-Śpiewko... - zaczął, nie wiedząc do końca, co powiedzieć. Po prostu wiedział, co czuła. Potrafił się z tym jakoś utożsamić, jednak nie miał pojęcia, jak powinien ubrać to w słowa. Czy jest w ogóle w stanie wypowiedzieć się teraz jakoś logicznie? W umyśle brzmiało to tak łatwo i prosto... Jednak nie myślał nad tym wcale długo. Wziął i zanim ta zdążyła uciec w jakieś krzaki, chwycił łapami głowę Kazarki po bokach, niczym kanapkę. Spróbował jeszcze łapami przy okazji wytrzeć jej łzy, w efekcie jedynie je rozmazując, przez co na pysku niebieskiego pojawił się przepraszający uśmiech. - Nawet jeśli nie znajdziemy Kawki, musimy myśleć, że jest w lepszym miejscu, gdzie czuje się dobrze - zaczął pewnie, po chwili przybierając zmęczony, smutny uśmiech - Bo możemy skończyć jako kolejni zaginieni, nawet, jeśli ciałem wciąż będziemy w obozie. Rozumiesz...? - spytał cicho, przełykając gulę w gardle i odstawiając łapy na ziemię. - Fajnie by jednak było, gdyby komuś powiedziała, że odchodzi. Wiesz, takie krótkie pożegnanie, żeby nie pozostawiać po sobie... tego. - Jego myśli krążyły dookoła zaistniałej, napiętej sytuacji. Nie ma wyjaśnienia, co się stało z takim kotem. Jeśli nie ma dowodu na śmierć, to będziemy szukać zaginionych przez resztę życia, nawet, jeśli nieświadomie, to uciekając wzrokiem w zarośla, oglądając się za podobnym w brzmieniu miauknięciem, podobną wonią. Jakby wypierając najgorsze, wciąż z nadzieją. Wojowniczka zamrugała kilkukrotnie.
- Tak, t-to prawda... - wydukała, zbierając w sobie rozrzucone myśli. - To po prostu przygnębiające, że tyle przeżytych razem księżyców i łączące więzy krwi w ogóle się nie liczyły... Ojej, masz rację, powinnam przestać tyle się nad tym zamartwiać. Zaraz znowu cię zaleję taką falą głupiego gadania - jej wąsy zadrżały delikatnie ze śmiechu, przerywając poważną rozmowę. Powaga gościła na jej pysku już nieco za długo, jak na Kazarkę.
- Dlatego jak będziemy chcieli znikać, powiadomimy siebie nawzajem, dobra? - zaproponował z uśmiechem, pół żartobliwym tonem. W jego głosie można było wyczuć pewne zawahanie. Tak na wszelki wypadek, ale co, jeśli taki wypadek będzie miał miejsce? Zaraz wyparł tą myśl z głowy, zbyt wiele od niego wymagała.
- Oczywiście - wymruczała Kazarka, delikatnie się uśmiechając. Po chwili jednak jej oczy gwałtownie otworzyły się w strachu. - Chwilka... Ty nie chcesz nigdzie uciekać, prawda? Prawda? Piórolotek, nie!!! - miauczała zaniepokojona, trzęsąc kocurem za ramiona, nie dając mu chwili wytchnienia na jakąkolwiek odpowiedź. - Ja wiem, że w Klanie Nocy nie zawsze jest kolorowo, ale proszę, nie rób tego! To nie jest żadne wyjście! Jesteś moim przyjacielem, i to ważnym! Bardzo! Naprawdę!
Podczas bycia potrząsanym na prawo i lewo, kocur zagryzł zęby w nerwowym uśmiechu, dając sobą pomiatać jak szmacianą lalką.
- Nigdzie się nie wybieram - zapewnił uspokajająco, gdy złota przestała jojczyć. - Z resztą pomyśl, gdzie bym miał? Nie znam życia poza klanem. No i mam tutaj przyjaciół, prawda? - A co, jeśli przyjaciele też go opuszczą? Przez pysk przeszedł chwilowy cień, zaraz potem znikając. Wolał nie planować na zapas, nikt nie wiedział, gdzie zaprowadzi go przyszłość, było tyle możliwych zdarzeń i przyczyn! Mógł nawet nie dożyć następnego księżyca. Nie warto się było nastawiać. Natomiast Kazarka zdawała się być uspokojona jego zapewnieniem, którego nawet sam nie był pewny.
- Uff - wymruczała z widoczną ulgą, pozwalając mu się wyrwać z jej uścisku. - Tak, to racja... Wiesz, chyba już powoli wariuję - przyznała żartobliwie. - Ja też bym nie chciała opuszczać Klanu Nocy... Nawet, jeśli czasem Kruczy Szpon mnie opluje, to mam swoją rodzinkę, mam swoją grupkę znajomych, mam ryby... Zwłaszcza ryby! Dajesz głowę, że inne klany nigdy nie miały jej w pyskach? Biedaki...
Z ulgą przyjął poboczny temat, który szybko podłapał.
- Przez to nie mają ładnych łusek, ości do ozdoby... nie dziwię się, czemu większość z nich nie ma lśniącego futra! - mruknął wesoło - Chociaż to rzeczywiście smutne... to jakby omijała ich część życia. - Było to niezwykle ciekawe zagadnienie. Zastanawiał się, ile sami nie widzieli i czego nigdy nie zobaczą, czego nie zjedzą i nie doświadczą. A to chyba właśnie na tym polega, prawda? To całe życie.
- Idziemy dalej, co? - zaproponował po chwili - Mam wrażenie, że przymarzają mi łapy.
- Tak, t-to prawda... - wydukała, zbierając w sobie rozrzucone myśli. - To po prostu przygnębiające, że tyle przeżytych razem księżyców i łączące więzy krwi w ogóle się nie liczyły... Ojej, masz rację, powinnam przestać tyle się nad tym zamartwiać. Zaraz znowu cię zaleję taką falą głupiego gadania - jej wąsy zadrżały delikatnie ze śmiechu, przerywając poważną rozmowę. Powaga gościła na jej pysku już nieco za długo, jak na Kazarkę.
- Dlatego jak będziemy chcieli znikać, powiadomimy siebie nawzajem, dobra? - zaproponował z uśmiechem, pół żartobliwym tonem. W jego głosie można było wyczuć pewne zawahanie. Tak na wszelki wypadek, ale co, jeśli taki wypadek będzie miał miejsce? Zaraz wyparł tą myśl z głowy, zbyt wiele od niego wymagała.
- Oczywiście - wymruczała Kazarka, delikatnie się uśmiechając. Po chwili jednak jej oczy gwałtownie otworzyły się w strachu. - Chwilka... Ty nie chcesz nigdzie uciekać, prawda? Prawda? Piórolotek, nie!!! - miauczała zaniepokojona, trzęsąc kocurem za ramiona, nie dając mu chwili wytchnienia na jakąkolwiek odpowiedź. - Ja wiem, że w Klanie Nocy nie zawsze jest kolorowo, ale proszę, nie rób tego! To nie jest żadne wyjście! Jesteś moim przyjacielem, i to ważnym! Bardzo! Naprawdę!
Podczas bycia potrząsanym na prawo i lewo, kocur zagryzł zęby w nerwowym uśmiechu, dając sobą pomiatać jak szmacianą lalką.
- Nigdzie się nie wybieram - zapewnił uspokajająco, gdy złota przestała jojczyć. - Z resztą pomyśl, gdzie bym miał? Nie znam życia poza klanem. No i mam tutaj przyjaciół, prawda? - A co, jeśli przyjaciele też go opuszczą? Przez pysk przeszedł chwilowy cień, zaraz potem znikając. Wolał nie planować na zapas, nikt nie wiedział, gdzie zaprowadzi go przyszłość, było tyle możliwych zdarzeń i przyczyn! Mógł nawet nie dożyć następnego księżyca. Nie warto się było nastawiać. Natomiast Kazarka zdawała się być uspokojona jego zapewnieniem, którego nawet sam nie był pewny.
- Uff - wymruczała z widoczną ulgą, pozwalając mu się wyrwać z jej uścisku. - Tak, to racja... Wiesz, chyba już powoli wariuję - przyznała żartobliwie. - Ja też bym nie chciała opuszczać Klanu Nocy... Nawet, jeśli czasem Kruczy Szpon mnie opluje, to mam swoją rodzinkę, mam swoją grupkę znajomych, mam ryby... Zwłaszcza ryby! Dajesz głowę, że inne klany nigdy nie miały jej w pyskach? Biedaki...
Z ulgą przyjął poboczny temat, który szybko podłapał.
- Przez to nie mają ładnych łusek, ości do ozdoby... nie dziwię się, czemu większość z nich nie ma lśniącego futra! - mruknął wesoło - Chociaż to rzeczywiście smutne... to jakby omijała ich część życia. - Było to niezwykle ciekawe zagadnienie. Zastanawiał się, ile sami nie widzieli i czego nigdy nie zobaczą, czego nie zjedzą i nie doświadczą. A to chyba właśnie na tym polega, prawda? To całe życie.
- Idziemy dalej, co? - zaproponował po chwili - Mam wrażenie, że przymarzają mi łapy.
··▪⟣▫ᔓ·⭑⚜⭑·ᔕ▫⟢▪··
Przed odejściem Kajzerki po porodzie
Kazarka zniknęła, wszyscy szukali, a potem znów się pojawiła. W ciąży. Lotek nie do końca wiedział, co czuje z tego powodu. Może poczuł się opuszczony? Zdradzony? Nie żywił do kotki romantycznych uczuć, jednak nie mógł odeprzeć poczucia bycia odstawionym na bok. W końcu ilość przyjaznych mu kotów w klanie nie była tak duża, jak by sobie tego życzył, a ich malejąca liczba jedynie stresowała kocurka, który łaknął bycia przy kimś zaufanym i komfortowym, kto poprowadziłby go przez życie. Sam jakoś nie potrafił, decyzje które podejmował nigdy nie wydawały mu się do końca prawidłowe. Może to dlatego tak wiernie podążał za Karaś? Prócz jakiejś ostoi i komfortu, nadrabiała pewnością siebie i chęcią działania również za niego. Tak było wygodnie, tego potrzebował. Koty ciągle się mieszały, wśród młodych pokoleń nie mógł już znaleźć kogoś, kogo mógłby nazwać bratnią duszą, gdyż zwyczajnie się nie odnajdywał. Nie miał jednak do niej jakiegoś głębokiego żalu, było mu zwyczajnie smutno. Gdy tylko wróciła, zaraz obsypał ją pytaniami i szczerze odetchnął z ulgą, gdy potwierdziła, że nie odeszła z własnej woli. Zbieg okoliczności i przypadków, oraz oczywiście dwunożni. Wszystko to zdawało się specjalnie działać przeciwko pointowi. Tylko co dalej? Jak to ma wyglądać? Kocur pojawił się w żłobku, na moment, w końcu poród musiał być trudny, może potrzebowała wsparcia? A może on sam potrzebował, a samopoczucie kotki było jedynie wymówką.
- Hej Kazarko - przywitał się z niezbyt wyrazistym uśmiechem, podchodząc do szylkretowej, odstawiając obok mały poczęstunek - Wszystko dobrze? - zaraz dopytał, nie zwracając uwagi na kocięta. Nie miał pojęcia, jak się do nich odnieść. Przez myśl przeszło mu tylko, że żadne nie ma czekoladowego futra. Dobrze dla nich.
- Co teraz planujesz? - dodał z naiwną czystością, czekając na odpowiedź.
<Kazarkowa Kajzerko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz