Stała naprzeciw Liściastego Wiru, kotki, która właśnie wpadła do legowiska medyka ze skargą na katar. Niebieska nieco się skrzywiła, ponieważ ilość ziół w składziku nadających się do leczenia chorych kotów nie była zbyt spora, no ale trzeba było szybko wyleczyć wszelkie dolegliwości, żeby nie przerodziły się w coś poważniejszego, bo wtedy może być jeszcze trudniej z leczeniem.
Odwróciła się do swojej rozmówczyni tyłem, mając nadzieję, że ta nie odbierze tego jako coś niegrzecznego i zaczęła szperać w składziku w poszukiwaniu odpowiednich roślin.
– Tak. Niestety. Szczerze nie wiem, jak to się stało. Ale teraz już powinno być lepiej, tak ogólnie ze wszystkimi chorobami. Przyznasz, że robi się coraz cieplej, czasem już nawet jest za gorąco. I do tego tak sucho… A właśnie, jak tam zioła? Przy takich warunkach pewnie nie rosną zbyt szybko, co? Dawno nie było porządnego deszczu, nie mogę się doczekać jakiejś ulewy.
Gdy już znalazła odpowiednie zioła, położyła je przed swoją pacjentką, następnie uśmiechnęła się ze zrezygnowanym wyrazem twarzy i odpowiedziała:
– W sumie to nie za dobrze. Większość roślin jest sucha. Ale może w porze Zielonych Liści uda się zebrać więcej ziół nadających się do leczenia.
***
Przechadzała się spokojnym, wolnym krokiem przy okolicach Kaczego Bajorka, uważnie rozglądając się na boki. Udało jej się znaleźć parę, co prawda mizernych, ale jednak kwiatków gwiazdnicy pospolitej, lekarstwa na biały i zielony kaszel, z czego była zadowolona. Do tego zauważyła dorodną, wspaniale rozwiniętą roślinę łopianu mniejszego i zabrała jej parę korzeni.
Z ziołami w pysku weszła na chwilę do Kaczego Bajorka, aby zamoczyć w chłodnej wodzie łapy, co przyniosło jej chwilową ulgę od prażącego słońca, które uparcie świeciło na terytoria klanów, w żadnym wypadku nie chcąc się schować za chmury.
Pomyślała, że lepiej będzie, jeśli już zacznie wracać. Co prawda, nie znalazła zbyt wielu roślin leczniczych, ale nadchodziło Wysokie Słońce, a wolała się uchronić przed jeszcze intensywniejszymi upałami.
Pośpiesznym krokiem skierowała się w stronę obozu, jednak zanim zdążyła przejść choćby połowę drogi, usłyszała podniesione głosy i okrzyki ze strony lasu. Jej uszy automatycznie wygięły się w tamtą stronę, a wibrysy drgnęły z niepokojem. Po chwili wahania uznała, że musi to sprawdzić. Ruszyła na początku truchtem, potem sprintem w kierunku miejsca, z którego dało się słyszeć te dziwne odgłosy. Wpadła pomiędzy drzewa, przedzierała się przez zarośla, przeskakiwała nad korzeniami, które tylko czekały na okazję, aby wywrócić rozpędzonego kota i zwinnie uskakiwała przed pniami, aby tylko nie wpaść w grube, twarde drzewa. Zaczęła rozpoznawać głosy kotów, które tak głośno rozmawiały. Byli to Zagubiony Obuwik i Jerzykowa Werwa. Po chwili ich zobaczyła i podeszła bliżej. Gdy tylko ją ujrzeli, zauważyła ulgę w ich oczach.
– Liściaste Futro. Wspaniale, że przyszłaś. – miauknęła Zagubiony Obuwik.
Z początku, niebieska nie rozumiała. Ale gdy wojownicy się rozstąpili, zauważyła leżącego na grubej warstwie mchu liliowo-białego, starego kocura bez jednej tylnej łapy. Był to naturalnie Oliwkowy Szkwał, ale co on tu w ogóle robił i czemu leżał?
– Co się stało? – miauknęła szybko podenerwowanym głosem, skupiając wzrok żądny wyjaśnień na wojownikach. Przelatywała spojrzeniem od jednego kota do drugiego, wyczekując odpowiedzi.
– No bo… - zaczął Jerzykowa Werwa. – Oliwkowy Szkwał skarżył się, że mu jest nudno w legowisku starszych, jak nic nie robi, więc wybraliśmy się na spacer. No i on chciał wypróbować swoją pozycję łowiecką, sprawdzić, czy nadal by umiał polować, i jak skoczył, to upadł na ziemię.
Liściaste Futro spojrzała na starszego kocura, bezradnie jęczącego i wykrzywiającego pysk w grymasie bólu.
– Co wyście sobie myśleli? To nie miało szansy skończyć się dobrze. – wymamrotała niebieska, ale już dłużej nie strofowała wojowników, bo musiała zająć się swoim pacjentem.
Nachyliła się i uważnie przyjrzała się jego przedniej kończynie.
– Stracę drugą łapę? – spytał Oliwkowy Szkwał przez zaciśnięte zęby.
– Oczywiście, że nie. Nie ruszaj się. – miauknęła i nacisnęła delikatnie łapą na jego bark.
– Ała!
– Bardzo bolało? – spytała.
– Tak.
– A tutaj? – nacisnęła w innym miejscu.
– Jeszcze bardziej.
– Masz wybity bark. – oświadczyła Liściaste Futro. – Opatrzyłabym cię tutaj, ale nie mam potrzebnych ziół, więc musimy iść do obozu. Dacie radę go zanieść?
***
Oliwkowy Szkwał został wyleczony z przestrogą do dalszej próby zbyt ciężkiego wysiłku fizycznego. Niebieska cieszyła się, że kocurowi nic się nie stało, ale nie była zbyt zadowolona, że wieczorem musiała się wracać po zioła, które zostawiła w lesie.
Wyleczeni: Liściasty Wir, Oliwkowy Szkwał
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz