- Tam już są tereny twojego Klanu. Idź cały czas prosto. I pamiętaj, następnym razem to nie skończy się tak dobrze. - powiedział zimnym tonem, po czym odwrócił się i odszedł, nie zważając na Szkarłatnego, który odprowadził go wzrokiem, aż ten zniknął za drzewami.
Nie zamierzał jednak stać i czekać w nieskończoność, ruszył więc przed siebie i szedł nie zwalniając kroku, pomimo piekącego bólu w ranie na grzbiecie. Iskrzące Futro, pomyślał, tak ją nazwali. Warto wiedzieć, tak na przyszłość. Przynajmniej tyle dobrze, on znał jej imię, ona jego nie. Innych plusów nie udało mu się znaleźć.
Minęło dużo czasu zanim doszedł do znajomych terenów i rozpoznał znajome zapachy. Obóz nie był już daleko, jednak jemu nie chciało się szybko wracać. Usiał w cieniu młodej brzózki i zaczął lizać swoje rany. Poszedłby do medyka, gdyby nie to, że go nie było. Szkarłatny miał nadzieję, że to się szybko zmieni, bo jego brak nie wróżył nic dobrego. Zwłaszcza, że w powietrzu było czuć, że coś się święci. Coś na tyle dużego i poważnego, że nawet on to wyczuwał. Wrócił jednak myślami do ostatnich zdarzeń. Nie był z siebie zadowolony jeśli chodziło o walkę z tą wielce agresywną kotką. Zdecydowanie nie popisał się, nie udało mu się nawet uniknąć konfliktu. Przypomniał sobie słowa kocura. Racja, pomyślał, następnym razem to nie skończy się tak dobrze. Tyle że nie dla mnie. Następnym razem zawalczę na poważnie, Iskrzące Futro. Zapamiętaj to sobie.
Po tych zuchwałych myślach Szkarłatny położył się na swoich łapach i leniwie zamknął oczy. Nie zasnął, jedynie leżał tak przez dłuższy czas, nasłuchując śpiewu ptaków i szumu liści. Nigdzie mu się nie śpieszyło.
<Koniec>
Ostro
OdpowiedzUsuń