Kiedy liście zaczęły opadać...
Minęło trochę czasu, zanim kocur odważył się przyjść znów na grób Topika, chociaż grobem tego nazwać nie można było. Po prostu miejsca jednego unikał, nie chodząc podczas nich na patrole. Albo może nawet nie chodziło o odwagę, a o brak chęci. Był raz, żeby się upewnić, że to co mówili to prawda, potem ignorując fakt istnienia tego miejsca. Tak po prostu było lepiej, wygodniej. Niemniej, tego poranka przechodził obok wybarwionych drzew, co skłoniło go do zmiany dotychczasowego zachowania. Te, które już opadły, pachniały intensywnie, bez względu na to, czy się je poruszyło, czy nie. Przejechał po nich jasną łapą, chcąc "poczuć" ich teksturę. Wilgotne, czasem śliskie, w pewnych momentach pachniały grzybami, co wywołało u kocurka nikły uśmiech. Zaczął zbierać co ładniejsze, co bardziej kolorowe i bez skazy, układając w wachlarz, bawiąc się kolorami, by jak najlepiej wszystko skomponować. Może jeszcze kilka kasztanów, może żołędzi, jak dary dla zmarłego władcy. Szkoda, że nie pochował z Topikiem również kilka ziół, tak symbolicznie... może kiedyś na jego grobie wyrosłoby coś pięknego, zachwycającego oczy przechodnych i może nawet nie będą pamiętać, że patrzą na grób kogoś, kto ogłoszony został mordercą, zdrajcą. I wtedy może wiatr ze wschodu zawieje, po całej swej wędrówce po świecie wracając, szepnie im do ucha- patrzcie, grób wspaniałego medyka podziwiacie, któremu pazury wbiliście w plecy gdy spał. Zachwycacie się pięknem kwiecia i liści, które teraz poza są waszym zasięgiem, gdyż onieśmielają was swoją bujnością. Nie wasze to, nie dla was, zdrajcy nierozumni, puści i sztuczni. Brak empatii, uczucia i pychę przekazujecie wraz z krwią i mlekiem swoim kociętom, by kontynuowali zepsute dzieło wasze. A ziemia która was po śmierci przykryje, ziemią zepsutą będzie, a groby wasze chwastem i cierniem zostaną okryte, bo za życia nie było w was piękna i miłości. Lotek zamrugał szybko na tą myśl, pociągając krótko nosem i pozwalając, by dwie grube krople mu z oczu spłynęły. Oh, jak żałośnie się teraz czuł, na wspomnienie i na myśl, że nic nie był w stanie zrobić. Klan był jedną wielką zbiorową świadomością, czemu nie potrafili się z niej wyrwać? Postanowił, że gdy znajdzie coś odpowiedniego, zasadzi lub zasieje na grobie Topika i będzie pielęgnować, aż się pięknie rozrośnie. Skoro przyjaciel nie miał odpowiedniego pochówku, trzeba było taki wykonać, chociażby po czasie, ze zwyczajnego szacunku. ,,Przepraszam, że mi tyle zajęła realizacja tak prostej rzeczy" wymamrotał pod nosem, gdy już był na miejscu. Stał w symbolicznym miejscu, na gruntach które okresowo zamieniały się w śmiertelną pułapkę, w zależności od ilości opadów. Ostrożnie więc stąpał, mierząc każdy krok, upewniając się, że nie pochłonie go ziemia. I co powiesz na to, Srocza Gwiazdo? Czyż właśnie ,,zdradzieckie grunty" które zrodziły czekoladowe koty, nie pochłonęły jednego z nich? Ułożył liście na suchej trawie, nie chcąc nawet myśleć, że gdzieś pod spodem jest ciało jego przyjaciela. Przełknął ślinę, nie mogąc się zmusić by usiąść.
- Pamiętasz, jak mówiłem o kołysance dla liści? - spytał w końcu - Wiesz, skończyłem ją! Jest dość krótka, ale myślałem, że może chciałbyś posłuchać? Trochę to krępujące, jeszcze z nikim się nie dzieliłem - wyjaśnił szeptem, niczym największy sekret, po chwili się słabo uśmiechając - Nie jestem też chyba dobrym śpiewakiem, więc musisz obiecać, że nie będziesz się śmiać. - tu znów zamilkł, tworząc głuchą pauzę. Rozejrzał się jeszcze w koło, aż w końcu wziął długi oddech.
- Zimny wiatr tak przejmujący zawitał znów wśród nas, o wietrze, wietrze czy nie zechcesz jeszcze chwilę zaczekać. Nie chcemy się jeszcze żegnać z niebem, nie chcemy wirować. Poczekaj jeszcze trochę, może mróz nas ubierze, może przystroi, by ostatni nasz taniec przyozdobić. Już się senni robimy, już taniec zaczynamy, łapiemy nawzajem ściskając za łapki, byśmy później samotnie nie spali. O liście złote, moje miłe, zaczekać nie mogę. Targa mną i rzuca chęć by was przytulić, może gwałtownie, może mroźnie, tańczyć wśród was też pragnę, śpiewając kołysankę. Śpijcie dobrze, moi mili, śpijcie razem otuleni. Mroźne was kształty pokryją, nocne niebo pożegna, ziemia was przygarnie. Wrócicie w jej objęcia, znów razem będziecie. A taniec wasz coraz wolniejszy, coraz to senniejszy się staje. Żegnajcie tancerze, żegnajcie piękne barwy, będę marzyć i śnić o was, waszym tańcu i walorach, a być może dnia pewnego, zdołamy jeszcze razem zawirować~.
··▪⟣▫ᔓ·⭑⚜⭑·ᔕ▫⟢▪··
Gdy zrobiło się cieplej, pewien patrol mógł zobaczyć, jak Lotek skądś wraca, niosąc w pysku już całkiem spory, zdawało się, że żywy i młody badyl, z listkami na końcu. Już dzień później można było dostrzec, jak owy badyl sterczy dumnie na łące w miejscu, gdzie być może spoczywało ciało byłego medyka. I od tej pory będzie codziennie doglądane, będzie mu dostarczana woda, a wszelki szkodnik odstraszany. A później, być może, pojawią się również pierwsze kwiaty.
Kiedyś się zobaczymy, Topiku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz