- Od razu Wyjący Podmuch Wiatru Cierpienia. Albo Sprawiająca Ból Uszu. - odpowiedział na propozycję nadania kociakowi imienia ,,Piszczałka". Brzmiało zabawnie i szczerze powiedziawszy chętnie by tak kociaka nazwał, ale jak teraz pomyślał o tym Wyjącym Podmuchu, to jakoś mu już siadło i nie mógł się do Piszczałki przekonać. Gdy jednak zobaczył wzrok Gracji, westchnął przeciągle, unosząc wzrok ku górze, przecierając łapą kark. Wybór był ciężki. Nigdy nie sądził, że przyjdzie mu nadawać imiona dla swoich kociąt. - Może ty ją nazwij, oddam ci honory - stwierdził, spoglądając na całą trójkę. - A wracając do naszego Władcy Pło-
- Dzwonek - przerwała mu czekoladowa niemal natychmiast, liżąc zrudziałe czoło, na co kocur uśmiechnął się pod nosem.
- Dzwonek niech będzie - Odparł zadowolony, spoglądając na resztę kociąt. Niestety nie mógł nazwać ich ani Pogromcą Gór, ani Zwycięzcą Niepokonanym, więc musiał podreptać w nieco innym kierunku.
- To ten drugi to Skowronek, bo się rymuje - wskazał na czekoladowy kawałek futra, z białą mordką podobną do tej, którą miał Szept. - Albo Młody Szept - uśmiechnął się żartobliwie przybliżając głowę do wspaniałej trójki, całkiem się rozklejając. Nie miał pojęcia, czy sobie poradzi, albo czy będzie dobrym ojcem, jednak na rozmyślanie na ten temat było już za późno. Teraz mógł się jedynie starać i nie popaść w jeszcze większe uzależnienie od mieszanki z maku i kocimiętki, by nie dawać złego przykładu. Może kocięta zajmą jego umysł i zaczną działać jako zastępstwo dla ziół, z którymi nie rozstawał się ostatnimi czasy? - Popatrz, ma moją biel! Czy to nie wspaniałe? Ciekawe, czy będzie miał też mój charakter, może będę miał małego klona? Będziesz mieć wtedy aż dwójkę Szeptów obok siebie - uśmiechnął się szeroko w stronę kotki, pokazując białe ząbki. Szybko jednak jego pysk został lekko odsunięty przez czekoladową łapę partnerki.
- Jestem pewna, że jeden Szept mi w życiu wystarczy - stwierdziła.
- Tak całkowicie, całkowicie? Szeptów nigdy za wiele - stwierdził, opierając głowę na łapie, która go odepchnęła. Być może w przyszłości legowisko starszyzny zamieni się w wielkie jedno pobojowisko. I niewykluczone, że Szepcząca Pustka miałby w tym swój spory udział.
。·◦⌟‒▾♞▾‒⌞◦· 。
Zadziało się ostatnio sporo. Dnie spędzał zazwyczaj na treningu z Pożar, chyba, że akurat mu się nie chciało, czy też ze względu na przerwę, spowodowaną śmiercią Konwalii. Nie mógł powiedzieć, że nie tęskni za ojcem. Był do niego przywiązany bardziej, niż do matki, przez co znów zasmakował dołka w którym przebywał przed narodzinami kociąt. Nie chciał jednak martwić nikogo ze swojej rodziny, więc zazwyczaj wygadywał się jednej z osób, które zasmakowały czegoś podobnego, a tą osobą okazała się Margaretkowy Zmierzch. Córka Lwiej Paszczy doskonale wiedziała, kto wyjadał jej wcześniej zioła ze składzika. Wiedziała też, że kocur po jej odejściu sam zbierał zioła na własną łapę, później przechowując je w schowku pod kamieniem, z dala od wzroku Pajęczej Lilii, która nie była już tak przychylna dla jego prób złagodzenia swojego depresyjnego stanu, z którego wyszedł jedynie na moment. A może w ogóle nie wychodził, tylko zdawało mu się, że jest lepiej? Wciąż tkwił w tym wszystkim łapami, jak w bagnie, nie mogąc się uwolnić. A później wracał z uśmiechem na pysku, by zabawić swoje dzieci. W końcu też potrzebowały pocieszenia i wsparcia. Dlatego też spędzał z Kniejką czas na treningach, gdy jeszcze trenowała pod okiem Smarka. Dlatego starał się jakkolwiek wspierać Skowronka w drodze do zostania medykiem, czy Dzwonka na ścieżce wojownika. I być może zaniknął w ostatnich księżycach, jednak dał sobie za zadanie to wszystko odbudować. Na razie jednak, niezbyt mu to szło, szczególnie patrząc na ostatnie wydarzenia, związane z pomiotami Widma. Nie czuł jednak żadnych wyrzutów czy żalu z powodu swojej przemowy. Gdyby miał szansę, zrobiłby to po raz drugi, a z relacji Margaretki mógł wywnioskować, że miał rację. Nie był sam w swoich przeświadczeniach, a w klanie zostały trzymane dzieci kogoś, kto wyrządził dość szkód. Czemu Obserwująca ich nie wyrzuciła? Z jakiej racji były trzymane razem z nimi w klanie? Czy nie widziała, jak postrzegają ich inne koty? Problemem którym się przejmował, było coś innego. Albo raczej ktoś, komu się owa przemowa nie spodobała.
- Bu - Oczy Gracji przysłoniła ciemność, kiedy zza pleców dopadł ją lilowy stwór, zasłaniając jej ślepia łapami i przerywając tym samym w myciu. Już chwilę później czekoladowa mogła poczuć, jak pysk Szepta powoli wtapia się w futro na jej szyi, przesuwając do przodu, a oczy zostają uwolnione. - Jesteś na mnie zła? - spytał, zerkając w górę. Była zła, wiedział. I bolał go fakt, że nie potrafiła zrozumieć jego powodów.
Z początku nie odzywała się. Głucha cisza wręcz świszczała w ich uszach, nim głęboko nie westchnęła, powoli pochylając się do przodu.
- Domyśl się.
Niechętnie uniósł głowę, przechodząc z boku kotki.
- Przepraszam, że musiałaś tego słuchać - mruknął skołowany, próbując zajrzeć w jej oczy - Przecież wiesz.
- Gdybym tego nie słyszała na własne uszy, to i tak by to do mnie doszło i byłabym równie zawiedziona co teraz - odparła mu wprost, zerkając na niego markotnie. - Nie popieram w żadnych stopniu ich działań, jestem... Zniesmaczona tym, że potencjalni mordercy wychowywali się w jednym legowisku co nasze kocięta, jednak czy słowa których używałeś były konieczne? To w końcu były niewinne kocięta, których chaos w pierwszych księżycach życia mógł mocno namieszać w głowach. Z pewnością dało się wcześniej zauważyć znaki, że mogło być coś z nimi nie tak. Żałuję, że tak mało z nimi rozmawiałam, gdy byli pod moją opieką - przyznała nagle. - Może zabrakło im miłości w życiu. Zrozumienia. Ojca mieli potwornego, specyficzną matkę i z dnia na dzień zostali pozostawieni sami sobie - mruknęła, opuszczając smutno pysk. - A co jeśli na treningach widać było już pierwsze oznaki ich problemów, ale zostało to zignorowane? Oh, nienawidzę tego że czasu nie da się cofnąć. Na pewno wszystko mogło potoczyć się inaczej. - Kocur opuścił uszy po bokach na pierwsze słowa partnerki. Dopiero po chwili wciągnął powietrze w płuca, otwierając pysk. Słowa których użył były konieczne. Niech wiedzą, że ma ich na oku. Niech wiedzą, że przez cały czas są obserwowane i jeśli zrobią jakiś wybryk, wszystko zostanie zgłoszone, chociaż wątpił, by Obserwująca coś z tym zrobiła. Wtedy miał zamiar pozbyć się problemu sam. Niech wiedzą, że nie są tu mile widziani. Dobrze by było, gdyby sami, z własnej woli, opuścili klan, zamiast robić problemy innym.
- Cała trójka trafiła w łapy odpowiednich mentorów. Wątpię, by którykolwiek z nich przeoczył jakąś ważną informację. - starał się wytłumaczyć, najłagodniej jak mógł, chociaż jeśli chodzi akurat o Srebrnego... shhht. Tu miał pewne wątpliwości. - Były już na tyle duże, że mogły przejąć wychowanie ich ojca. Do kogokolwiek trafiłyby później, efekt byłby ten sam. Niektóre przyzwyczajenia są niemożliwe do wykorzenienia, uwierz mi proszę, próbowałem.
- Jeśli tyle kotów od początku było do nich nastawionych negatywnie przez pryzmat ich ojca, to mogło wpłynąć na ich myślenie. Jakbyś był młodym, elastycznym umysłem i ktoś codziennie by ci wmawiał że jesteś zły, to prędzej czy później sam zaczął byś w to wierzyć - zauważyła z niezadowoleniem. - Nie wiem Szept, spodziewałam się, że w żadnym miejscu nie może być aż tak kolorowy, ale w Klanie Burzy panuje... Porządny zamęt.
- Raczej nikt się nie spodziewał, że w klanie przebywa możliwy morderca - Stwierdził, wzdychając ciężko, nie łapiąc się już pierwszej części wypowiedzi kotki. Zamiast tego zrobił dłuższą pauzę, chwilę później się uśmiechając lekko - Czyli nie wiesz, czy się na mnie dłużej złościć? - spytał zaczepnie.
Zawahała się, odwracając pysk w jak najbardziej przeciwną do niego stronę.
- Wiem - odparła. - Nie zasłużyłeś jeszcze na to, bym przestała się gniewać.
- Jeszcze? - spytał, zerkając na nią z dołu, zniżając głowę by odszukać znów jej pyska - Czyli co muszę zrobić?
- Przynieść mi gwiazdkę ze Srebrnej Skóry - odparła, uznając to za najbardziej absurdalny wyczyn jaki mógł jej przyjść do głowy.
- Gwiazdka ze Srebrnej Skórki raz! - odpowiedział zaraz, zrywając się z miejsca i idąc w.... nieznanym kierunku.
Wlepiła w niego podejrzliwe spojrzenie, analizując wszelkie potencjalne scenariusze oraz procesy myślowe, jakie mogły zachodzić w jego umyśle.
- Hej, ale nie planujesz mam nadzieję wspiąć się na jakieś wysokie miejsce i doskoczyć do nieba, prawda? - spytała, wiedząc, że Szept bywa na równi inteligenty co głupi. Kocur zatrzymał się, odwrócił w jej stronę głowę, po czym uśmiechnął się szeroko, przystawiając palec do pyska.
- Sekret - stwierdził, znikając chwilę potem. Gdzie był? Wiedział o tym jedynie sam lilowy, którego Przepiórka nie widziała niemal cały następny dzień i noc... czyżby przepadł całkowicie?
Niestety, kocur miał się całkiem dobrze, a zobaczyć go mogła już następnego wieczoru, wcześniej jedynie dostrzegając lilowe futro które przemyka się po obozie. Szept czekał w odpowiednim miejscu, a gdy kotka wracała do obozu wraz z resztą grupy, ten wyłonił się zza traw, porywając czekoladową. Reszta patrolu nie musiała się o nic martwić, gdyż Szept poinformował jednego z członków, że ma akcję przeprosinową, przez co jakimś sposobem Przepiórka może nie wrócić wraz z nimi do obozu.
- Szept, już obeszłam dzisiaj tereny. Radzę ukrócić ci wycieczkę, chyba, że chcesz mnie nieść - zapowiedziała po wcześniejszym westchnieniu.
- Nie będziesz musiała męczyć swoich pięknych łapek zbyt długo - zapowiedział widocznie zadowolony - Jak tylko dojdziemy do Przybrzeżnego Oka, będziesz się mogła rozłożyć jak ci wygodnie~
<Przepiórko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz