***
Jakby na złość, następnego dnia okazało się, że na wieczornym patrolu będzie między innymi właśnie z Mandarynkowym Piórem. Plan był prosty, nie rzucać jej się w oczy, żyć swoim życiem i upolować coś dobrego, żeby Kolcolistne Kwiecie był zadowolony. Jak więc był zdziwiony, gdy kotka sama do niego podeszła i zagadała! “Więc jak tam u ciebie?” – zapytała jak gdyby nigdy nic, a umysł Bursztynowej Łapy wypełnił się wielkimi czerwonymi napisami “co robić” i “pomocy”. Położył uszy po sobie, kompletnie nie rozumiejąc nagłej zmiany postawy kotki.
– Przecież mnie nie lubisz… Dlaczego mnie o to pytasz? – Wymsknęło mu się, zanim zdążył dobrze przemyśleć jak rozegrać tą sytuację.
Kotka chyba sama nie wiedziała, ponieważ na chwilę zamilkła.
– Nie lubię żab, żuków, owadów, traszek, ślimaków… – Wymieniała, a Bursztyna zdziwił już sam fakt, że pamięta jakie prezenty od niego dostawała. – Twoje podejście do nawiązywania relacji z kotkami jest problemem; bardziej niż ty sam.
Potrzebował chwili, żeby przeprocesować to co usłyszał. Kotki faktycznie były problematyczne. Dziwne. Wcale nie był pewien, czy będzie w stanie je zrozumieć. W końcu Syrenki też nie rozumiał tak do końca. A zwłaszcza jej opiekuńczości.
– Chyba dobrze… U mnie. Znalazłem ostatnio takiego pięknego chrząszcza – postanowił w końcu odpowiedzieć na pytanie, jednak zaraz urwał, orientując się, że właśnie tego tematu miał nie poruszać. Kwiatki, kwiatki, co można powiedzieć o kwiatkach… Znowu położył uszy po sobie, przytłoczony ciężkim spojrzeniem czarno-białej. – Um, wiem gdzie w pobliżu rosną ładne kwiaty, mogę ci urwać kilka jak już zapoluję?
Miała to być raczej oferta, ale jego głos na końcu stał się niepewny i trochę wyższy. Na szczęście Mandarynka nie zdążyła odpowiedzieć, bo koty na przodzie patrolu wyczuły wyraźny zapach zwierzyny i wszyscy przystanęli w bezruchu węsząc.
***
Polowanie mógł zaliczyć do udanych, co poznał też po zadowolonym wyrazie pyszczka Kolcolistnego Kwiecia. Mimo to nie spodziewał się, że jak tylko wrócą do obozu, Srocza Gwiazda zwoła zebranie i nakaże mu wystąpić z tłumu!
– Czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić go nawet za cenę życia? – już po chwili padło pytanie skierowane wprost do niego.
Cena życia nie brzmiała zachęcająco, ale wiedział, że jest potrzebna dla działania klanowej społeczności. Nie tylko koty działały w ten sposób, te same zachowania można było zaobserwować u… Och, powinien był odpowiedzieć liderce.
– Przysięgam – miauknął, starając się brzmieć na pewnego siebie i odważnego.
– Mocą klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Od tej pory będziesz znany jako Bursztynowy Brzask. Klan Gwiazdy ceni twoją cierpliwość i… Ciekawość świata.
Otarł się pyszczkiem o bark Kolcolistnego Kwiecia, tylko odrobinę krzywiąc się na tą wymuszoną bliskość. Zaraz później nadeszły gratulacje od całej jego rodziny. Teraz czekało go czuwanie i zorientował się, że przez to nie zdąży już poszukać kwiatów dla Mandarynki. Może to i lepiej, zdąży się namyślić jakie rodzaje i kolory faktycznie mogły się spodobać księżniczce.
Po wyjściu porannego patrolu, gdy jego czuwanie dobiegło końca, nie udał się do legowiska zdrzemnąć, a wyszedł z obozu, niepewny tego, co właśnie robi. Mijał kilka różnych kwiatków, ale chyba chciał znaleźć jakieś czerwone, żeby pasowały do znaku lotosu na czole księżniczki. No i może trochę większe niż te drobne, które można było przypadkiem zdeptać z nieuwagi? Szukanie chwilę mu zajęło, ale w końcu znalazł takie, które chyba mogły się spodobać Mandarynce. Chyba, bo jeśli o kotkę chodzi, niczego nie był pewien. W końcu nie spodobała jej się nawet traszka! Dlatego musiał upewnić się, że kwiaty, które wybiera są w idealnym stanie i mogą spełnić oczekiwania czarno-białej. Wrócił z czterema w pysku do obozu, starając się ignorować ciekawskie spojrzenia, posyłane mu przez różne koty mniej lub bardziej skrycie. Całą drogę starał się trzymać je delikatnie, ale do tego akurat był przyzwyczajony, bo wszystkim żuczkom przecież też nigdy nie chciał zrobić krzywdy.
Wszedł do legowiska i usiadł w niedalekiej odległości od Mandarynkowego Pióra, która najwidoczniej kończyła jeszcze układać futro. Nie chciał jej przeszkadzać w tej czynności, jeszcze znowu by mu się oberwało. W końcu kotka podniosła na niego wzrok, widocznie zadowolona ze stanu swojej sierści. Bardzo niepewnie zbliżył się troszkę i położył przed nią kwiaty.
– Czy takie są… Okay? – zapytał.
– Czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić go nawet za cenę życia? – już po chwili padło pytanie skierowane wprost do niego.
Cena życia nie brzmiała zachęcająco, ale wiedział, że jest potrzebna dla działania klanowej społeczności. Nie tylko koty działały w ten sposób, te same zachowania można było zaobserwować u… Och, powinien był odpowiedzieć liderce.
– Przysięgam – miauknął, starając się brzmieć na pewnego siebie i odważnego.
– Mocą klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Od tej pory będziesz znany jako Bursztynowy Brzask. Klan Gwiazdy ceni twoją cierpliwość i… Ciekawość świata.
Otarł się pyszczkiem o bark Kolcolistnego Kwiecia, tylko odrobinę krzywiąc się na tą wymuszoną bliskość. Zaraz później nadeszły gratulacje od całej jego rodziny. Teraz czekało go czuwanie i zorientował się, że przez to nie zdąży już poszukać kwiatów dla Mandarynki. Może to i lepiej, zdąży się namyślić jakie rodzaje i kolory faktycznie mogły się spodobać księżniczce.
***
Po wyjściu porannego patrolu, gdy jego czuwanie dobiegło końca, nie udał się do legowiska zdrzemnąć, a wyszedł z obozu, niepewny tego, co właśnie robi. Mijał kilka różnych kwiatków, ale chyba chciał znaleźć jakieś czerwone, żeby pasowały do znaku lotosu na czole księżniczki. No i może trochę większe niż te drobne, które można było przypadkiem zdeptać z nieuwagi? Szukanie chwilę mu zajęło, ale w końcu znalazł takie, które chyba mogły się spodobać Mandarynce. Chyba, bo jeśli o kotkę chodzi, niczego nie był pewien. W końcu nie spodobała jej się nawet traszka! Dlatego musiał upewnić się, że kwiaty, które wybiera są w idealnym stanie i mogą spełnić oczekiwania czarno-białej. Wrócił z czterema w pysku do obozu, starając się ignorować ciekawskie spojrzenia, posyłane mu przez różne koty mniej lub bardziej skrycie. Całą drogę starał się trzymać je delikatnie, ale do tego akurat był przyzwyczajony, bo wszystkim żuczkom przecież też nigdy nie chciał zrobić krzywdy.
Wszedł do legowiska i usiadł w niedalekiej odległości od Mandarynkowego Pióra, która najwidoczniej kończyła jeszcze układać futro. Nie chciał jej przeszkadzać w tej czynności, jeszcze znowu by mu się oberwało. W końcu kotka podniosła na niego wzrok, widocznie zadowolona ze stanu swojej sierści. Bardzo niepewnie zbliżył się troszkę i położył przed nią kwiaty.
– Czy takie są… Okay? – zapytał.
[967 słów]
[przyznano 19%]
<Mandarynko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz