— Dobra robota – oznajmiła wojowniczka z uśmiechem, posyłając na taflę wody chmarę bąbelków – Aż dwie!
Zachichotała nieśmiale, ponownie zanurzając łapy w wodzie. Jak najdłużej chciała korzystać z chłodu i cienia, zanim wyruszyły dalej i musiałaby znosić nasłonecznioną ziemię w obozie. Pozostawiła zdobycze na brzegu i podpłynęła bliżej przyjaciółki. Mimo początkowej nieswojej atmosfery na pierwszych treningach - co głównie było jej sprawką; nie umiała się przypasować do roli uczennicy, a Nimfiego Zwierciadła do nauczycielki - stała się wdzięczna za tak miłą mentorkę. Ich treningi były spokojne i wypełnione przyjemnymi rozmowami. Często przez to zbaczały z ustalonych planów, ale nic nie pozostawało niezrobione. Parę razy zdarzyło się jej oberwać za nieuważanie i oddalanie się aż do granic z Klanem Klifu czy Burzy, jednak nie mogła nic na to poradzić. Nowe otoczenie i spokój przerywany jedynie świergotem ptaków wręcz skłaniał ją do rozmyślań, którym mogła się oddawać godzinami. Była świadoma, że traciła tym na czasie i umiejętnościach, ale co mogła powiedzieć - patrole i wspinaczka na drzewa były zdecydowanie mniej ciekawe od jej własnych “historyjek”.
— Zaniosę je później do żłobka – oznajmiła, siadając w płytszej części rzeki.
Orientalka zamruczała na zgodę, wynurzając głowę z wody. Jej błękitne oczy odbijały ostre światło, przypominając Mżawce dwie gwiazdki na niebie. Wytrząsnęła wilgoć z uszu, na co druga skrzywiła się, gdy kropelki trafiły także w nią.
— Korzystając, że tu jesteśmy – zaczęła towarzyszka – Może pokażesz mi, jak pływasz? Chyba żadnej z nas nie chce się jeszcze wychodzić na brzeg.
Pokiwała głową, podnosząc się na łapy. Gładko wsunęła się w głębsza część rzeki, która i tak była płytsza niż zazwyczaj, zważając na gorącą pogodę. Wysunęła pyszczek ponad taflę, zawzięcie przebierając kończynami. Było spokojnie; w wodzie czuła się bardzo dobrze, niczym rodzima nocniaczka. Ciągle jednak próbowała odsuwać od siebie fakt, że nie należała tu od początku - jako najstarsza z uczennic często czuła się głupio, gdy coś jej nie wychodziło, a jej dzieciom tak.
***
— Mamo! – pisnął, odsuwając się o krok. Chwilę później oberwała po uszach od chichoczącego syna. Rzuciła mu zniesmaczone spojrzenie, na co tylko wybuchł śmiechem.
— Idź już lepiej – mruknęła – Spóźnisz się.
— Ale! – miauknął – Miałem czekać na…
Wypowiedź przerwała mu postać mentorki, które wręcz wyrosła przed nim z ziemi. Zielonooki popatrzył na nią zaskoczony, podnosząc się jednak na łapy.
— Życz mi powodzenia! – odwrócił się jeszcze po wyjściu na zewnątrz. Wytknęła na niego język z lekkim uśmiechem, wzdychając, gdy zniknął z jej pola widzenia. Spojrzała jeszcze na nadal śpiącego Siwka w kącie. Kocurek leżał zwinięty w kulkę na swoim posłaniu, raz po raz przebierając łapkami. Z podsłyszanej wczoraj historii wynikało, że Wodnikowe Wzgórze porządnie go wymęczył polowaniem przez niemal cały dzień. Niebieski był bardzo zadowolony z każdego treningu z ojcem - zawsze wracał uśmiechnięty i pełen nowych nowinek do opowiedzenia. Mżawka chcąc czy nie chcąc przysłuchiwała się im podczas posiłku czy wieczornych pogaduszek, zważając na to, że mieli całe legowisko dla siebie. Czuła się niemal tak jak w żłobku; nadal sprawowała opiekę nad całą trójką, rozwiązując ich kłótnie i zapobiegając bójkom. Z zamyślenia wyrwał ją cichy pomruk kocurka, który przewrócił się na drugi bok. Jego łapa natrafiła na kolorowe piórko, które wzlecialo w powietrze, chwilę później lądując na jego brzuchu.
Jej wąsy zadrżały, i po chwili namysłu wyszła na zewnątrz. Łapy skierowały ją w stronę kociarni, z której już w tak wczesnych godzinach dobiegały wesołe piski. Zajrzała do środka, rozpoznając Baśniową Stokrotkę wraz z jej nowymi pociechami. Nie miała jeszcze okazji bliżej ich poznać; planowała to zrobić, gdy otworzą już oczka. I gdy będzie miała ochotę słuchać ich lamentów, jak to na dzieci przystało. Samej matce kociaków przyniosła już jedzenie parę razy, pytając o samopoczucie i tym podobne.
Pod jej łapy od razu przyplątał się Bagietka, z mniej skorym do rozmowy Rysiem na ogonie. Przywitała malca liźnięciem po głowie, co on uznał za znak chęci do zabawy i zaciągnął ją w głąb legowiska. Mruknęła coś na dzień dobry do Kotewki. Kocica leniwie przyglądała się zabawom dwójki, leżąc na posłaniu. Na głos uczennicy podniosła wzrok i odmiauknęła przywitanie; niezbyt pogodnie mówiąc prawdę. Karmicielka nadal uprzejmie z nią rozmawiała przy różnych okazjach… Ale miała wrażenie, że ta przejadła się już jej towarzystwem. Nie dziwiła się jej; Kijanka i Ikra nieźle wchodzili kotce na głowę, a krzyki jej samej podczas pierwszych dni spędzonych w klanie nie mogły należeć do najprzyjemniejszych. Niekończące się pytania Mżawki też musiały ją zmęczyć…
Przytaknęła słowom Bagietki, które popchnęło w jej kierunku jakąś szyszkę. Nim jednak zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, poczuła wbity w plecy wzrok. Jej oczom ukazała się postać Nimfiego Zwierciadła, zaglądającej do środka. Z przepraszającym wyrazem mordki pożegnała przybranego syna, obiecując zabawę po południu. Nie odwracając się już podbiegła do mentorki, uśmiechając się lekko.
— Nadal spędzasz tu bardzo dużo czasu – skomentowała orientalka, widząc maślane oczy łaciatego kociaka, który z podkówką na mordce poszedł za mamą.
Mżawka westchnęła i zniżyła się do poziomu malca, który od razu objął jej mordkę łapkami, paplając do ucha o czymś, czego za nic nie mogła zrozumieć. Coś o głupiej Kotewce..? I jej dziwnych zabawach? No nic, zajmie się tym później.
— Bagietko, proszę, puść mnie – wydusiła poprzez puchate łapki zasłaniające jej pyszczek – Muszę iść na trening.
Po chwili tłumaczenia im, że nie może zabrać dziecka na patrol, rozgoryczony tą wiadomością kociak wrócił do żłobka. Zrezygnowana podniosła się z ziemi, spoglądając na mentorkę.
— Przepraszam za niego – mruknęła, przestępując z łapy na łapę – Trudno mu wytłumaczyć, że… Czasem muszę iść.
— Nie masz za co przepraszać – uśmiechnęła się ciepło Nimfa – W końcu to nie twoje dziecko, a poza tym nadal jest dobrze wychowany.
Spuściła trochę uszy. Nigdy nie rozwodziła się za bardzo nad relacjami z “jej dziećmi” w rozmowach z kimkolwiek, nie uważając tego za istotne. Jakoś jej to umykało. Poza tym, kto by chciał słuchać o tym, że jednego lubiła mniej od drugiego? Przełknęła ślinę, spoglądając w niebieskie oczy mentorki.
— Noo… Tak trochę jestem – bąknęła, ściszając trochę głos – Od małego nazywa mnie mamą, nie ma pojęcia o Kazarce… Z czasem zaczęłam traktować go tak samo, jak Ikrę czy Kijankę – spuściła głowę, wodząc wzrokiem po suchym piachu – A nawet lepiej… Przywiązałam się do niego, pomimo tego, że nie chciałam.
<Nimfa?>
[1134 słowa, nauka pływania]
[przyznano 23% +5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz