Zakopywałam właśnie nasionko. Podobno dzięki miłości, słońcu i wodzie miało stać się pewnego dnia potężną sosną! Miało być jak te drzewa spoza obozu, jak te, które mnie teraz otaczały! Gdy tylko zostanę uczniem, będę tu przychodzić i je myć. Mimo że ma, a raczej będzie mieć igły, musi przecież być mu okazywana miłość, aby rosło, a wątpiłam, że jak będzie je swędzieć, będzie mogło się podrapać lub umyć z brudu. Więc będzie mi ono wdzięczne za mycie i drapanie go, i dlatego będzie mnie kochać. Przynajmniej tak sądziłam. Byłam ucieszona, że takie fajne drzewko tu wyrośnie i zaczęłam przyklepywać ziemie. W końcu gdy skończyłam, spojrzałam swoimi brązowymi oczkami na ciemnego kocura
— Pośpieszmy się — miauknął, wstając z piasku — Twoja mama zaraz wróci. Nie chcę, by nas tu przyłapała
— Mhm — mruknęłam cicho. Zaczęliśmy iść. Las był ogromny, piękny i pełen ciszy; nie to, co obóz. Żal mi było go opuszczać. Jednak nie miałam za wiele do powiedzenia, gdyż Topielcowy Lament wziął mnie w pysk i ruszył w drogę powrotną. Nie lubiłam, gdy ktoś mnie nosił, ale nie protestowałam. Po prostu, jak to zazwyczaj, znieruchomiałam i patrzyłam się, ostatnimi w tym dniu, spojrzeniami na las.
* * *
Długi czas temu Miodek i Lament pojawili się w obozie. Zastanawiałam się od jakiegoś czasu, skąd się wzięli. W końcu najpierw ich nie było, a dopiero potem ich skądś wytrzasnęli. Fakt, byli nawet fajni, a Miodek miał takie podobne do mnie futerko. Zupełnie jakbyśmy byli z jednego miotu! Ale rozmyślałam na temat ich pochodzenia. Muszę się zapytać kogoś! Siostrzyczka raczej nie będzie wiedzieć. Ale dorośli? Na pewno! Męczyło mnie to tak długo. Widząc kontem oka Topielcowy Lament pilnujący nas, postanowiłam zagadać.
— Topielcowy Lamencie — powiedziałam cicho, podchodząc do niego. Po czym spytałam — A skąd wytrzasnęliście Miodka i Lament?
<Topielcowy lament??>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz