Minęło trochę czasu od ostatniego przejścia się na granice z Klanem Wilka, jednak zaczęła mieć wrażenie, że to jednak jest świetna rozrywka. Może powinna to robić częściej? Co prawda wymagało to od niej wychodzenia z ciemnych nor podziemi, ale w końcu i tak wychodziła by spotkać się z Nornicą. Dodatkowo, mogła też wychodzić w nocy, a wszystko za sprawą natarczywej bezsenności, spowodowanej koszmarami. Tak czy inaczej! Prócz królików wpadających w nory, znajdywała też większe nieco zdobycze, śmierdzące wilczakami. Ciekawe, co ich tak ostatnio pchało na granice? Widocznie była ich to jakaś nowa rozrywka. Szylkretowa z lekkim zaskoczeniem podeszła do jednej z dziur, zaglądając w głąb niej. Automatycznie uśmiechnęła się pod nosem, unosząc przy tym czoło. Miała rację. Na dole koczowała jakaś szylkretka, której większość ciała była biała.
- Wilczaki bardzo lubią dziury, zdaje się - zauważyła, patrząc na kotkę z góry - Wpadacie w nie dla zabawy? - rzuciła w dół, ciekawa odpowiedzi. Zamiast tego, wpierw otrzymała spojrzenie spod byka.
- Jak mniemam wy też musicie je uwielbiać, skoro cały teren od strony Klanu Burzy jest przekopany - Wilczak westchnął, odwracając wzrok od obcej. - I jakoś mi nie do śmiechu - dodała, a jej ogon zadrgał nerwowo. Przez następną chwilę panowała cisza, przerywana jedynie losowymi odgłosami natury. Przewodniczka nie widziała potrzeby by się odzywać, więc pozostało jej się zastanowić, czy mieć przez to częste naruszanie granic ból dupy, czy jednak go nie mieć. Chyba nie miała na to energii. - Pomożesz mi wyjść? - spytała w końcu nieznajoma, z lekka zniecierpliwiona. Lilowa obejrzała sytuację, zdając sobie sprawę, że korzonki dokładnie wykonały swoją część roboty, oplątując kocie ciało. Hmm to rzeczywiście mógł być problem.
- Nasze przekopywanie nie powinno być problemem, o ile trzymacie się swoich granic - rzuciła od niechcenia odpowiadając na pierwsze zdanie, wracając wzrokiem na pysk Zalotki, siadając przy tym na krawędzi. Gdy natomiast padło pytanie o pomoc przy wyjściu, kotka milczała przez chwilę, by potem westchnąć przeciągle. ,,Co za uciążliwość" zdawał się mówić jej pysk.
- No nie wiem, a muszę?
- No nie wiem, a chcesz mieć trupa na terytorium? - spytała obca po chwili, po czym podjęła próbę uwolnienia swojej łapy na własną łapę, wcześniej mierząc Kniejkę wzrokiem, by odchrząknąć po chwili ciszy.
- Trzymam się swoich granic - mruknęła niezadowolona. - Tylko takie wykopy zaraz przy naszych terenach są niebezpieczne. Po prostu dziś zdarzyło mi się zagapić, a teraz muszę tu ślęczeć - dodała, czekając na odpowiedź burzaka. Dla Kniejki brzmiało to jak tania wymówka i nie czuła potrzeby, by zagłębiać się w temat dalej.
- No, po to te dziury są - odpowiedziała, nie wyglądając na przekonaną. Albo po prostu: nie wyglądając. - No i trupa łatwiej wyciągnąć - dodała, przypominając sobie, że gdzieś po drodze straciła wątek. - Albo zakopać, bez różnicy.
Krasa Pani widocznie nie do końca wiedziała co ma już zrobić, po chwili pokręciła głową.
- Są po to, aby pożerać koty z innych klanów? To jakaś pułapka? Raczej za dużo okazji na pogadanie z burzakami nie miałam, nie wiedziałam, że jesteście tacy źli i brutalni - przewróciła oczami.
- No i czy łatwiej się ze zmarłego wytłumaczyć? W Klanie Wilka moja nieobecność na pewno będzie się odznaczać. Będą mnie pewnie poszukiwać, a tak się składa, że moja woń prowadzi do granicy z Klanem Burzy. Chcesz mieć problemy? Czy może łaskawie mnie uwolnisz? - mruknęła.
- Mhm, na śniadanie pijemy krew swoich wrogów - Przewodniczka niemal natychmiast odpowiedziała na zarzut o brutalności, z całkiem poważnym pyskiem i tonem. Natomiast nie wydawała się zainteresowana dalszą częścią wypowiedzi wojowniczki, która zdawała się mieć na celu przekonać ją do wyciągnięcia wilczaka z dołu.
- No nie wiem - wyraz niechęci od nowa zagościł na pysku lilowej - Ja mieć nie będę, jak już to mój klan. O ile cię znajdą. Mogłabym roznieść troche zapachu wilczaka, tu i tam, na twoim grobie zasadzić ładne drzewko. Nikt mi nic nie udowodni, jesteśmy same.
- Ta, jasne - mruknęła, chyba już wyczerpana tak bezsensowną rozmową. - To chociaż się z tym pośpiesz - burknęła.
I po tych słowach, Kniejka zniknęła. Czy ją porwali, czy się znudziła, czy może postanowiła jednak zakopać wilczaka? Nie odzywała się już dłuższą chwilę, można było czekać i czekać... chyba sobie nie poszła? Nim jednak wątpliwości już całkiem zdążyły zjeść Zalotkę, w dziurze nagle pojawił się kij, gałąź dokładniej, marna dość, jednak niestety tylko na to pozwalała aparycja lilowej, a sama Kniejka chwilę później zajrzała w dół z niezbyt zadowoloną miną, by dojrzeć zaskoczone ślepia rówieśniczki. Nie miała pojęcia, jakim cudem się wpakowała po raz drugi w tą samą sytuację i czy będzie kiedyś trzecia, jednak przesiadywanie tu zbyt długo zdawało się działać na jej osobę w negatywny, nużący sposób. Nienawidziła się nudzić. Obejrzała więc sytuację i wbiła zęby w wystający korzeń, przyciągając go do krawędzi, by ułatwić wydostanie się na zewnątrz. Na lico Krasopani wkradł się delikatny uśmiech, który jednak szybko znikł, a sama kotka szybko wyciągnęła łapę z pułapki. Po tym złapała się kija i wygramoliła na równy teren. Podniosła się na cztery łapy i otrzepała z ziemi, która przylgnęła do jej długiego futra.
- No proszę. Nie spodziewałam się, że w końcu odpuścisz - mruknęła, po czym odwróciła się w stronę burzakowej kotki.
- Nie odpuściłam, po prostu się znudziłam - Kniejka odrzuciła na wyjaśnienie, po czym zamilkła na moment, patrząc na Zalotkę. W sumie, to nic tu po niej, ani po tej drugiej. Kryzys zażegnany, teraz wypadałoby sobie po prostu iść, ale nie mogła zostawić intruza na terenach. Jaka upierdliwość. - To ten, idziesz sobie, czy...
Zalotka spoglądała na obcą kotkę jeszcze przez chwilę.
- Phh - mruknęła w odpowiedzi, po czym uderzyła łapą w mały kamyczek przed nią. Znowu zapadła cisza, którą czarna szylkretka uznała za krępującą. Może powinna już stąd sobie pójść, a może powinna dalej toczyć rozmowę?
- Mogłabyś się chociaż przedstawić - spanikowała. Szybko jednak zmarszczyła brwi i przewróciła oczami, po czym odchrząknęła. - Chciałabym wiedzieć z kim dziś miałam przyjemność współpracować - dodała.
- Knieja - jasna rzuciła krótko w odpowiedzi, zwięźle i na temat, widocznie nie widząc potrzeby w podawaniu całego imienia, które w jej mniemaniu było zbyt długie.
- Knieja? Nie wiedziałam, że jesteś samotnikiem - zażartowała. - Ja nazywam się Zalotna Krasopani - mruknęła po chwili.
- Powiedzmy, że jestem samotnikiem wśród klanowych kotów - wzruszyła barkami, chwilę się namyślając przed kolejnymi słowami. - Ty natomiast nie jesteś pierwszym wilczakiem, który wylądował w tej dziurze, jeśli miałoby cię to jakoś pocieszyć.
Zalotkę zaciekawiła odpowiedź Kniei. Uniosła delikatnie jedną z brwi i zaczęła lustrować kotkę wzrokiem.
- A z jakiegoż to powodu? - wyszeptała z automatu, będąc zajęta rozmyślaniami. Po chwili wróciła jednak do rzeczywistości. - Ech? Kto jeszcze zdążył złapać się w waszą pułapkę? - spytała.
- Prywatnego - nastąpiła krótka odpowiedź, po której wzruszyła barkami - A jakiś losowy kocur. Nie za bardzo zwracałam uwagę, kocury zazwyczaj nie są interesujące.
Zalotna Krasopani widocznie postanowiła nie drążyć więcej tamtego tematu, po prostu kiwając głową na jej słowa.
- Czyli wolisz rozmawiać z kotkami? - spytała lekko zdziwiona. - Znaczy… jak chcesz. Każdy ma własne preferencję - dodała.
- Aha. Jak na razie z kocurami mam raczej negatywne doświadczenia. Dla przykładu - tu uniosła łebek, przekręcając go nieco w bok, żeby jej blizna była widoczna w całej okazałości - Jak spotkam gdzieś tego rudego szczura co jest za to odpowiedzialny, to wyrwę mu wszystkie kłaki.
Zalotna Krasopani przyjrzała się uważnie bliźnie, którą Knieja posiadała na swoim pysku.
- Oj… musiało boleć - mruknęła, odwracając wzrok od kotki. - To sprawka jakiegoś samotnika? Czy twojego własnego pobratymca? - spytała po chwili.
- Bywało gorzej - stwierdziła zbywająco, lekkim tonem Kniejka, wracając głową do normalnej pozycji
- Taka jedna szuja, powiedzmy, że wygnaniec. Jak spotkacie rudego vana na granicach przedstawiającego się jako Ważka, przekażcie całusy. - Na pysku lilowej pojawił się niezbyt ładny uśmiech, zdradzający, że "całusy" powinny być z użyciem zębów. Gdziekolwiek się zaszył, niech wie, że nie ma wśród klanów dla niego miejsca. W ogóle nigdzie nie powinno go być.
<Krasa Pani?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz