Patrzyło na krążace po obozowisku koty. Nie z własnej woli oczywiście. Termin fajnej zabawy u Kotewki był dziwny i całkowicie nie podobało się im to. Starsza kazała im uważnie obserwować wojowników, jak i uczniów a następnie zdać jej raport. Tylko jak miało to zrobić, jak nawet nie wiedziało kto jest kim. Musiało ponadawać im własne imiona. Dopasowane do ich aury i kształtu duszy.
Szara Mordka rozmawiał z Szybką Rybką o czymś. Siedzieli wspólnie przy sumie i zajęci rozmową nie zauważyli Krzykliwej Kałuży. Druga kotka wbiła pomiędzy tą dwójkę bez zapowiedzi, a jej głos niósł się nawet do uszu Bagietki.
— Widzieliście gdzieś Syrenke?
Oczy kocięcia rozszerzyły się. Skądś znało ten termin. Pół kot pół ryba. Ryba o kocich łapach i ogonie, skacząca wśród chmur. A przynajmniej tak podopowiadała im intuicja. Nie sądziło, że tak magiczne istoty występowały tutaj dziko. Pragnienie ujrzenia ich na własne ślepka zawładneły malutkim serduszkiem.
Bagietka powolutku, przynajmniej tak im się zdawało, skradło się do trójki kotów. Ich obecność pozostała niezauważona!
— Powinnaś zapytać Dryfującej Bulwy. — odpowiedział Szara Mordka.
Jego wzrok spotkał się z zaciekawionym spojrzeniem kociaka. Bagietka prędko zamknęło ślepia w imię zasady "jeśli ja ich nie widzę to oni mnie też."
— Przecież on teraz przesiaduje głównie w kociarni. Widziałeś go, ekm... Bagietko?
Zaskoczone otworzyło oczka i spojrzało na szylkretka. Tajemnicą na zawsze już pozostało jak zdołała ujrzeć ich pomimo niezawodnego kamuflażu.
Kocie przekręciło bezradnie łebkiem nieco przytłoczone tą całą sytuacją.
— Syrenka... — powtórzyło jedynie cicho.
Wojowniczka uśmiechnęła się.
— Tak, też jej szukam. Chcesz mi pomóc?
Bagietka energicznie pokiwało łebkiem i wbiegło pod łapy Krzyczącej Kałuży. Czekała ich niesamowita przygoda. Pełna wrażeń, podróży, zmęczenia i dzikiej przyrody.
— O patrzcie, tam jest. — miauknęła Szybka Rybka.
Wzrok wszystkich przeniósł się w stronę wejścia do obozowiska. Kotka podobna do pana wojownika wchodziła do środka z jakimś ptakiem w pysku. Bagietka zmrużyło ślepia.
— Nie widzę.
— Tutaj. O, prosto przed tobą. — próbowała im pomóc Krzycząca Kałuża, wskazując łapką przed siebie.
Ale wśród gęstwiny obcych im kotów nigdzie nie było baśniowej istoty...
— Nie ma syrenki... — odparło niemal zrozpaczone.
Wojownicy trochę przejęci, jak i zdezorientowani stanem kocięcia, zawołali jakąś kotkę. Niezbyt wiedziało co się do końca wydarzyło. Ich smutek był za mocny, by zwracać uwagę na nieistotne rozterki dorosłych. W końcu nie zobaczyło żadnej syrenki. Zmieszane i zasmucone tym faktem, ruszyło w stronę kociarni. Słusznie uważało, że zabawa Kotewki jest głupia. Teraz miało jeszcze na dowody. Brzydcy wojownicy zwiedli ich pełne nadziei serce.
Ze zwieszonym łebkiem skierowało się ku celu wędrówki. Para żółtych łap sprawiła, że spojrzało do góry.
— Żółty Kot!
Wojownik uśmiechnął się niezręcznie.
— Witaj Bagietko, a gdzie Kotewka?
Zaczęło się rozglądać za starszą.
— Wysłała mnie na tajną misję. Mam wyłapać wszelkie nieprawidłowości w klanie i zdać jej raport. Ale nie wiem kto jak ma na imię. — jęknęło smętnie.
Kocur słuchał to uważnie z wysoko uniesionymi brwiami. Otulił kocie ogonem.
— Nie martw się. Pomogę ci. I przy okazji przedstawię ci twoją rodzinę. Co ty na to?
Bagietka radośnie pokiwało łebkiem. Ruszyło za wojownikiem. Wesoło dreptali przez suchą trawę.
— Spójrz, to twoja kuzynka, Krabowe Paluszki.
Bagietka otworzyło szeroko buzie. To była ona. Pani Oszukistka.
— Hej, Bagietko. Gdzie wcześniej zniknąłeś? Wołaliśmy Cię.
Kocie schowało się za żółtymi łapami. Ich serce wciąż było zranione. Koty rozmawiały o czymś. Bagietka poczuło się zmęczone. Dużo dzisiaj chodziło. Łapki już trochę bolały.
— To co idziemy dalej?
Pokiwało główką i ruszyło za kitą wojownika. Doszli do brązowej kotki z żółtymi plamami. To musiała być córka Żółtego Kota.
— Cyranko, chodź do nas. Poznasz siostrzeńca.
Kulawa kotka ruszyła w ich stronę. Bagietke trochę zaskoczyło brak jednej łapy. Wcześniej tego nie zauważyło.
— O, ty musisz być Bagietka. Strasznie wyrosłeś. Ostatnio byłeś nie większy niż moja łapa.
Kocie uśmiechnęło się niepewnie, spoglądając w żółte oczka kotki. Ono miało żółte oczka, Żółty Kot miał żółte oczka, ciocia miała żółte oczka. Czemu mama ich nie miała. Zamyślił się na parę uderzeń serca. Może się jej pobrudziły. I trzeba było je umyć.
— Halo, Bagietko?
Spojrzało zdezorientowane na Żółtego Kota.
— Co?
Wojownik westchnął cicho. Chyba też był zmęczony.
— Pójdziemy do Kotewki? Chce mi się spać. — ziewnęło leniwie.
— Oczywiście. Najwyżej kiedy indziej poznasz resztę. Mamy jeszcze dużo czasu na wspólne zabawy. — miauknął z uśmiechem dziadek.
Bagietka otarło się o łapy wojownika, mrucząc. Nie mogło się doczekać kolejnych przygód.
Bagietka otarło się o łapy wojownika, mrucząc. Nie mogło się doczekać kolejnych przygód.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz