— Brzmi jak groźba — przyznała po chwili namysłu. — Jakbyś chciał mnie utopić, a potem moje ciało mogłoby rozłożyć się wygodnie na dnie — dodała, stawiając pewny opór. — Powinnam się obawiać?
Oczywiście w życiu nie posądzałaby go o takie zbrodnie. Miała jednak w zwyczaju stosować w podobnym tonie odzywki, ilekroć była na niego obrażona. O dziwo, zdarzało się to stosunkowo rzadko, co nie zmieniało faktu, że teraz znaleźli się w takowej sytuacji, która wymagała od niej odrobinę bardziej ciętego języka.
— Mnie? Zawsze — mruknął z tym uśmiechem, za którym łapy przywlokły ją niegdyś pod same granice Klanu Burzy. — Chociaż kto wie? Może to ty zechcesz coś zrobić takiemu niewinnemu, pięknemu kotu jak ja?
Parsknęła wprost na to stwierdzenie.
— Niewinny to za dużo powiedziane — rzuciła, spoglądając przelotem na pożółkłe źdźbła traw. Powoli ich ciepła barwa zanikała w nadchodzących mrokach nocy.
— Twoje słowa ranią moje niewinne uczucia — westchnął smutno nad jej uchem. Niewdzięczna różnica wzrostu, choćby stawała na opuszkach palców, zawsze nad nią górował.
— Mnie twoje niegdyś też zraniły — przypomniała delikatnie. — Jesteśmy kwita.
Nie była w stanie wyjaśnić, skąd w niej aż taka uszczypliwość. Nie mogła ciągle rozwodzić się nad jednym i tym samym, ale zarazem czuła potrzebę toczenia tej walki. Niepewnie stąpała za nim, wzdychając co każdy krok.
— Przepiórko, ciesz się chwilą~ Ten wieczór jest po to, żeby udobruchać twoją zmartwioną główkę. — Zatrzymał się przed nią i podniósł łapę. Nie zrozumiała, co się dzieje, dopóki nie poczuła, jak coś czochra jej futro na czubku głowy. Zmrużyła oczy, a gdy je otworzyła, liliowy był już dalej, a ją objął nieprzyjemny chłód.
Westchnęła przeciągle, zastanawiając się, jak ciągnięcie tej rozmowy może wpłynąć na ich relacje, której jednak psuć nie chciała. Powoli miała dosyć spania z dala od jego ogona, który zdawał się być oddzielnym od kocura bytem i każdej nocy wolał ją do siebie. Niestety, w zestawie był głowa i reszta ciała, także musiała schować dumę w piach i prędzej czy później się z nim pogodzić.
— Nie jest zmartwiona — odparła. — Dobrze, mogę przestać się na ciebie gniewać, ale w zamian chcę twój ogon.
Niemalże słyszała jego znużone westchnięcie, będące nieodłącznym elementem jej każdego żartu o odgryzieniu mu kity.
— A może zamiast ogona — zaczął z wahaniem, a wspomniana część ciała przesunęła się w stronę przeciwną od kotki — pozostaniemy przy tej gwiazdce z nieba? — poddał, kierując łapami głowę Gracji w stronę tafli wody, odbijającej coraz to ciemniejsze niebo.
Zmrużyła oczy.
— Brzmi na mniej możliwe do wykonania — stwierdziła, odchylając się w bok. Zaraz to jednak jej umysł zajęła jedna myśl. — Chyba że ten wasz Klan Gwiazdy umie takie rzeczy — mruknęła. — Możesz... Poprosić kogoś zmarłego, by ci naprawdę zrzucił gwiazdę z nieba? — spytała z niedowierzaniem.
Patrzył na nią przez chwilę, jakby analizując wszystko, co powiedziała, po czym uśmiechnął się w sposób jej zdaniem niezwykle podejrzany.
— Widzisz, moja droga, mam świetne znajomości z Klanem Gwiazdy, a jako, iż zostałaś przez nich pobłogosławiona, zesłali ci specjalną gwiazdkę. Mnie! — Tu stanął przed nią z wysoko uniesionym ogonem, chwilę później się kłaniając. — Co prawda z tym wchodzeniem na drzewa nie byłaś zbyt daleko... tylko że to ja chciałem z takiego zeskoczyć.
Była gotowa udusić go własnymi łapami na wzmiankę o szaleńczych skokach z drzew, ale postanowiła dać mu szansę się wybronić, widząc, że chciał dalej mówić.
— Ale potem pomyślałem sobie, że możesz być niezbyt szczęśliwa z tego pomysłu — Wytłumaczył trochę zmieszany, miękkim głosem, chwilę później się rozpromieniając. — Niemniej! Pomyślałem, że akurat można znaleźć ciekawe zastępstwo. Chodź, chodź, podejdź bliżej do tafli~ rzucił zachęcająco, z przymkniętymi oczyma.
— Ty mnie naprawdę chcesz utopić — stwierdziła, niemrawo przysuwając się o krok do przodu. — To brzmi jak podstęp — powtórzyła, sama już nie wiedząc który raz tego wieczoru.
— Niestety nie byłoby w tym żadnej zabawy, ani tym bardziej sposobu na przeprosiny — westchnął, jakby był z tego powodu niezbyt zadowolony, po czym poklepał łapą miejsce obok siebie. — Moim zadaniem będzie podtrzymanie cię przy życiu do momentu, w którym się ściemni. — Zdradził, siadając przy brzegu.
Po raz kolejny zmrużyła oczy, patrząc na niego niezwykle tępo.
— Słucham? — wymamrotała. — Domyślam się, że chcesz być romantycznie zagadkowy, ale zaczynasz brzmieć tak, jakbyś miał w głowie naprawdę niecne plany i ciemność miałaby ci pomóc w potencjalnej zbrodni. — Mówiła to, niepewnie zasiadając u jego boku.
— A chcesz, żebym miał niecne plany? — spytał zaczepnie z szerokim uśmiechem, unosząc brwi w górę.
Owinęła ciaśniej ogonem przednie łapy.
— Chcę, żebyś miał mądre i przemyślane plany, po których wykonaniu nie będę miała ochotę pacnąć cię w łeb — przyznała wprost.
— Niszczyciel dobrej zabawy — wymamrotał pod nosem, odwracając wzrok. — Wiesz, że to niemożliwe. Od tego mam ciebie — dodał już nieco głośniej, jakby sprawa jego bardziej przemyślanego zachowania została pogrzebana dawno temu.
Uśmiech instynktownie wpłynął na jej pysk i zaśmiała się krótko. Zaraz to jednak przypomniała sobie, że nie zapracował jeszcze na jej wybaczenie, więc gwałtownie spoważniała.
— Cieszę się, że mnie doceniasz — westchnęła, unosząc pysk w górę. — Czyli czekamy na ciemności, tak? — powtórzyła, zastanawiając się, jaki temat przyspieszy im czas. — To niesamowite, że nasze dzieci są już takie... Dorosłe — przyznała. — Dwójka mianowana, pomimo paru trudów, a Skowronek też świetnie sobie radzi jako medyk.
Uwielbiała rozmawiać o swoich pociechach. Była dumna z tego, jak sprawnie minęły ich treningi, a i w czekoladowego mocno wierzyła, iż wkrótce będzie pełnoprawnym uzdrowicielem.
— Tak, do całkowitych ciemności — potwierdził Szepcząca Pustka, wyciągając ją z zamyśleń. — Chyba że się boisz? — dodał zaczepnie, już chwilę później milknąc i jakoś się odcinając, a przynajmniej tak to wstępnie wyglądało. Później natomiast, można było zobaczyć pewną melancholię, malującą się na pysku kocura.
— Wiesz, z początku się trochę obawiałem — poddał po chwili ciszy, na co zaintrygowana w pełni skupiła swój wzrok na nim. — Tego wyboru Skowronka, chociaż sam podałem taką propozycję. Wiesz, Pajęcza Lilia coś tam zaczęła ględzić, ale nie w tym rzecz — westchnął przeciągle. — Skowronek przypomina mi trochę Rumianka, chociaż bardziej otwartego — mruknął. — Było to takie... dziwne uczucie? — Próbował wyjaśnić na wydechu, chociaż niezbyt mu to szło. — Jeszcze później te problemy z Kniejką. - Znów przerwał, uśmiechając się od nowa. — Ale cieszę się, że jakoś to idzie. Pomału, do przodu.
Nerwowo zaczęła szurać łapą po ziemi. Problemy były wszędzie, i chociaż całe życie próbowała od nich uciec, tak teraz powoli zaczynała dawać sobie z wieloma rzeczami radę. Nawet jeśli wydawała się nadciągać najgorsza katastrofa, kłopoty potrafiły z czasem minąć. Oczywiście jedynie wtedy, gdy ingerowała w ich zniknięcie.
— Jeśli ma się odpowiednie wsparcie, zawsze wszystko się uda. Cieszę się, że nasze dzieci mają nas. I cieszę się czasem, że mam ciebie — mruknęła, zaraz to precyzując. — Bo gdy jesteś niemiły, to się nie cieszę.
Nie wiedziała, co więcej powiedzieć w temacie jego wypowiedzi. Chciała, aby czuł jej wsparcie, ale ta cała sprawa z Rumiankowym Zaćmieniem była tak koszmarna, że nie miała ochoty przyciągać tego do myśli.
— Dla ciebie zawsze jestem miły — zaprzeczył, zerkając na nią. - A nawet jeśli nie, to i tak mnie lubisz.
Po raz kolejny tego wieczoru ledwo co powstrzymała uśmiech od wkroczenia na jej pysk.
— Powiedzmy, że PRAWIE zawsze — poprawiła go. — Jesteś bardzo pewny siebie jak na kogoś, kogo los jest niepewny... — dodała tajemniczo, choć jej intencje były jak zawsze pozytywne.
— O, brzmi jak groźba — zauważył z pewnym przekąsem w głosie, jakby miało to się odnosić do jej wcześniejszych słów. Zerknęła na niego z urazą.
— Nie. Kiedy jest to wypowiadane przeze mnie, to jedynie pouczenie — oświadczyła. — Czy ja ci wyglądam na kogoś, kto mógłby ci czymkolwiek zagrozić? — spytała, bardziej retorycznie.
— Jak tak pomyślę, to bardzo — stwierdził. — Patrzcie na te zabójcze kły... — rzucił z dramaturgią w głosie.
— Nie są ona nawet równe niebezpieczeństwu, jakie stwarzają twoje zabójcze pazury...
— Moje zabójczo piękne pazury, mówisz... — Obejrzał je, wyciągając wpierw do przodu prawą łapę. — Czyżby ich blask był dla ciebie zbyt niebezpieczny? — zagadnął.
Parsknęła, odwracając pysk.
— Ah tak, ślepnę przez to. Chyba powinnam wrócić do obozu, nim całkowicie stracę wzrok...
— Już teraz? — spytał, jakby skołowany. — Ominiesz najlepszą część, a już ciemnieje.
Dla niej słońce, choć bliskie linii horyzontu, ani odrobinę nie przesunęło się ze swojego miejsca, jednak postanowiła być cierpliwa i dać mu szansę. Wynikało to też ze zwykłej tęsknoty za częstszym towarzystwem partnera.
W ciszy wpatrywała się w taflę wody, lekko kołysząc się wraz z każdym powiewem wiatru. Szepcząca Putka również nic nie mówił, toteż cieszyła się chwilowym spokojem i podziwiała otaczającą ją naturę. W Owocowym Lesie nie mieli takich miejsc, jednak nie mogła narzekać na brzydkie tereny. O ile widziała gdzieś drzewa i kwiatki, miejsce było dla niej ładne.
Nie była pewna, ile czasu minęło, nim liliowy nie dotknął jej barku nosem, wskazując nim następnie znajdujące się przed nimi jeziorko. Powoli opuściła wbity do tej pory w górę wzrok, a końcówka ogona zadrżała jej na przedstawiony obraz. W "Oku" mieniły się srebrnej barwy gwiazdy. Choć to zjawisko było jej znane, (i nie do końca dalej rozumiała jego działanie) tak ten widok zapierał jej dech w piersiach.
— Gracjo. — Drgnęła, słysząc swoje dawne imię, którego używał coraz rzadziej. — Wybacz mi me... okropne twym zdaniem — sprecyzował — zachowanie. Z racji, że kocham cię przeogromnie, postanowiłem spełnić twe zadanie, aby dowieść, że jestem godzien twego serca — mruczał, powoli zbliżając się do brzegu. Przez moment poczuła przerażenie, iż to on chce się utopić, testując jej oddanie.
Gotowa, by w każdej chwili zerwać się do działania i złapać go za ogon, obserwowała, jak grzebie łapą niczym dżdżownica w zmokniętym piachu. Dopiero gdy coś zaczęło połyskiwać pośród piachu i bieli jego futra, uchyliła zaskoczona pysk.
— C—co to jest? — wykrztusiła, patrząc na jego znalezisko z zainteresowaniem. Zaraz to, gdy tylko z lekka obmył kamyk w wodzie, zdała sobie sprawę, że nieraz już to widziała. W czasie zgromadzeń, na Bursztynowej Wyspie.
— Klan Gwiazdy zdawał się usłuchać mych żalów o naszą niezgodę i wesprzeć mnie twą upragnioną gwiazdką — mruknął, łapiąc bursztyn w pysk i podchodząc do niej. Ostrożnie upuścił dar przed jej łapami. — To co, mogę liczyć na twoje wybaczenie?
Wpatrywała się w to coraz bardziej oczarowana. Nawet jeśli znała realia zdobycia ów "gwiazdki", była tym zachwycona. Czuła się, jakby rzeczywiście otrzymała mityczny podarek od niebios.
Powoli wyprostowała się, z uśmiechem i iskrami w oczach spoglądając na niego.
— Oczywiście — roześmiała się krótko, by po chwili zanurzyć pysk w futrze okalającym jego pierś. Za tym właśnie tęskniła najbardziej.
***
Od tamtego czasu wszystko wróciło do normy. Może nawet do czegoś więcej, bo co parę dni pozwalali sobie na odrobinę spędzonego czasu we dwoje i spacerowali nad Przybrzeżne Oko, aby podziwiać mieniące się w odbiciu wody gwiazdki. Dla Gracji stało się to symbolem ich pojednania i szczerej miłości. Doceniała każdy taki wypad, jednakowo z panującym w klanie spokojem. Zniosła jakoś ostatnie "spotkanie rodzinne" na zgromadzeniu, więc teraz dla relaksu coraz to częściej wtulała się w futro partnera, próbując wmówić sobie, że teraz będzie już tylko lepiej.
Wraz z trwającą Porą Nowych Drzew dopadały ją coraz to mocniejsze bóle brzucha. Skrzywiona i na sztywnych łapach odwiedziła legowisko medyków. Liczyła na to, że będzie mogła zobaczyć syna w akcji, jednak Skowronkowa Łapa okazał się wyjść z Barszczową Łodygą na spacer, toteż pozostało jej skorzystać z usług Pajęczej Lili.
— Czyli... Po prostu cię boli? — zapytała uzdrowicielka, gdy przez kilka dłuższych chwil Przepiórczy Puch wykorzystywała swój średni zasób słów do jak najdokładniejszego opisania dolegającej jej przypadłości. — Cóż, sprawa wydaje się jasna.
— To coś poważnego? — spytała zmartwiona, siadając i otulając łapy ogonem. — Chyba nie zjadłam nic nieodpowiedniego, ani w żaden sposób się nie zraniłam — mamrotała, próbując sięgnąć w głąb swej pamięci i wygrzebać z niej jak najwięcej szczegółów.
Ruda pokręciła głową, a wibrysy zdawały się jej drżeć z pewnego rozbawienia.
— To ciąża, Przepiórczy Puchu — oznajmiła, na co szczęka kotki omal nie opadła na ziemię. — Nic strasznego, prawda? — dodała łagodniej. — Gratulację. Szepcząca Pustka na pewno się ucieszy.
Nie była w stanie wysłowić się. Stała w milczeniu z uchylonym pyskiem, dopóki nie przesiąkło nią wrażenie, że się cała obśliniła. Nie wątpiła w to, co mówiła kotka. Liliowy będzie wzruszony, ona też czuła, jak jej serce zaczyna bić coraz szybciej. Rzadko spotykała się z tym, by kotka miała więcej niż jeden miot, że aż wydawało jej się to niemożliwe.
— Dziękuję za informację — wydukała w końcu, nazbyt pospiesznie opuszczając kryjówkę między krzakami. Zatrzymała się na środku obozu i wpatrywała uparcie w jego wyjście. W głowie starała się ułożyć sensownie brzmiące zdania, choć dalej zdawało się do niej nie docierać. Naprawdę była po raz drugi w ciąży?
Kochała swoje pociechy i wiedziała, że kolejne pokocha również. Bardziej martwiło ją, że Szafirkowa Łapa dalej nosiła status ucznia. Kotka nie mogła dać się uziemić w kociarni, nim nie wytrenuje w końcu szylkretki.
— Oo, wyczekiwałaś mego powrotu? — rzucił z rozczuleniem Szept. Rozejrzała się, nie wiedząc, skąd i kiedy przybył, jednak nie stanowiło to teraz dla niej żadnego znaczenia. Złapała w zęby skrawek jego ogona i odciągnęła go na ubocze, gdzie zaraz to ujrzała jego urażoną minę. — Ała, mój ogon — wykrztusił z teatralnym bólem.
— Szept, będę bezpośrednia — oświadczyła, podchodząc na krok, choć łapy jej nagle drżały. — Ja... Ja byłam u Pajęczej Lilii...
— Co się stało? Jesteś chora? Połamałaś coś sobie? — przerwał jej nagle. — Umierasz?! — wyrzucił, brzmiąc na niezwykle przerażonego.
Spojrzała na niego poważnie, przekrzywiając w bok łeb.
— Nic z tych rzeczy — wymamrotała speszona, zerkając niepewnie na stojących nieopodal wojowników, którzy na dźwięk głosu liliowego posłali im zaciekawione spojrzenia. — Ja... Jestem w ciąży. Znowu — wyszeptała.
<Szept?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz