nie przeszkadzał. Czasem było trochę samotnie i zapraszała któregoś z braci, aby posiedzieli razem z nią. Albo tatę, który opisywał jej wszystko, o co zapytała. Ostatnio dowiedziała się nawet, że niedaleko żyją inne koty! Nieprawdopodobne! Nie ciągnęło ją do poznania któregokolwiek z nich, ale dobrze było o nich wiedzieć.
Tak na marginesie, była oczarowana tatulkiem. Uwielbiała jego cudne, wręcz bajeczne historie, opowiadane jako dobranocki czy zwyczajne pogawędki. Od pierwszych momentów próbowała podchwycić parę mądrych słówek, którymi potem próbowała oczarowywać mamę. Ale Narrator zawsze robił to lepiej! Jak to określiła ostatnio Peonia, umie “zbajerować” kotkę. Ruda nie miała pojęcia, co to oznacza. Ale w końcu jeżeli mama tak powiedziała, to taka prawda! Ojciec był jej idolem numer jeden, jaśniejącym słońcem na jej niebie i najwyraźniejszą gwiazdką. Uczy ją uprzejmości i wyrafinowania, jak na młodą damę przystało. Gdy tylko pięknie poprosi, bengal wyręczy ją we wszystkim. Chciałaby ładnego kwiatka z ogródka? Proszę bardzo, tatuś przyniesie, nawet wetknie za uszko i nazwie pięknisią. Uwielbiała go! Był jak rycerz w lśniącej zbroi; obroni przed niebezpieczeństwem i zapewni dobrostan, co by się nie działo. Czyli, jak na ten moment, znaczy to tyle, co zaprowadzenie do mamy i wyczyszczenie futerka. Albo może uratowanie z wysokiej wieży, czyli stołu w kochni, na który zapędzi ją Amfitryta czy Celestyn.
Za oknem mignęła jej strzępka ciemnej, rudej sierści. Toż to właśnie Narrator, we własnej osobie! Z gracją wychylił głowę przez kocie drzwiczki, od razu łapiąc spojrzenie Wisterii.
— Tatusiu! – miauknęła cicho, nadstawiając uszka w jego stronę – Wróciłeś!
Za starszym do środka wcisnął się także Leto, posyłając siostrze szarmancki uśmiech, od razu jednak podbiegając do Peoni. Narrator westchnął i z zadowoleniem na pysku podszedł do córki, spoglądając na nią z dołu.
— A cóż to panna tak wyrosła? – zamruczał ze śmiechem – Byłbym pewien, że najmilsza dopiero co przerosła kwiecie na grządce?
Z jej łaciatego pyszczka wydobył się chichot. Wychyliła się i pacnęła kocura między oczy, od razu niezdarnie chowając się spowrotem.
— Magia – pisnęła – Czary-mary! Jestem wyższa niż jakaś tam stokrotka!
— Ależ proszę cię, nie “jakaś”, stokrotki są przepiękne – mruknął z udawanym oburzeniem – Najdroższa Pani, kto wspominał o stokrotkach? Ja… Przypisałbym wam różę. Piękną, kwitnącą, jak wasze młodziańskie życie. A wasza matka najbarwniejszym kwiatem u góry, źródłem zapachu kuszącego każdego przechodnia.
***
Wychyliła główkę zza uchylone drzwi. Podwórko kusiło nowymi zapachami, widokami i wolnością. Beztroską, słoneczną sielanką. Świeżo skoszona trawa błyskała jasną zielenią, zroszoną przez poranną mgłę. Nigdy jeszcze nie postawiła łapy na tym mistycznym terenie, mimo ciągłych propozycji i prób przekonywania przez ojca czy braci. Zbytnio się bała nieznanego, woląc chować się między poduszkami na kanapie niż zwiedzać nowe okolice. Jednak tego świtu zebrała w sobie całą determinację, chcąc pokonać bariery czterech ścian mieszkania. Od dobrych paru chwil stała w miejscu, obserwując uważnie otoczenie. Westchnęła cicho, ze zmrużonymi oczami stawiając pierwszy, drobny krok na zewnątrz. Poduszkę jej łapy powitał przyjemny chłód, sprawiając, że z zaskoczeniem otworzył chabrowe ślipia. Wcale nie było tu tak źle! Nerwowo podreptała kawałek dalej, z sztywno postawionymi uszkami. Końcówka jej ogona drgała delikatnie, w rytm melodii, którą nuciła pod nosem. Już nie taka zdenerwowana posadziła łaciaty zadek na wyłożonej kamykami dróżce, wdychając przyjemnie odświeżające, jednak duszne powietrze. Wiaterek delikatnie zmierzwił jej futerko, przynosząc zupełnie inne doznania, niż życie w domu.
Za jej plecami rozległy się energiczne kroki. Chcąc czy nie chcąc spięła się, wyczuwając obok siebie typowy, “rozjuszony” oddech Amfitryty. Tak naprawdę był on całkowicie normalny, i to mała wmawiała sobie, że siostra cały czas podążała za nią wnerwiona. Jej wąsy zadrżały, gdy obróciła lekko pyszczek i spojrzała prosto w lśniące, brązowe oczy.
<Amfitrytko?>
npc: Narrator
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz